Skocz do zawartości
Forum

Karola84

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Karola84

  1. Dziękujemy za wyróżnienie! Moje dzieciaczki się na pewno ucieszą:)
  2. Moja córka ma 4 lata, synek 2. Mogłoby się wydawać, że z racji różnicy płci i wieku wybór ulubionej i do tego wspólnej zabawy będzie trudny. Nic bardziej mylnego. Moje dzieci uwielbiają bawić się w sklep. Nie jest to zwyczajny sklep, ponieważ ladę stanowi kuchnia do gotowania (oczywiście zabawka), na której stoi kasa sklepowa oraz cały, bogaty asortyment produktów na sprzedaż. Mamy też dwa wózki - jeden sklepowy, drugi dla lalek, ale idealnie się do spakowania zakupów. Zawsze na początek musimy rozwiązać kwestię tego, kto jest sprzedawcą, a kto kupującym, bo oboje chcieliby sprzedawać jako pierwsi. Ustalamy więc kolejność - jednego dnia Łucja jest pierwsza, drugiego dnia Patryk. Mi i mojemu mężowi jeszcze nigdy nie przypadł zaszczytny tytuł sprzedawcy (kasą się więc pobawić nie możemy, ale mamy dużo pieniędzy, które wydajemy bez ograniczeń. Zwłaszcza, że większość zakupów, niezależenie od ich ilości i produktów kosztuje 10 złotych). A po zakupach... "przyjęcie herbatkowe". Siedzimy w czwórkę na dywanie. Na środku znajduje się taca z babeczkami , cukierniczka i imbryczek z herbatą. Przed każdym z nas talerzyk, łyżeczka i filiżanka. Pijemy, jemy, dolewka, dokładka, pijemy, jemy, kolejna dolewka i dokładka. Mnóstwo śmiechu i zabawy. Wspaniale spędzony czas...
  3. Za górami, za lasami, za rozległymi morzami Żyła sobie raz królewna. Bardzo piękna, z tym, że z drewna. Bo zły czar nią rzucono i w kukiełkę zamieniono. I zamknięto gdzieś wysoko, gdzie nie sięga ludzkie oko. Wieżę ciemność spowijała – nic królewna nie widziała. Ani słońca, ani kwiatów, nie słyszała śpiewu ptaków. Taka krzywda ją spotkała kiedy była jeszcze mała. A czas płynął nieustannie, kilka lat przybyło pannie. Dusza uwięziona w Drewie łkała co noc niemal rzewnie. O wolności wciąż marzyła, o tym co by na zewnątrz robiła, O tym by mieć ludzkie ciało, a to drewno by spróchniało! Na ratunek wciąż czekała i nic o tym nie wiedziała, Że od lat mężni rycerze pragną dotrzeć na jej wieżę, By królewnę uwięzioną móc uczynić swoją żoną. Król obiecał córki rękę, by ktoś skrócił mu udrękę I królewnę uwolnioną, znów sprowadził mu do domu. W królestwie bowiem mówiono, że czar, który na nią rzucono Pryśnie jak bańka mydlana, kiedy królewna zostanie pocałowana. Niejeden siłacz i rycerze wspaniali do tego zadania się szykowali. Wielu do wieży dostać się chciało, jednak żadnemu się nie udało. Królewna na wybawcę niecierpliwie czekała, kiedy coś przed drzwiami nagle usłyszała. Po chwili ujrzała mężczyznę młodego – szczupłego, wysokiego i niezwykle przystojnego! To spryt, zwinność i bystre oko pozwoliły mu zajść tak wysoko. Młodzieniec podszedł, swój miecz odłożył i na ustach królewny pocałunek złożył. I nagle ziemia jakby zadrżała, ogromna siła królewnę z objęć wyrwała. Przestraszoną królewnę do góry wyrzuciła, okręciła w kółko, na łóżko rzuciła. Spojrzała na siebie zdumiona królewna. Miała ludzkie ciało – ani grama drewna! Królewna krzyknęła z ogromnej radości: w końcu jestem na wolności! Kiedy do domu ze swym księciem wracała pięknymi widokami się napawała. Okrągłe słońce na niebie jaśniało, drogę do domu im wskazywało. I chociaż z uwolnienia królewna byłą rada to byłą słaba i bardzo blada. Znaleźli więc strumyk, nad nim przystanęli, usiedli zmęczeni, trochę odpoczęli. Młodzieniec swej królewnie jajko podarował, jadł je regularnie więc mało chorował. Królewna z ochotą jajko przekąsiła, wodą ze strumyka posiłek popiła. Tymczasem wybawca już coś w ręku trzymał – kolejny podarunek, który dla niej miał. Wyjaśnił królewnie, że to witamina D i zdrowy jest ten, kto ją regularnie bierze. Dotarli do domu następnego dnia, gdy na niebie nie było już słońca. Nie sposób opisać panującej w zamku radości, w związku z tym ,ze królewna jest już na wolności. Po miesiącu witaminy D zażywania królewna był nie do poznania. Jej skóra była zdrowa i opalona, a ona sama ogromnie zadowolona. A potem był ślub – w blasku słońca młoda para przyrzekła sobie miłość aż do końca!
  4. Patryk nasłuchiwał. Cisza. W końcu sobie poszli. Wyszedł ze swojej kryjówki - piwnicy, która znajdowała się w jego pokoju. "Co tu robić?" - pomyślał spanikowany, po czym już odważniej powiedział: "Muszę im pomóc!" Odnalazł swojego przyjaciela Azorka i ruszyli śladami napastników. Gdy nastała noc usnęli pod drzewem. Wtem ukazała im się zjawa. Biały cień powiedział im, że muszą przejść 3 niezwykle niebezpieczne krainy, by do niego dotrzeć, a on pomoże im uwolnić bliskich. Kiedy Patryk się obudził pomyślał, że to sen, jednak znajdowały się przy nim dary, od zjawy, która powiedziała, że musi mądrze z nich skorzystać. W pierwszej krainie napadły na nich wściekłe osy. Patryk użył dzwonka - niezwykle głośnego, przez który zdezorientowane osy padały na ziemię. Dźwięk ten nie szkodził za to bohaterom.W drugiej krainie zaatakowały ich okrutne hieny. Patryk wyjął pudełko, po otwarciu którego otoczenie wypełniał okropny zapach. Nosy hien tego nie wytrzymywały, więc uciekały one przerażone. Bohaterowie nie czuli nic. W trzeciej krainie spotkali się z wilkami. Jednak niezwykle silne światło z magicznej latarki na dobre oślepiało przerażone wilki. Bohaterowie dotarli bezpiecznie do góry zjawy, która okazała się silnym i mądrym magiem. Pogratulował on Patrykowi odwagi i umiejętności skorzystania z otrzymanych darów. Na magicznym liściu dotarli do miejsca, gdzie potwory przetrzymywały mieszkańców wioski. Mag rzucił na nich zaklęcie, które zawierało w sobie odwagę, miłość i poświęcenie Patryka. Dzięki temu potwory zostały pokonane, a mieszkańcy uwolnieni.
  5. Oto sowa mojej córeczki - Łucji (3,5 roku).
  6. Deserki malinkowe "zaliczone". Przeznaczone były dla mojego małego synka, ale starsza córka też nie mogła się oprzeć. Wybrała właśnie malinkowe - dla siebie i brata. Jedli z wielkim zapałem, chociaż ona swojego trochę zostawiła. Tłumaczę to wcześniejszym przejedzeniem, bo widać było po niej (a w zasadzie po nich), że bardzo smakują. Dzisiaj czas na smak morelowy!
  7. Moim zdaniem w poznaniu świata najbardziej pomaga małemu dziecku nieograniczanie jego zmysłów. One są po to, by z nich korzystać. Trzeba coś zobaczyć, dotknąć, powąchać, posłuchać, posmakować. Oczywiście, my rodzice, powinniśmy być takimi strażnikami – mówić co wolno dotknąć czy spróbować, a czego nie. Ja staram się, by moje dzieci dostrzegały piękno świata w najdrobniejszych szczegółach. Dlatego będąc na spacerze uważnie obserwujemy wszystko w około. Wąchamy kwiatki, podziwiamy kolorowe motylki, pracujące mrówki czy też liczymy kropki na biedronkach. Ważne, by przy tym rozmawiać z dzieckiem i przekazywać wiedzę, którą sami posiadamy. Nawet jadąc samochodem można się wiele nauczyć obserwując świat przez szybę. A kiedy pogoda nie sprzyja wyjściu na dwór doskonałą rolę edukacyjną spełniają kolorowe książeczki dla dzieci. Można z dzieckiem usiąść i czytać lub opowiadać o tym co widać na obrazku. Albo też dziecko może opowiadać o tym co widzi – to na pewno pobudzi jego wyobraźnię. Zresztą nawet gdy dziecko samo ogląda książeczkę dowiaduje się wiele o życiu, przyrodzie, częściach ciała, itp. Trzeba mu tylko na to pozwolić.
  8. Moim zdaniem piosenki jak najbardziej pomagają w nauce języka obcego. To jedna ze sprawdzonych form nauki przez zabawę. Moja córka ma 3 lata i nie wyobrażam sobie sytuacji, by posadzić ją za biurkiem i uczyć słówek w obcym języku. Tylko bym ją zniechęciła. Dzieci w tym wieku szybko „chwytają” i w większości nawet nie zdają sobie sprawy jak cenną wiedzę właśnie zdobywają. Najpierw tańczą i słuchają, potem starają się powtarzać słowa, a potem już pięknie śpiewają. Są zadowolone i po prostu świetnie się bawią (tak jest w przypadku mojej córki, więc uogólniam). Ważne jest jeszcze to, by wiedziały o czym śpiewają. Musi więc im towarzyszyć ktoś, kto im opowie o czym jest piosenka i przetłumaczy kluczowe słowa. Moja córka w ten sposób nauczyła się kolorów po angielsku. Słówko po słówku, kolor po kolorze i zna już ich siedem. W nauce języka obcego ważne jest „osłuchanie” . Moim zdaniem dużo łatwiej uczy się języka przebywając wśród osób, które się nim posługują na co dzień. Słuchanie piosenek w innym języku jest według mnie doskonałym wstępem do nauki tego języka w przyszłości.
  9. Dla mnie uważność to umiejętność "pochłaniania" wszystkiego co dzieje się wokół. To "wychwytywanie" najdrobniejszych szczegółów. Takie czerpanie z życia całymi garściami i cieszenie się zwykłymi sprawami. Sama taka jestem i tego uczę dziecka. Dlatego każdy spacer to rozglądanie się i szukanie fajnych sytuacji, obserwowanie zwierzątek, ptaszków czy nawet owadów. Staram się zaciekawić córkę otaczającym ją środowiskiem i pokazać, że to wszystko może być niezwykłe w zależności od tego jak jest postrzegane. Gorzej ma się to w przypadku radzenia sobie z emocjami i płaczem. Wiadomo - dziecko się buntuje, a cierpliwość rodzica też ma swoje granice. Ale staram się jak mogę tłumaczyć jej, że jej zachowanie jest złe, albo jak powinna postąpić. Staram się ją uspokoić, przytulę, mówię, że nie zawsze jest tak jakby się chciało by było, opowiem fajna historyjkę. Staram się ją zmotywować do dalszego działania, by się nie poddawała. Moje zachowanie zależy tak naprawdę od zaistniałych okoliczności.Czytając, staram się, by ona skupiła się w 100%, bawiąc, by były to przyjemne chwile dla nas obu. Uważność? Ćwiczymy ją w każdym momencie dnia.
  10. 1. Floractin zawiera żywe kultury bakterii probiotycznych Lactobacillus rhamnosus GG (ATCC 53103), które mają korzystne dla zdrowia działanie potwierdzone w licznych badaniach klinicznych. 2.Występowaniu chorób atopowych u niemowląt można zapobiegać już w ciąży stosując probiotyki. Probiotyki naturalnie występują w jelitach człowieka korzystnie oddziałując na nasze zdrowie, dlatego uzupełnienie diety w suplementy zawierające bakterie wspomagające pracę zdrowej mikroflory jelit w okresie ciąży jest szczególnie ważne. Pozytywny wpływ probiotyków na zdrowie matki przekłada się również na ochronę płodu. Wyniki długotrwałych prób klinicznych probiotyków wykazały zmniejszenie ryzyka chorób atopowych u niemowląt. 3. Stosowanie probiotyków ma zastosowanie w profilaktyce chorób przewodu pokarmowego i pozwala na prawidłową kolonizację przewodu pokarmowego nawet u niemowląt. Bezpośrednio po urodzeniu, jałowy przewód pokarmowy dziecka w kolejnych dniach życia kolonizuje się bakteriami z jego najbliższego otoczenia. Jeśli dziecko przebywa w tym czasie dłużej w szpitalu, istnieje ryzyko kolonizacji przewodu pokarmowego szpitalnymi drobnoustrojami patogennymi, co może skutkować m.in. infekcjami przewodu pokarmowego. U takich pacjentów probiotyki warto stosować prewencyjnie. Probiotyki znajdują zastosowanie u wszystkich grup wiekowych, bowiem istotą probiotyków jest dobroczynny wpływ na zdrowie organizmu. W szczególności probiotyki m.in. mogą wpływać immunomodulująco na układ odpornościowy, dezaktywować produkowane przez mikroorganizmy toksyny oraz kolonizować przewód pokarmowy, powodując utrzymanie równowagi flory jelitowej. Probiotyki warto stosować również podczas wyjazdów, szczególnie tych zagranicznych. Miejsca oddalone od domu, inne strefy klimatyczne, często skutkują występowaniem niestrawności, tzw. biegunką podróżnych. Planując wyjazd z małym dzieckiem, by poprawić funkcjonowanie jego przewodu pokarmowego warto stosować probiotyk z 14-dniowym wyprzedzeniem. A w trakcie pobytu kontynuować podawanie. 4. Każda mama pragnie dla swojego dziecka jak najlepiej. Niestety czasem nie jest w stanie uchronić go przed chorobą i muszą mu zostać podane antybiotyki. Warto wówczas podawać mu probiotyki. To one są swego rodzaju „bohaterem” i chronią mały organizm przed negatywnymi skutkami działania antybiotyków. Dzięki probiotykom odporność naszych pociech wzrasta i zwiększa się prawdopodobieństwo, że nie będą tak często chorowały. Stosując probiotyki oszczędzamy maluszkom dodatkowych, nieprzyjemnych objawów, które nie muszą, ale mogą się pojawić. Ja wychodzę z założenia, że trzeba dmuchać na zimne i lepiej zapobiegać, niż skazywać dziecko na niepotrzebne męki. Chociaż moja córka na szczęście nie choruje zbyt często, to zdarzyło się kilka razy, że antybiotyk był koniecznością i wtedy zawsze podawałam jej probiotyki. Są one dostępne w wygodnej formie i podanie ich dziecku nie stanowi żadnego problemu, a od problemów uchronić może.
  11. Według mnie najważniejszą sprawą w ubieraniu dzieci zimą jest dopasowanie ubioru do aktualnych warunków pogodowych. Nie szykuję dzieciom ciuchów wieczorem, bo dzień może przynieść niespodziewane zmiany. Ubieram je tak jak siebie – jeśli ja mam jedną warstwę ubrań to one też. Jeżeli mam sweterek to one też. Wychodzę z założenia, że jeśli mi jest wystarczająco ciepło to im też, zwłaszcza, że one mają niespożytą energię, która ich rozpiera i dodatkowo rozgrzewa. Muszą być ubrane tak, by mogły swobodnie się poruszać. Jednocześnie żadna część ciała poza wysmarowaną kremem twarzą nie powinna być wystawiona na zimno, więc body są zimą najlepszym rozwiązaniem, by chronić plecy. O zimowych atrybutach jak kurtka lub kombinezon, czapka, szalik, rękawiczki i kozaczki lub śniegowce nie trzeba chyba wspominać. Ubrania muszą mieć odpowiedni rozmiar – nie mogą „pić” ani zwisać. Ogromne znaczenie ma ich jakość – nie mogą podrażniać skóry, być sztywne i niewygodne. Ostatecznie, to co założę moim dzieciom pod kurtkę zależy od tego ile stopni wskazuje termometr i jaka pogoda dopisuje w danym dniu.
  12. Karola84

    Konkurs "W kąpieli"

    Razem z mężem moglibyśmy dostać odznakę "Idealni rodzice", bo nasze dzieci nigdy nie "awanturowały się" podczas kąpieli. Albo to one powinny dostać odznakę "Idealne dzieci", bo chociaż chlapią i krzyczą w wodzie to są to okrzyki radości. Idealna rodzinka... Prawda jest jednak taka, że po prostu mamy szczęście, że nasze dzieciaki lubią kąpiel i do tej pory nie stało się nic co mogłoby je do tego zniechęcić. A czasem wystarczy głośniej coś powiedzieć, chlapnąć wodą czy przygotować zbyt gorącą wodę, by dziecko wystraszyło się wody na dobre. Myślę, że w takiej sytuacji ważne jest przekonanie dziecka do tego, że kąpiel jest przyjemnością. Z takim np. 2 latkiem można się kapać razem (ja tak robiłam z córką pomimo tego, że nie miała oporów do wejścia do wody, ale razem fajnie się bawiłyśmy). Do towarzystwa potrzeba jeszcze oczywiście tłumu gumowych zabawek i góry piany! Gorzej z niemowlaczkiem, który np. głośno krzycz czy płacze i nie mowy mowy o wytłumaczeniu mu czegokolwiek. Myślę, że ważne jest wówczas stworzenie sprzyjającej atmosfery. Może włączyć mu ulubioną grającą zabawkę, albo kołysanki dla dzieci (moja koleżanka włączała suszarkę, bo to uspokajało jej córkę). Trzeba uśmiechać się, mówić do dziecka i nie denerwować się, bo dziecko na pewno to wyczuwa, co wzmaga jego niepokój. Trzeba też dziecku pozwolić się bawić w wodzie i nie przeżywać, że łazienka będzie zachlapana, więc niech nie chlapie. Nie chlapie, bo to mu sprawia przyjemność i dzięki temu kojarzy się z miłym wieczornym akcentem. Nikt nie jest idealny, każde dziecko jest inne i nie ma jednego rozwiązania. Jednakże miłość do dziecka zawsze daje pozytywne efekty i jeśli mu ją okazujemy to w końcu nawet nielubiana kąpiel stanie się przyjemnością.
  13. Macierzyństwo to coś najpiękniejszego co mnie spotkało w życiu, ale niestety nie jest to droga, która jest usłana różami. A w zasadzie może jest tylko czasem stąpa się na kolce... No więc jak to jest z tymi porankami - zazwyczaj bywają radosne. Głównie dla synka, bo to on decyduje o której i ile razy wstajemy w nocy. Jego zegar biologiczny budzi go w środku nocy i głośno tyka "pora zrobić przerwę w spaniu! Czas na zabawę!". I co ta biedna mama ma zrobić? Najpierw próbuje uśpić małego "drania", a potem po prostu czuwa, gdy on w najlepsze bawi się jej koszulą nocną. Gdy słyszę już pierwsze oznaki nocnej pobudki, tj. szeleszczącą poduszkę, małe rączki łapiące na szczebelki od łóżeczka i nawoływania "e,e,e" to pierwsza reakcja jest zawsze taka sama - "synku, śpij, bo mama dopiero co zasnęła". Ale cóż zrobić. Włączam lampkę i widzę mojego 7-miesięcznego kawalera. W pełnej okazałości stoi sobie w łóżeczku, trzyma się poręczy i i tak słodko się śmieje, że wprost się rozpływam w tym szczerym uśmiechu i dużych oczkach. Rano jest podobnie - on szczęśliwy i wyspany. Ja niekoniecznie wyspana, ale z takim słodkim przywitaniem od razu lepiej się wstaje. Ciężko jest mi podać jeden konkretny poranek, bo jest ich mnóstwo. Każdy wart wszelkich poświęceń i zarwanych nocy. Z czasem będą one przybierać inną formę, ale te obecne pozostaną w mej pamięci w katalogu "chwile, dla których warto żyć".
  14. Moja córka najchętniej spędziłaby ferie w towarzystwie bohaterów z bajki "Strażnicy Miasta". Jej przygoda z nimi rozpoczęła się w momencie kiedy córka wracała ze żłobka i siadała na nocniczku, by oduczyć się robić w pieluchy, a następnie jadła obiadek. To był dobry sposób, by chwilę posiedziała na miejscu i nie próbowała uciekać ani od jedzenia ani od siusiu. Nie sądziłam, że "Strażnicy miasta" tak bardzo przypadną jej do gustu. Mi zresztą też, bo to odpowiednia bajka dla takich maluchów - jest zabawna, przyjemnie się ją ogląda i uczy pewnych zachowań. Córka lubi ich, bo przeżywają fajne przygody, które jednak zawsze dobrze się kończą. Córka jest z natury spokojna i wrażliwa, więc bardzo przeżywa kiedy komuś dzieje się coś złego. I chyba dlatego tak polubiła Strażników, ponieważ kiedy u nich dzieje się coś złego, zawsze zawsze można liczyć na pomoc Fiony i Paulie. Córka jest mała, ale chyba już teraz ceni sobie poczucie bezpieczeństwa, a takie dają jej Strażnicy. Wie, że nic nikomu nie grozi i zostaną uratowani z wszelkich tarapatów. I do tego ten prześmieszny Rufus, który zawsze pakuje się w kłopoty! To jej ulubiona postać. A na fajnej piosence zawsze tańczymy - razem oczywiście:)
  15. Moja córeczka najbardziej lubi bajki z Kubusiem Puchatkiem, również świąteczne. Nic w tym dziwnego, ponieważ od samego początku wychowujemy ją właśnie w otoczeniu sympatycznego misia i jego przyjaciół. Mała jest jednak zbyt mała, by odwzorować to co widzi na ekranie, w książkach lub swoim pokoju, a aktualnie jest na etapie mistrzowskiego rysowania kółeczek, kresek i fal. Dlatego bardzo często nasze wspólne rysowanie wygląda tak, że ona trzyma kredkę w swoich paluszkach, a ja trzymam jej rękę i ją prowadzę. W ten oto sposób powstał nasz Kubuś z Prosiaczkiem w otoczeniu choinek i prezentów.
  16. Idealny lekarz dla dziecka powinien przede wszystkim budzić jego zaufanie. "Buc" siedzący za biurkiem, burczący coś pod nosem, mówiący do mamy "proszę uspokoić dziecko" i badający go bez słowa, a za to "na siłę" na pewno na miano idealnego lekarza nie zasługuje. Lekarz idealny, a więc przyjazny dziecku, już na wstępie powinien przywitać go uśmiechem, spytać spokojnie i miło jakiż to problem przywiódł malucha do jego gabinetu. Powinien zachęcić dziecko do rozmowy, skupić się na nim, może zapytać co tam w szkole czy przedszkolu. Powinien mówić co robi i po co to robi, no. by posłuchać czy nie ma szmerków na płuckach. Na koniec powinien dać dziecku naklejkę "dzielnego pacjenta" lub lizaka. Wiem, że dzieci bywają różne - jedna się wstydzą, inne płaczą lub krzyczą. Lekarz idealny powinien rozpoznać z jakim małym pacjentem ma do czynienia i dostosować się do niego Spróbować do niego dotrzeć. Musi więc budzić zaufanie i być cierpliwym. Musi być takim człowiekiem miłym, kulturalnym i zabawnym. Do tego oczywiście profesjonalistą, znającym się na swym fachu, by jak najszybciej i najskuteczniej dziecku pomóc.
  17. Karola84

    Konkurs "Dzidziuś"

    Zapomniałam dopisać, że przed każdym wyjściem z domu twarz synka smaruję kremem ochronnym, by zmniejszyć szkodliwe działanie wiatru i mrozu.
  18. Karola84

    Konkurs "Dzidziuś"

    Każdy maluszek wymaga szczególnej opieki i pielęgnacji. Mój synek ma pół roczku, a koszyczek z przeróżnymi kosmetykami do pielęgnacji jest wciąż pełen. Przez pierwsze tygodnie po jego urodzeniu do kąpania używałam emolientów, by w jak największym stopniu dbały o jego delikatną skórkę. Obecnie używam już innych środków, jednak wciąż takich, które przeznaczone są dla dzieci od pierwszego dnia życia. Nie kąpię małego codziennie lecz co dwa dni, by zbytnio nie ścierać cienkiej warstwy naskórka. Jakiś czas temu na skórze synka pojawiły się drobne chrostki, więc wykąpaliśmy go w wodzie z dodatkiem krochmalu. Po dwóch dniach skórka ponownie była gładka. W te dni kiedy go nie kąpię przemywam jego ciałko gazikiem z wodą. Smarowanie balsamem to wieczorny rytuał, którego nigdy nie odpuszczamy. Przemywanie oczu płatkiem nasączonym wodą i czyszczenie uszek podobnie. Po każdej zmianie pampersa smaruję dupkę synka kremem na odparzenia - na razie czysto zapobiegawczo, bo tylko czasami jego skórka się lekko zaczerwieni. Synek ma mało włosków, jednak zaczęła mu się pojawiać ciemieniuszka, więc przez jakiś czas natłuszczałam jego główkę oliwką i zakładałam na to czapkę, by jej przedłużyć jej działanie. Problem na razie zniknął. Natomiast do czyszczenia noska stosujemy homeopatyczny aerozol dla maluszków. Oto nasza codzienna pielęgnacja.
  19. Droga Redakcjo, życzymy wszystkiego najlepszego! Oto dekoracje dla Was od nas. Jest czterowarstwowy tort, siedem serduszek, mała babeczka z siedmioma świeczkami i kilka torebek pełnych prezentów:) Serduszka miały być trochę ładniej pokolorowane - każde z wyjątkowym wzorem, ale córeczka wykazała się swoją inwencją twórczą i tak zostało:)
  20. O korzyściach z karmienia piersią wie chyba każda mama. Pisze się o tym w internecie, prasie, mówią o nich lekarze i eksperci. Zakazuje się promowania początkowego mleka modyfikowanego, by w jak największym stopniu propagować karmienie piersią. Producenci takiego mleka starają się stworzyć mieszankę zbliżoną składem i właściwościami właśnie do mleka matki. Ale natura nie zdradza swych sekretów i mleko matki nadal pozostaje najlepszym rozwiązaniem dla maluszka. Wiadomo - karmiąc piersią zapewniamy maluszkowi optymalne warunki do prawidłowego rozwoju i wzrostu oraz zwiększamy jego odporność. Ja jednak chciałabym się skupić na emocjonalnych korzyściach płynących z karmienia piersią. Maluszek bowiem nie jest świadomy tego, czy to co mu podajemy jest dobre, czy lepsze. Ważne jest za to, czy podczas karmienia czuje bliskość mamy. Karmienie piersią tworzy więź, której nic nie jest w stanie zastąpić. Nikt nigdy nie poczuje takiej bliskości, jaka ma miejsce podczas karmienia piersią. Dziecko czuje się bezpiecznie i spokojnie. A mama? Kiedy widzę te miarowe ruchy ustek, kiedy czuję małą,delikatną rączkę na piersi i widzę te maleńkie oczy wpatrzone we mnie to czuję się najszczęśliwszą, najbardziej spełnioną osobą na świecie. Korzyści są więc obopólne. A największą są chwile sam na sam z moim maleństwem.
  21. Co prawda w mojej historii herbata pojawia się na samym końcu, jednak stanowi jej najmilszy i najcieplejszy akcent. A wszystko zaczęło się tak... Razem z rodzicami i siostrą odwiedziliśmy rodzinę. Nasze małe autko - słynny maluszek zawiózł nas bez problemu na miejsce. Potem odpalaliśmy go kilkakrotnie, by ostre styczniowe mrozy go nie unieruchomiły. Ale nie ma to jak złośliwość rzeczy martwych - fiacik do domu nie chciał nas odwieźć! Ba! Nawet nie myślał o tym, by odpalić! Próbowaliśmy na różne sposoby - na popych, na linkę, na doładowanie akumulatora. Jako, że tato w gościach pobalował i we krwi miał trochę procencików, to ja dwie godziny spędziłam na różnych próbach ożywienia maluszka. Ale gdzie tam! Nic nie poskutkowało. A mróz szczypał niesamowicie. Czułam jak przenika do moich kości. Ostatecznie maluch ruszył, z tym, że ciągnięty na lince holowniczej przez samochód wuja. Kiedy już wydawało się, że bez problemów dotrzemy do domu stanęliśmy przed mocno zawianą drogą. Nie było mowy, by na holu przebrnąć przez zaspy, a domu jeszcze jakieś pół kilometra! Już mieliśmy tego nieszczęsnego maluszka zostawić przy drodze, by czekał na odwilż, kiedy pojawił się sąsiad terenowym samochodem i zaproponował, że zaciągnie go na parking swojej firmy. Maluszek odjechał, a my brnęliśmy przez zaspy do domu. Moja siostra prowadziła tatę, a mama trzymała na rękach psa, który nawet nie myślał o tym, by postawić delikatną łapkę na śniegu! Ze względu na to, że najdłużej walczyłam przy próbach uruchomienia samochodu, to ja byłam najbardziej przemarznięta. Tak do szpiku kości! Kiedy więc dotarliśmy do domu, mama okryła mnie grubym kocem i przygotowała gorąca herbatę z miodem. Nigdy nie zapomnę jej smaku - była moim wybawieniem. Rozlewała się po moim ciele, grzejąc każdy kawałeczek przemarzniętego ciała. To był jak nektar dla bogów! Nigdy niczego nie piłam z taką ochotą! I chyba żadna herbata nigdy mi tak nie smakowała! Po latach, kiedy opowiadamy tę historię zastanawiamy się czemu wcześniej nie postanowiliśmy zostawić autka u cioci i po prosić wuja, by nas odwiózł. Obyłoby się bez tylu problemów i moje kości nie zaznałyby takiego przenikliwego mrozu. Ale czy wtedy herbata z miodem smakowałaby tak samo? Nie sądzę:)
  22. Karola84

    Konkurs z Tuli

    Dziękujemy za wyróżnienie:) Synek będzie miał super przytulankę. Chyba, że wcześniej podkradnie mu ją starsza siostra:)
  23. Karola84

    Konkurs z Tuli

    Mojej córeczce najbardziej pomagałam zasnąć ja - to ja byłam jej ulubioną przytualnką. Kładłam się przy niej, a ona bawiła się moimi włosami, potem zarzucała mi rękę na szyję i zasypiała. W końcu zaczął mi rosnąć brzuch i nawet z wyglądu przypominałam misia. Właśnie przez ten rosnący brzuch musieliśmy zmienić rytuał usypiania, by potem nie mieć problemów, gdy np. trzeba będzie karmić maleństwo, a tu akurat czas spania starszej siostry. Tata do usypiania się nie nadawał - płaski jak deska i z włosami jak jeżyk, tj. kilkumilimetrowymi igłami. I czym się tu bawić? No więc Łucja leżała u siebie, a mama u siebie. Ona z niedawno otrzymaną od babci lalką Zuzią, a ja z drugą wybraną przez córkę. Przez kilka dobrych dni słyszałam tylko "mamusia" i powtarzałam w kółko "mamusia jest tutaj, śpij". Tak ją tym chyba zanudzałam, że w końcu usypiała. Zdarzało się, że wyrzucała lalkę z łóżeczka, ale zaraz słychać było delikatne tup, tup, tup i Zuzia łaskawie powracała w objęcia córeczki. W końcu się do niej całkowicie przekonała. A ja? No cóż, od dwóch miesięcy przytula się do mnie mały kawaler. Na razie usypia go moja pierś, a później się okaże:) Ps. Podoba nam się królik:)
  24. Moja córeczka skończyła niedawno 2 latka. Wydaje mi się, że jak na swój wiek jest bardzo rozumna, chociaż pewnie każda mama tak mówi o swoim dziecku. Niestety nie zawsze jest tak, że bez mrugnięcia okiem robi wszystko to, co byśmy chcieli. Pierwszy poważny problem pojawił się w momencie kiedy w wieku 1,5 roku przebiliśmy jej uszy. Samo przebijanie jakoś przeszło - chwilę popłakała i przestała. Jednakże 3 tygodnie później mieliśmy zdjąć jej kolczyki, by je wyczyścić i założyć jeszcze raz. Już ich zdejmowanie okazało się dla nas wyzwaniem, ponieważ mała nie pozwalała sobie przy nich "majstrować". A ponowne założenie... Nie mogliśmy sobie jednak pozwolić na kilka dni przerwy, bo zarosłyby dziurki, więc przy głośnym akopaniamencie płaczu jakoś je z mężem założyliśmy. Z tym, że nic już przy nich nie mogliśmy zrobić - gdy tylko zbliżaliśmy palce do jej uszu ona zatykała je dłońmi z przerażeniem (robiła tak nawet w nocy!). A trzeba było nimi kręcić... W końcu wpadłam na pomysł, by przyglądała się jak ja zakładam swoje kolczyki. Tłumaczyłam jej, że to nie będzie bolało, że ja też swoimi kręcę, udawałam, że psikam je płynem na odkażenia, prosiłam by mi pokazała swoje kolczyki i mówiłam jakie są piękne. Nie zniechęciłam się i po kilku próbach córeczka pozwoliła sobie je popsikać, a po następnych kilku mogliśmy je przekręcić. Spanikowałam kiedy opiekunka ze żłobka dała mi pewnego dnia jej kolczyka mówiąc, że jej wypadł. Już widziałam kolejny dramat i płacz. A tu nic. Mała kazała najpierw założyć kolczyki mi a potem bez problemu pozwoliła założyć sobie. Tego dnia odetchnęłam z ulgą - problem kolczyków już nas nie dotyczył.
  25. Ja, podobnie jak większość kobiet, które pragną szczęśliwie urodzić zdrowe dziecko, od samego początku pozostawałam pod opieką lekarza - przestrzegałam jego zaleceń, brałam witaminy, robiłam badania. Oczywiście nie oznacza to, że nie pojawią się żadne komplikacje, ale stała opieka i regularne badania pozwalają na szybką reakcję. Za radą lekarza wprowadziłam zmiany w jadłospisie i przestrzegałam wagi. Praktycznie do samego rozwiązania pozostawałam aktywna - w pierwszej ciąży zrezygnowałam z pracy dopiero na 3 tygodnie przed porodem. Dzięki temu byłam cały czas wśród ludzi - zadbana, umalowana, a nie znudzona w dresach przed telewizorem. A to co naprawdę mnie relaksowało i wyciszało to popołudnia. Spędzałam je z lekturą w dłoni - niemalże połknęłam wszystkie tomy Harrego Pottera. A w przerwie między przeżywaniem przygód małego czarodzieja, oddawałam się nudnemu dla większości (lecz nie dla mnie) układaniu puzzli. Wszyscy znajomi przeszukali swoje szafy, by dostarczyć mi kolejnych obrazów do ułożenia. Było tego naprawdę sporo. W drugiej ciąży puzzle odpadły - przy niezwykle żywej i energicznej dwulatce ich układanie nie było możliwe. Co mnie więc wycisza? Układanie puzzli zastąpiły spacery z małą i piaskowe babki. Puzzle co prawda też układamy od czasu do czasu, ale nie są to malownicze obrazy z 1000 elementów lecz Kubuś Puchatek w wersji "gigant" odpowiedniej dla wieku małej. No cóż, najważniejsze, że dzięki tym zajęciom czuje się dobrze. Robienie tego, co sprawia, że czujemy się szcześliwi - to mój sposób na to, by ciąża przebiegała spokojnie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...