
JSmolarek
Użytkownik-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez JSmolarek
-
Gratulacje.
-
Już odebraliśmy wspaniałą nagrodę. Dziewczynki słuchają prawie non stop. Jest świetna. Ogromnie i serdecznie dziękujemy.
-
Mieliśmy jeszcze pomysł na bitwę w statki i wylosowywanie rzeczy z woreczka. Bitwa w statki polega na trafieniu i zatapianiu statków na planszy przeciwnika.
-
Laszlo boi się ciemności....a my już nie! Bajka dla trochę starszych dzieci Dla moich najkochańszych skarbelków, Lidusi i Daruni " Kwiat aberysu" Dawno, dawno temu, a może nie tak całkiem dawno w cudownej krainie Amaro żyli przyjaciele: słodziutka króliczka Pusia i dzielny miś Trufelek. Pusia była cała bieluśka, uszki miała zaróżowione od środka, a pyszczek śmieszny i uśmiechnięty. Nosiła różową sukieneczkę i różyczkę na prawym uszku. Miała miły głosik i była życzliwa i serdeczna. Trufelek zaś był prawie cały kakaowy. Tylko jego pysio, uszki i łapki były koloru karmelkowego. Zawsze chętnie pomagał innym i odznaczał się odwagą. Mieszkali obok siebie i byli serdecznymi przyjaciółmi. Bardzo lubili się bawić razem, nigdy się nie nudzili. Codziennie się spotykali i wędrowali po swojej krainie. Była ona niezwykła. Zamieszkiwały ją zwierzątka, elfy, skrzaty. Właśnie wiosna rozpostarła swoje ramiona otulając krzewy i drzewa swym zieloniuśkim szalem. Wiatr powpinał we włosy drzew młodziutkie listeczki i jasnoróżowe pąki. Pod drzewami rozłożyła mięciutkie kobierce zielonej, soczystej trawki. Maleńkie czerwone, niebieskie i żółte kwiatuszki wychylały nieśmiało z ziemi swoje główki. Większe i mniejsze krzewy okryły się drobnymi, delikatnymi srebrnymi kwiatami amerysu. Znajdujące się nieopodal góry przybrały także morski odcień, a małe, wesołe strumyczki szemrały wesoło. Wielkie, strzeliste drzewa dumnie strzegły zamku, znajdującego się u podnóża skalistych gór Gamboru. Mieszkała tu królowa krainy, Lidaria, którą wszyscy kochali i szanowali. Była mądra, piękna, sprawiedliwa i zawsze kierowała się sercem. Dobroć, szlachetność i wrażliwość władczyni sprawiły, że w państwie panował spokój i szczęście. Opiekowała się ona dniem. Lidaria miała młodszą siostrę Marielę, która była równie piękna. Jej kruczoczarne loki spadały kaskadą w dół. Jak Luna była patronką nocy. Siostry żyły w zgodzie i przyjaźni. Wszyscy mieszkańcy woleli jednak Lidarię, bo w dzień zawsze jest jasno i nikt nie czuje strachu. Nocą żadne zwierzątka nie wychodziły z domków i kryjówka, bo się bały ciemności. Uważały, że są straszne. W całym państwie nikt nie lubił nocy. Mariela czuła i wiedziała o obawach mieszkańców dotyczących nocy. Bardzo ją to smuciło. Stawała się coraz bardziej przygnębiona. Nie wiedziała, jak pokazać innym, by nie bali się ciemności, bo one nie są złe. Też chciała być kochana, tak jak jej siostra. Było jej przykro z tego powodu. Pewnego dnia, gdy wybrała się na spacer do swojego ogrodu różanego, Mariela zasłabła i rozchorowała się. Została umieszczona w wieży, z której rozciągał się piękny widok na skąpaną w czerni noc. Uwielbiała go, patrząc ze swego łoża na bezkresne niebo, czasami w kolorach granatu. Zaniepokoiło to mieszkańców. Przychodzili w odwiedziny do Marieli, ale nie wiedzieli, co robić, by wyzdrowiała. Króliczka Pusia i dzielny miś Trufelek nie mogli już znieść takiej sytuacji. Dawniej wszyscy byli radośni i weseli, spędzali wspólnie czas na świetnej zabawie, a teraz chodzili smutni, bo nie mogli pomóc siostrze królowej. Przyjaciele postanowili wybrać się do staruchy, mieszkającej na bagnach i poprosić o radę. Była ona bardzo mądra i znała różne czary. Wierzyli głęboko, że znajdzie sposób na wyleczenie Marieli. Po cichutku spakowali się i wyszli z domu. Spotkali się koło drzewa. dmuchawcowego, rosnącego na rozstaju dróg. Zabrali trochę jedzenia i wyruszyli. Było jeszcze bardzo ciemno, a przygaszone gwiazdy słabo oświetlały drogę. Szli powoli, początkowo w milczeniu. Wiedzieli, że czeka ich trudne zadanie. Ale razem było im raźniej. - Jak myślisz, Trufelku, czy starucha nas wysłucha? - zapytała z troską w głosie Pusia. - Nie wiem, ale musimy spróbować, inaczej nic się nie zmieni - odezwał się miś. - Jesteś bardzo odważny - powiedziała króliczka. - Ja się trochę boję - dodała po chwili. - Nie bój się, jesteś ze mną - dziarsko odpowiedział miś. Zaraz jednak odwrócił się do Pusi, przytulił ją i szepnął.: - Ja troszkę też, ale wierzę, że nam się uda. Kiedy słoneczko już oświetliło swym blaskiem szerokie pola, lasy i łąki, ujrzeli w oddali wielkie mokradła. Popatrzyli na siebie, Trufelek wziął Pusię za łapkę i powędrowali dalej. Niedługo byli na miejscu. Ich oczom ukazał się niewielki domek, ukryty między drzewami. Zdziwiona starucha zapytała, po co przybyli. - Przyszliśmy poprosić o radę. Zostali wpuszczeni do środka. - Co was tu sprowadza? - z wyższością w głosie zapytała staruszka. - Chcieliśmy prosić, byś przywróciła zdrowie Marieli. Spraw, byśmy znowu byli szczęśliwi - trochę niepewnym tonem odezwał się Trufelek. - To nie jest takie proste - roześmiała się zapytana. - Daj się przekonać, uczynimy wszystko, żeby było, jak dawniej - żarliwie prosił Trufelek. - Ach tak? Dobrze. Musicie przynieść siostrze królowej kwiat aberysu. Wtedy jest szansa, że wyzdrowieje. - A co to za kwiat i gdzie rośnie? - zapytał zaciekawiony miś, ale starucha popatrzyła i odpowiedziała: - To już twoje zadanie - i wyszła. Króliczka trzęsła się ze strachu i nie mogła wydobyć z siebie głosu. Była przerażona. Miś jednak uspokoił ją. Pełen nadziei wyruszył w drogę tłumacząc towarzyszce, że odnajdą kwiat. Będą się pytać wszystkich o niego i na pewno się uda. Pusia nie podzielała jego entuzjazmu, ale bardzo chciała pomóc. Wyruszyli w podróż, by odnaleźć niezwykły kwiat i uratować piękną i dobrą siostrę królowej. Nie wiedzieli, w którą stronę się udać, więc postanowili pójść prosto. Po pewnym czasie znaleźli się w ślicznej dolince. Rosły tam ogromne, pomarańczowe drzewa, różowe krzewy, płynął warto mały strumyczek. Nad nim stała dziwna, maleńka chatynka. Koło niej kręcił się raźno malutki skrzacik śpiewając coś pod nosem. Miał długą brodę, trochę spiczaste uszki, a cały ubrany był na zielono. Na głowie tkwiła śmieszna czapeczka. Gdy zobaczył króliczkę i misia, zamierzał się schować. Króliczka, która lubiła skrzaty i umiała z nimi rozmawiać, podeszła powolutku do niego i powiedziała: - Witaj, nie bój się, nie zrobimy ci nic złego. Jestem Pusia, a to mój najlepszy przyjaciel, miś Trufelek. Skrzatek wysunął głowę zza krzaka i przyglądał się jej badawczo. Wreszcie przekonany słowami sympatycznej Pusi wyszedł z ukrycia. - Mam na imię Zeflik. Po co tu przyszliście? - odezwał się cichutko. - Szukamy kwiatu aberysu, ale nie wiemy, jak wygląda i gdzie może rosnąć - odrzekła króliczka. - O, to wyjątkowy kwiat, posiadający magiczną moc....ale do czego wam potrzebny? - zaciekawiony skrzat nadstawił uszy. - Musimy go odnaleźć za wszelką cenę. Oddamy go siostrze królowej, a ona wróci do zdrowia. W naszym kraju znowu zapanuje radość i wszyscy będą szczęśliwi. Tylko gdzie go szukać?- króliczka posmutniała, a jej piękne oczki wypełniły się łzami. - No już nie płacz, powiem ci, jak do niego trafić. Twarzyczka Pusi rozjaśniła się w uśmiechu. - Kwiat znajduje się w Kryształowej Grocie, a pilnuje go Srebrny Elf. Bardzo trudno będzie wam go dostać. Jest jeden sposób, by zechciał go oddać. Trzeba mu podarować coś wyjątkowego. W zamian za to może zgodzi się dać wam kwiat. Trzeba z nim rozmawiać grzecznie, spokojnie, bo inaczej nic z tego. Jeszcze jedno: On uwielbia muzykę - to jego sekret, którego nikomu nie zdradza. - Dziękuję ci, kochany skrzacie! - wykrzyknęła Pusia. - Bardzo nam pomogłeś. - Musicie się pospieszyć, bo kwiat przekwitnie za kilka dni. Następny pojawi się dopiero za rok. - Ojej, to zaraz wyruszamy- odezwała się króliczka patrząc na misia, który czekał na nią stojąc trochę na uboczu. Nie chciał przestraszyć skrzacika. - Dam wam na drogę moje bułeczki jagodowe, wzmocnią was. - Oby szczęście wam dopisało. Króliczka i miś pożegnali się ze skrzatem, dziękując mu za pomoc. Powędrowali wąską ścieżką między skałami, wspinając się pod górę. Dróżka miała ich zaprowadzić do ukrytej wśród ostępów Kryształowej Groty. Szli i szli, aż zmęczeni dotarli do groty. Wtedy Trufelek przypomniał sobie słowa Zeflika. Zaniepokojony spojrzał na Pusię. - Nie mamy nic w podarunku dla Srebrnego Elfa. Co my teraz zrobimy?-zafrasował się miś. - Nie martw się, mamy. Króliczka wyciągnęła ze swojej torby podróżnej malutki drewniany flet. - Bardzo lubię ten flecik. Nie mam nic innego, więc podarujemy mu to. - Ale to twoja ulubiona zabawka - wykrzyknął przyjaciel. - Nie szkodzi. Chętnie oddam ją, żeby tylko elf zgodził się dać nam kwiat aberysu. Z lękiem w małych serduszkach udali się do groty. Przepiękne kryształowe ściany lśniły wszystkimi kolorami tęczy. W głębi, przy krystalicznie czystym źródełku rósł wspaniały, srebrny kwiat. Miał długie, podłużne płatki, a z wnętrza kielicha wystawały niebieskie pręciki. Koło niego stał strażnik w srebrnym stroju. Był to elf, o którym opowiadał im skrzacik. Jego twarz była poważna i surowa. - Witamy cię, Srebrny elfie - zaczęła nieśmiało Pusia. Mamy dla ciebie podarunek. Mówiąc to wyjęła z torby swój flecik, przewiązany czerwoną wstążeczką i podała go elfowi. Ten popatrzył na przybyłych chłodno, ale wziął prezent. Nie wiedział, co z nim zrobić. Króliczka domyśliła się i pokazała, jak gra się na instrumencie. Elf uśmiechnął się i szybciutko zabrał go z powrotem. Próbował grać. Pusia zaśpiewała mu piosenkę. Stanął zauroczony jej śpiewem. Po chwili zapytał, co ich tu sprowadza. - Mirela zachorowała - odpowiedział śmiało miś. Potrzebujemy kwiatu, żeby ją wyleczyć. Jeśli jej go oddamy, powróci do zdrowia. Prosimy, pozwól go wziąć - Trufelek błagalnie popatrzył na Elfa. Ten zastanawiał się, ale patrząc na zwierzątka, podszedł w końcu do pięknego kwiatu, zerwał go i ofiarował Pusi. Uśmiechnął się i powiedział: - On wam pomoże odzyskać to, co straciliście. - Dziękuję za ten niezwykły grający dar - pokłonił się nisko przed nimi. Oni również podziękowali i kłaniając się opuścili grotę. Teraz należało szybko dostać się do zamku. Zadowoleni schodzili w dół, skacząc po kamyczkach. Wtedy ze szczeliny, ukrytej w skale wypełzł wąż i zaatakował Króliczkę. Przerażona Pusia nie mogła się ruszyć ze strachu. Dzielny Trufelek szybko przyszedł jej z pomocą. W okamgnieniu pokonał węża, rozprawiając się z nim patykiem i kamieniem. - Dziękuję ci, Trufelku!- Pusia przytuliła misia z całej siły. Dumny i szczęśliwy miś wziął króliczkę za łapkę i poszli dalej. Wkrótce dotarli do bramy zamkowej. Zaprowadzono ich przed oblicze Mireli. Była zaskoczona tym spotkaniem. - Macie dla mnie kwiat aberysu? - spytała niedowierzając. - To dla ciebie, pani- odezwała się Pusia i wręczyła śliczny kwiat. Mirela, zachwycona kwiatem i odurzona jego wonią, skinęła głową w podziękowaniu. Zawołano królową Lidarię. Jej jasne włosy mieniły się w słońcu jak złoto. Rozejrzała się po sali i podeszła do Mireli. -Jak się czujesz, siostro? - mówiąc to wzięła ją za rękę i dotknęła ich splecionymi dłońmi do kwiatu. Znała jego czarodziejską moc. Był to kwiat młodości, zdrowia i siły. Wiedziała, że może uzdrowić Mirelę. I tak się stało. Wokół nich pojawił się świetlisty pył, a sylwetki na chwilę zniknęły z oczu. Gdy pył opadł, wszyscy ujrzeli Lidarię i zupełnie inną, piękną i młodą, zdrową Mirelę. Siostry padły sobie w objęcia. Króliczka płakała, a miś patrzył zaskoczony, nie wiedząc, co powiedzieć. Strażnicy popatrzyli po sobie. Nagle królowa Lidaria podeszła do pary przyjaciół. - Dziękuję wam, kochani. To wasza zasługa, że znowu jesteśmy razem. Nawet nie wiecie, jaka jestem szczęśliwa, że odzyskałam siostrę. Trzeba wam to jakoś wynagrodzić. Proście, o co tylko chcecie. Onieśmielone zwierzątka nie wiedziały, co powiedzieć. Królowa ofiarowała im dużo smakołyków, flecik, o który cichutko poprosiła Pusia, a miś został prawdziwym rycerzem. Na ich cześć odbył się w nocy, pod usianym gwiazdami niebem wspaniały bal. Na niebie lśniły tysiące gwiazd, które oczarowały patrzących. Przygotowano lunety do ich oglądania. Mirela pokazywała i objaśniała układy gwiazd. Okazało się, że ciemności panujące na dworze w nocy nie są straszne, ale bardzo ciekawe. Każdy z przybyłych otrzymał od Mireli w podarunku jedną maleńką iskierkę z gwiazdki jako latarenkę. Wszędzie zapalono mnóstwo lamp. Za sprawą Mireli niebo tego dnia wyglądało bajkowo, a o północy puszczono w górę świetliste lampiony. Wyglądały cudownie. Podczas balu Pusia inTrufelek otrzymali medale za odwagę i szczególne zasługi dla krainy Amaro, przywracając pokój i szczęście jej mieszkańcom. Wszyscy wspaniale się bawili dziękując Pusi i Trufelkowi. Przyjaciele zakłopotani, ale dumni i szczęśliwi uśmiechali się do wszystkich. Na ich cześć puszczono w górę piękne, kolorowe fajerwerki. Były też "zimne ognie", które bardzo spodobały się i zachwyciły zwierzątka i elfy. Od tej pory już nikt nigdy nie bał się ciemności. Często urządzano nocą bale, pokazy sztucznych ogni, a nawet nocne wyścigi. Czerń czy granat nieba rozświetlały maleńkie latarenki z iskierek gwiazdy. My też mamy latarenkę z iskierki gwiazdki w kształcie kwiatu aberysu rozświetlającą panujące wokół ciemności. Dzięki bajce - wymyślonej i opowiadanej na dobranoc przeze mnie, latarence ( lampce nocnej), zimnym ogniom, obserwacji nieba i wypatrywaniu gwiazdek moje dziewczynki już oswoiły się z ciemnościami. Początkowo się bały. W pokonaniu strachu pomogło kilka rzeczy: latarka, budowanie domku z koców ( ściany i dach) oświetlonego małą lampką, mała różdżka z dźwiękiem i światełkiem, fajerwerki w sylwestra, świeczki na torcie, nawet uwielbiane kucyki ze świecącymi skrzydłami, z którymi przez jakiś czas spały. Najbardziej Darusię przekonała tajemnicza latarenka z iskierki gwiazdki- z bajki. Nam pomogła. Z pewnością jest czarodziejska.
-
Nasza nowa gra jest związana z uwielbianą przez dziewczynki ostatnio bajką "Mia i ja". Postanowiłyśmy spróbować zrobić do niej jakąś grę. Zrobiłyśmy planszę, specjalne karty i figurki ulubionych bohaterów: Mii, Yuko i Mo. Gra polega na zebraniu 15 kawałków zaczarowanego trąbtusa ( kart), który uratuje krainę Centopii przed zniszczeniem przez złą królową Panteę. Każdy z graczy wybiera sobie jakąś figurkę. Potem rzucają kostką i ruszają się. Na polach znajdują się literki odpowiadające kartom zdarzeń. Jeśli staniesz na polu z literką M losujesz kartę z Mankulusem i wykonujesz to, co na karcie np: cofasz się o dwa pola, bo zaatakowały cię Mankulusy. G - karta Gorgony, P - karta Pantei, karta Jednorożca - J itp. Opis gry. Karty z Mankulusami : na nich są różne przykre zdarzenia, które mogą cię spotkać np: atak Mankulusów - cofasz się o 2 pola, porwanie przez Mankulusy - cofasz się o 3 pola, zmagania z wężami Mankulusów - cofasz się o 1 pole ( kart jest na razie 6) Karta Gorgony - uwięziła cię ona w wieży, tracisz 1kolejkę, by z niej wyjść, musisz wyrzucić 1 lub 6, więc można tam pobyć dłużej ( 3 karty) Karta Pantei - musisz wrócić się na pole startu ( 2 karty ) Karta Zigora - czekasz jedną kolejkę ( 1 karta ) Karta Wodnego Błysku - możesz usunąć jakąś przeszkodę pojawiającą się na twojej drodze (4 karty) Karty przynoszące dobre zdarzenia: Jednorożec - przylatuje do ciebie jednorożec i unosi cię ze sobą, przesuwasz się o 5 pól ( 2 karty) Faun- zwierzątko częstuje cię specjalnym, wzmacniającym ciasteczkiem, przesuwasz się o 2 pola ( 1 karta) Smok - masz dodatkowy rzut kostką ( 2 karty) Karta z czarodziejskim trąbtusem ( 20 kart) może będzie więcej Karta szczęścia - sprawia, że odnalazłeś od razu 2 kawałki zaczarowanego trąbtusa ( 1karta) Potrzebna jest jeszcze kostka do gry. Gra przestrzenna. Na środku są góry i baśniowa kraina Centopii. Z jednej strony jest Dolina Elfów - tam, gdzie rośnie drzewo, widać zamek, pod drzewem jest faun, a w kwiatach elfki, z drugiej strony znajduje się zła Pantea, jej służąca Gorgona i jednostka walcząca - Mankulus ( koło Jeziorka). Przy Starcie są Jednorożce. Wzdłuż krainy rosną kwiaty. Polecamy i zachęcamy do gry. Jest naprawdę fajna. Zrobiłyśmy ją w dwa dni. Dziewczynki rysowały i wycinały z zapałem. Było warto. Mam nadzieję, że wszystko opisałam.
-
Nasza gra jest chyba dobrze znana: "Państwa-miasta"albo Inteligencja. To gra dla trochę starszych dzieci. Często graliśmy w nią podczas podróży, ale bez podawania nazw miast. Na jednej planszy Lidzia narysowała rubryczki z nazwami. Uwzględniliśmy miasta, bo Lidzia ostatnio chciała poznać więcej nazw miast i zagrać we wzbogaconą wersję. Dla ułatwienia wycięła karteczki z ich nazwami i podczas gry można się nimi wspomóc- szczególnie dla młodszej Darusi, która na razie zna kilka nazw miast, a chce grać tak, jak Lidzia. Tylko do rubryczki z miastami jest podpowiedź. Darusia napisała literki alfabetu do losowania. Wyciągała literkę i wszystkie zagadnienia na kartce musiały zaczynać się na tę literkę. Nazwy dziewczynki podawały ustnie. Za każdą nazwę jest 10 punktów, za taką samą - 5 pkt, brak odpowiedzi to brak punktów. Karteczek z nazwami miast nie punktowaliśmy, jeśli grała Darunia. Na razie zapamiętała już połowę nazw. Druga wersja tej gry wygląda tak: na planszy znajdują się różne działy tematyczne: imiona, rzeczy ...Zrobioną kulkę z plasteliny podrzucamy, by upadła na kartkę wybierając dział tematyczny np: imię. Losujemy literkę np: p-to znaczy, że będziemy pisać - grałyśmy w to z Lidzią- imiona na literę p, dopóki nie skończy się czas czyli w zrobionej przeze mnie klepsydrze nie przesypie się sól. Ustawiamy klepsydrę i start! Zabawa była świetna! Wygrywa ten, kto napisze więcej wyrazów, w tym wypadku były to imiona. Potem ponawiamy losowanie literki i kategorii. I znowu start! Nawet nie wiedziałam, że moja córcia potrafi tak szybko pisać i zna tyle różnych imion, rzeczy, nazw, wyrazów.
-
Ale pięknie! Wow!
-
-
Nasza wymyślona gra to Piotruś w wersji polsko- angielskiej. Moje dziewczynki przygotowały karty do gry w piotrusia. Na kartach narysowały i pomalowały różne owoce. Ich nazwy są napisane w języku polskim i angielskim: na jednej karcie napisana jest nazwa owocu po polsku- u góry, na drugiej karcie od pary po angielsku- u dołu. Mogą one służyć do zabawy i nauki. Podczas wylosowania karty można zapytać o nazwę angielską jakiegoś owocu. Moja starsza córcia Lidzia ( 8 lat) zrobiła karty od 6 do 13, a młodsza, pięcioletnia Darusia narysowała pary od 1do 5. 13 karta przedstawia czarownicę z zatrutym jabłkiem. Tylko dłuższe nazwy na kartach napisałam ja. Gra spodobała się dzieciom. Wygląda na to, że będzie wykorzystywana często. Dzięki niej można odnajdywać pary, ale również uczyć się angielskiego. Fajna zabawa. Dziewczynki zagrały też w grę bez czarownicy: ułożyły karty obrazkami do dołu i szukały par.
-
Bardzo się cieszę i dziękuję za super nagrodę. Lubimy Mikołajka i chętnie wysłuchamy jego kolejne przygody. Gratulacje dla pozostałych nagrodzonych.
-
-
Proszę Słonia.... Dziewczynki bardzo chciały wziąć udział w konkursie. Zadanie jednak nie jest łatwe. Żeby Lidzia napisała wierszyk sama trzeba było powiedzieć jej o rymach i dobieraniu wyrazów. Zrobiłyśmy eksperyment. Najpierw powiedziała, o czym chciałaby napisać i ułożyła zdania. Potem dobierała różne wyrazy, by się rymowały i pasowały, i je ustawiała w różnej kolejności. Nie cały wierszyk się rymuje, ale bardzo się starała. Miała naprawdę dużo chęci i cierpliwości. Może trudno w to uwierzyć, ale to jej wierszyk - ułożony bez pomocy. To było ciekawe doświadczenie i, jak już wiedziała, o co chodzi, bardzo fajna zabawa. Błękitek i ja Mój duży słonik jest cały niebieski, Włoski ma żółte i oczy niebieskie. Bawię się z nim każdego dnia Wskakuję na grzbiet i patataj! Najpierw jedziemy na przejażdżkę Raz do ogrodu, raz do babci I przyjaciółkę odwiedzamy By potem wrócić do mamy. Bardzo, bardzo się lubimy Wesoło razem się bawimy, Nawet razem spać chodzimy I sekrety sobie mówimy. Ja kocham jego, a on mnie I razem nam fajnie jest. A nasza przyjaźń ciągle trwa - jest słonik Błękitek i ja! Lidzia, 8 lat Drugi wierszyk wymyśliła Darusia. Powiedziałam, żeby opowiedziała o swojej Lili, jeśli chce. Wyglądało to tak, że ona mówiła o swoim słoniku, a ja starałam się szybko zapisać to, co mówiła. Jest to wiersz bez rymów, biały, zapisany słowo w słowo, zgodny z jej wypowiedzią. Lili i ja Ma na imię Lili, Jest cała różowa, Ma zielone oczy I wielkie uszy. Razem skaczemy po łóżku Dużo się przytulamy, Pijemy herbatkę i soczek, I śpiewamy piosenki. Chodzimy na spacerki, Bajki oglądamy, Śpimy w jednym łóżku, Bardzo się kochamy. To moja przyjaciółka Najlepsza na świecie Nikt takiej nie ma Tylko ja - Darusia. Cmok, cmok, cmok Dla Lili. Darusia, 5 lat. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam regulamin, że to dzieci miały być autorami wierszyków. Dołączam się do zabawy i zamieszczę jeszcze swój. Słonik moim przyjacielem Są dwa słoniki, duży i mały, Jeden jest Lidzi, a drugi Darii. Obie są z nimi bardzo związane, Spędzają razem każdy poranek. Wspólnie poznają wyspy nieznane, Mkną ich okręty przez łóżka fale, Staczają bitwy z piratami, Szukają skarbów pod palmami. Gdy jest przyjęcie lub huczny bal, To gra muzyka, jest mnóstwo par, I wszystkie lale, słoniki, misie, Tańczą w kółeczku i bawią się. Lub urządzają sobie wycieczki, Nad staw, do lasu albo nad rzeczkę, Wtedy na grzbiecie Błękitka mkną I przeżywają atrakcji moc. A już wieczorem, w lampy cieniu, Po dobranocki obejrzeniu, Na przytulaski pora przychodzi, W objęciach słonia spokojne sny. Bo słonik to przyjaciel szczery, W smutku pocieszy i rozweseli, Dają buziaki, kochają go - dla nich to najwspanialszy słoń.
-
Zastanawiałam się, jakie zabawne przygody może przeżyć mały chłopiec, bo ja mam dziewczynki. To, co przyszło mi do głowy - napisałam. Mam nadzieję, że Mikołajek nie gniewałby się na mnie za to, w jakiej sytuacji się znalazł. Jesienna przygoda Mikołajka .. Był październikowy, ale jeszcze ciepły, sobotni poranek. Wokół domu Mikołajka jesień rozpostarła swoje ramiona, otulając krzewy i drzewa cieniuśkim szalem babiego lata. Wszędzie widać było jej strojne szaty. Wiatr powpinał we włosy drzew różnokolorowe liście, a jesień rozłożyła pod nimi złocistorude kobierce listowia, szeleszczącego pod stopami. Chłopiec szybko ubrał się i zjadł w pośpiechu śniadanie. Wkrótce mieli przyjechać do niego koledzy. Umówili się, że pojadą razem do lasu. Mikołajek wyprowadził swój rower. Zerknął na niebo. - Pogoda nam dopisała - pomyślał i zasunął suwak od kurtki. Dopiero dostał ją od mamy, ale już polubił. Chłopakom też się podobała, więc lubił ją jeszcze bardziej. W tym momencie usłyszał zgrzytanie piachu. To przyjechał Ananiasz i Gotfryd. - Gdzie reszta? -zapytali. - Jeszcze nie przyjechali - odpowiedział Mikołaj. - O rany, na nich zawsze trzeba czekać - burknął niezadowolony Gotfryd. Po chwili zza zakrętu wyłonili się Kleofas i Euzebiusz. - No, nareszcie jesteście - zawołał Ananiasz z nutką ironii w głosie. - Mieliśmy jechać bez was, spóźnialscy. - Przyjechalibyśmy wcześniej, gdyby Kleofas nie jadł tyle na śniadanie - roześmiał się Euzebiusz. Szkoda, że tego nie widzieliście. Porcja dla słonia. - Odczep się - mruknął " Gruby"( tak nazywali Kleofasa) z buzią pełną jeszcze jedzenia. - Chłopaki, dajcie spokój, jedźmy- odezwał się stanowczo Mikołajek. Wszyscy wsiedli na rowery i sprawnie ruszyli w drogę. Jedynie Gruby bez pośpiechu wgramolił się na swój pojazd dwukołowy, który aż ugiął się pod jego ciężarem. - Dawaj - dobiegł go głos chłopaków. - No przecież jadę - wrzasnął zirytowany, że nie dali mu skończyć śniadania. - Dawaj, dawaj - mamrotał pod nosem, zanim dołączył do grupy. Chłopcy przebyli już dosyć duży odcinek trasy, którą mieli pokonać. Szosa była dopiero wyremontowana, więc jechało im się dobrze. Teraz należało skręcić w prawo, w polną drogę, udać się prosto około kilometra i już będą na miejscu. Wtedy Euzebiuszowi, który miał w sobie ducha sportowca, nieoczekiwanie przyszedł do głowy wspaniały pomysł. - Słuchajcie, chłopaki, ścigajmy się do lasu. Kto wygra, dostaje colę. - Fajnie! No to start! - wrzasnął Gotfryd i nim ktokolwiek się zorientował, gnał do przodu jak burza po wyboistej, usianej kałużami drodze. - Kto ostatni, ten bobek. Reszta ruszyła w pogoń za nim. Nikt nie chciał być ostatni. W czasie jazdy wszyscy zaczęli się przepychać. Nie zwracali uwagi na nic, byle tylko szybko dogonić Godka. I wtedy to się stało. Podczas wymijania się Kleofas, nie chcąc być ostatnim, popchnął Mikołajka, który był najszczuplejszy i najniższy z całej drużyny. Miko spadł z roweru prosto w wielką, na jego nieszczęście, chyba największą kałużę na drodze. Klapnął jak żaba - powiedziałby Euzebi. Rzeczywiście, drobne ciało chłopca pacnęło w sam jej środek, rozbryzgując po bokach strumienie brudnej wody. Słysząc ogromny plusk koledzy zatrzymali się. Odwrócili głowy by zobaczyć, co się stało. I stanęli jak wryci. Zamarli z przerażenia. Na środku drogi, rozciągnięty i przykryty rowerem leżał nieruchomo Mikołajek. Po chwili jednak próbował wydostać się z błota. Chłopcy podbiegli do kolegi. Pomogli mu wydobyć się z mazi. Przedstawiał żałosny widok. Posklejane włosy uciapane brudem, od głów do stóp umazany błotem. Gdy chłopaki go zobaczyli, zaczęli się śmiać. - Ale wyglądasz, jak mamcię kocham! - Euzebiusz pokładał się ze śmiechu.- O rany! Inni mu wtórowali. Gromki śmiech niósł się echem daleko, daleko. Miko popatrzył po sobie. Tylko "Gruby" zerkał na wszystkich z boku. - To twoja wina! - krzyknął zdenerwowany Mikołajek do Kleofasa. - A masz! -wziąwszy w garść trochę błota chlapnął na Grubego. Ten sięgnął po odrobinę mazi i pacnął w Mikołajka. Po chwili obrzucali się błotem na środku drogi. Przy okazji oberwało się innym. - Fajna zabawa! - stwierdził Gotfryd i wycelował błotną kulką w Euzebiusza. Ten schylił się po błoto i zaatakował Ananiasza. Wkrótce błotna wojna rozgorzała na dobre. Nie patrząc gdzie i w kogo trafią, zaśmiewając się, rzucali na prawo i lewo garściami błota. W końcu już byli tak wyczerpani machaniem rękami, że popadali na pożółkłą trawę, ozdobioną gdzieniegdzie ozłoconym, rudym lub ciemnobordowym liściem. Zmęczeni, dyszeli ciężko, ocierając się z błota. Gdy trochę ochłonęli, zdali sobie sprawę z całej sytuacji. - No to pięknie - zaczął Miko. - Jak ja się teraz w domu pokażę? Bo przecież nici z wycieczki do lasu i grzybobrania. Jestem cały mokry. - Ja też, i ja, i ja - odezwało się kilka głosów. - No cóż, to chyba musimy wracać. Nie ma innego wyjścia - zdecydował Euzebi. - Ale przejażdżka była super, szczególnie rozgrywki błotne - zaśmiał się Godfryd. - Jak dla kogo - odezwał się zmartwiony Mikołajek, oglądając swoją kurtkę. Nie dość, że była ubrudzona błotem, to jeszcze rozerwał się kawałek materiału przy rękawie. Kierownik od roweru był nieco wygięty, a koszyk, który zabrał ze sobą, musiał zgubić gdzieś po drodze. Zmartwiony i zamyślony chłopiec wsiadał powoli na rower. I wtedy usłyszał zduszony śmiech. Obejrzał się gwałtownie za siebie. - Co znowu? - pomyślał. Koledzy zanosili się od śmiechu. Nie wiedział, co ich tak rozbawiło. Patrzył nic nie rozumiejąc. W końcu odezwał się Ananiasz. - Jakie masz ładne cha, cha, cha gatki...wydusił z siebie. Pozostali w śmiech. - Naprawdę....Miko dalej nie wiedział, o co chodzi. Godfryd dodał: - Podarłeś spodnie i widać ci...i nie dokończył. Zagłuszyła go salwa śmiechu. Mikołajek zawstydził się, ale chłopcy zaczęli zbierać się do powrotu i śmiech przycichł. Już miał ruszyć, kiedy przypadkiem zerknął na swoje nogi. Nagle wszyscy usłyszeli zanoszącego się od śmiechu Mikiego. Zaciekawieni spojrzeli po sobie. Z czego on się śmieje? Okazało się, że chłopiec rano, w pośpiechu założył dwie różne skarpetki. Teraz to zauważył i to go rozśmieszyło. Mokrzy i ubrudzeni błotem, ale w dobrych humorach wracali do domu. Każdy zastanawiał się po cichu, jak na ich wygląd zareagują rodzice. Jakoś to będzie. Rozstali się koło bramy. Coś zgrzytnęło. To łańcuch od roweru. Najpierw się zaciął, a potem spadł. - No nie - pomyślał Mikołajek - a to miał być taki fajny dzień. Prowadził rower i myślał, co na to wszystko powie mama. Wchodząc po schodach potrącił małe, stojące z boku zielone wiaderko swojej siostry. Wszystkie kasztany potoczyły się po schodach czyniąc wiele hałasu. Zrezygnowany pozbierał je i włożył do wiaderka. Wyszła mama. Chłopiec opowiedział jej, co go spotkało. Mama pokiwała głową, z troską w głosie obejrzała go i przytuliła. - To jakaś seria niefortunnych zdarzeń - podsumowała. - Musisz się szybciutko przebrać i napić gorącej herbaty. Dobrze, że nic ci się nie stało - cmoknęła synka w czoło. - Masz tylko wielkiego sińca pod okiem. Chłopcu zaraz zrobiło się lżej na duszy i poprawił mu się humor. W nocy miał dziwny sen. Jechał na koniu z kasztanów z bronią skierowaną wprost na wroga. Gdy już miał go pokonać, rozpięła mu się zbroja i spadła wprost pod końskie kopyta. Koń się potknął, a przyłbica zasłoniła mu oczy. Nic nie widząc machał mieczem na oślep. Po chwili runął na trawę, a spłoszony koń uciekł. Obudził się na dywanie, okręcony kołdrą, która krępowała ruchy. Spadając potrącił krzesło stojące obok łóżka. Nocne hałasy obudziły mamę. Zaniepokojona przybiegła do pokoju. Ujrzawszy Mikołajka na środku pokoju powiedziała: - Już dobrze, syneczku, chodź spać. I pomogła położyć mu się do łóżka. - Co za sen - zdążył tylko pomyśleć chłopiec i usnął zmęczony wrażeniami minionego dnia.
-
A ja dziś cieszę się razem z dziećmi z wygranej: klocków lego friends. Wszystkie skakałyśmy do sufitu z radości. Jestem przeszczęśliwa.
-
Wiem, rozumiem to doskonale, bo jednak tego dnia taki gest jest bardzo miły, mówię z punktu widzenia nauczyciela i mamy, ale to powinien być gest wdzięczności, a nie prezent na zamówienie, poza tym jeśli ktoś wykonuje swój zawód z pasją, bo to lubi, kocha dzieci, to takie prezenty nie są mu potrzebne, ja lubię swoją pracę bardzo i nie jest ona dla mnie ciężka, staram się dzielić moją wiedzą z dziećmi najlepiej, jak potrafię, a dzieci czują, jakie podejście ma ktoś do nich i albo go lubią albo nie.
-
U nas tak nie ma, nauczyciel dostanie kwiaty, czekoladki albo czekoladę, to wystarczy, ja bardzo się cieszę, że uczniowie z klas o mnie pamiętają, ale zawsze mówię, że to niepotrzebne, przecież to moja praca
-
Teraz też było mi miło, jak pytały córcię, kiedy wreszcie przyjdę do szkoły, napisały nawet liścik z pozdrowieniami, to jest dla mnie strasznie miłe, ale też ważne
-
Ja, podobnie, jak Ula, czułam się zawsze tak fajnie, jak dzieci przyniosły kwiaty czy czekoladki, nie wszyscy dostawali, więc czułam, że mnie lubią, to naprawdę sprawiało mi wielką radość, więc rozumiem Ulę, ale będzie jeszcze przecież niejeden Dzień Nauczyciela, nie ma się co martwić, a sympatia dzieci powróci
-
Serdeczne gratulacje, fajne domina.
-
Właśnie odebrałam paczkę z książką. Bardzo fajna, zaciekawiła także moją starszą córeczkę. Pewnie przeczytamy razem. Jeszcze raz dziękuję.
-
Właśnie odebrałam śliczne książeczki. Musieliśmy je od razu przeczytać. Bardzo podobały się dziewczynkom, szczególnie o dowcipnym rekinie. Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękujemy.
-
Baśnie piękne i ciekawe, bardzo podobały się dziewczynkom. Mają kolejne, ulubione bajki do czytania i opowiadania.
-
My byliśmy już kilka razy z dziećmi w Międzyzdrojach: szeroka plaża i chociaż w lipcu było więcej turystów i tak zawsze znalazło się miejsce na plaży. Blisko zagroda żubrów, las, muzeum, można się wybrać nad Turkusowe Jezioro-śliczne, na wyspę Wolin, gdzie co roku jest festiwal Wikingów. Nam się bardzo tam podobało.
-
U mnie podobnie, dziewczynki też lubią podjadać, skubnąć, zanim jedzenie jest gotowe
-
Dzięki