Jaś zaraz po śniadaniu wkłada palto i kalosze
i już w progu krzyczy do mamy: chodźmy na spacer, proszę!
Mama się trochę opiera, bo na dworze plucha,
lecz w końcu uznaje, że trochę deszczu to nic dla dzielnego malucha.
Rodzinkę szybko czeka nagroda za odwagę,
słonko przegania chmury i zaprasza na wyprawę.
Najpierw trzeba odwiedzić dawno nie widzianych sąsiadów -
- wiewiórki i sikorki z pobliskich sadów.
Są to raczej płochliwe stworzenia,
ale mama zna sposób ich oswojenia.
Wystarczy trochę orzeszków i okruszków,
a zwierzaczki szybko podejdą by cieszyć oczy maluszków.
Trzeba, jednak pamiętać, by ich nie dotykać,
bo mogłyby się bardzo zestresować i szybko pozmykać.
Po tych obserwacjach „achach” i „ochach” czas by się rozruszać,
i do jesiennego koszyczka trochę skarbów nawrzucać.
Kolorowe liście, małe gałązki i oszroniona jarzębina,
świetnie nadadzą się na imieninowy bukiet dla babci – mama Jasiowi przypomina.
Nagle coś spada chłopcu do głowę,
od razu dzieląc się na nierówną połowę.
Nie martwcie się, na pewno nic mu nie będzie,
tak właśnie dają o sobie znać spadające z drzew żołędzie!
Żołędzie i kasztany to świetne łupy z jesiennej wyprawy,
które pozwolą na przeniesienie do domu tej fajnej zabawy.
Kiedy tata wieczorem do domu wróci,
na pewno szybko o pracy myśli porzuci.
A to dlatego, że Jaś już szykuje zapałki i wykałaczki,
by wraz z tatą stworzyć żołędziowo-kasztanowe zwierzaczki.