Skocz do zawartości
Forum

ewanna

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez ewanna

  1. ewanna

    I konkurs wiosenny Endo

    Ubranka na wiosnę? Cóż - po pierwsze powinny mieć tę samą zaletę, co te zimowe :) czyli nie powinno być na nich widać psiej sierści, z którą walczę, a która zawsze ze mną wygrywa. Co widać niestety - zwłaszcza, jak się raczkuje. Kolana bobasa są prawie tak samo osierścione, jak łapy psa. Kolory - intensywne. Bobas w pastelach gaśnie. Chabrowe niebieskości, makowe czerwienie, mleczowe żółcie. Liczy się kolor. No i temperatura prania. Wiosną na powierzchnię ziemi wychodzą nie tylko dżdżownice. Kolana zielone od trawy, nogawki i rękawki utytłane ziemią. No i gdzieś na dekolcie rozduszona pierwsza majowa jeszcze truskawka. Królestwo temu, kto mi powie, jak to sprać w trzydziestu stopniach! A... Doświadczenie praktyczne dodaje, że powinny być to ciuszki szybko-się-ściągające. Mamooooooooooooo!!!! Siusiuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!!! Tak, tak... Tu czas ewidentnie nie jest naszym sprzymierzeńcem. Bo tu słońce świeci, przyjaciele kuszą, kałuże i piaskownice przyciągają. Czas reakcji (i ściągania ciuszka) powinien mieścić się w olimpijskich normach biegu na setkę! Oczywiście mogłabym też rozwodzić się o wiosennych ozdobach, tematycznych aplikacjach, o cekinkach lub ich braku. Tylko nie wiem po co. Już od dawna wiadomo, że nie to ładne, co ładne, tylko co się komu podoba i "de gustibus..." - co wiadomo od czasów jeszcze dawniejszych :) Więc powiem tyle - ubranko wiosenne powinno być ładne. I bezpieczne. Odkąd bobas pożarł prawie wstążeczkę z własnej bluzki zdecydowanie bardziej uważnie patrzę na to, co kupuję :)
  2. Miś Paddington - jak na misia przystało posturą cieszył się niemałą. Nie przejął się tym - bo i po co. Na spacerze zawsze ktoś służył mu pomocą. Więc dojadał słodkości i kanapki, zawsze jedzeniem miał zajęte misie łapki. Lecz dnia pewnego maszerował po dżdżystym Londynie. Mokro, zimno, futro wodą płynie!!! Chciał do domu autobusem wrócić! A tu nici! Chciał się z konduktorem kłócić, Ten Paddington pulchny cały! Bo drzwi do autobusu nie dość się otwierały!!! I na nic pomoc przyjaciół była, skoro w drzwi się nie zmieściła misiowa bryła!
  3. Cóż - u nas malutką najbardziej bawi pies. I gdyby tylko mogła spędzałaby przy nim - a konkretnie przy jego pysku - każdą chwilę, chichocząc przy każdym ruchu psiska. Pies jest labradorem, więc pokłady jego spokoju są nieziemsko duże. Ale pies nie jest zabawką, więc chichotki chichotkami, pies musi mieć (ba: pies MA PRAWO) do odpoczynku. Ale zawsze wtedy jest mama - prawda? Mama, nie tak dobra jak pies, coś w rodzaju gorszego podgatunku dla rocznego bobasa, ale zawsze coś. Ulubiona zabawa? Co by mama robiła, gdyby była psem - i tu następuje mamowe obwąchiwanie. Oczywiście największe wrażenie robi węszenie w okolicach plecków. Potem jest jeszcze wersja ptasia. I niedźwiedzia - wysoce obciążąjąca dla stawów :) Wężowa (ssssssssssssssss... niekiedy rozbawia do łez), czy krowia (odpowiednio głębokie muuuuuuu... robi wrażenie)... Gry są kreatywne, bo mimo wciąż rosnącej objętości Czerwonej Księgi - wciąż nam jakieś zwierzęta zostały. Na szczęście... I wciąż można z ich obecności (nawet jeśli ma ona miejsce w dość hmmmmmm skromnej mamowej wersji) czerpać ogromne pokłady radości :)
  4. Mój bobas ma 9 miesięcy i dłuższe czytanie go nudzi, póki co więc funkcjonujemy na czterowersowych wierszykach, gdzie dziki są dzikie, wilki złe, misie chętnie podają łapę, a małpy skaczą niedościgle. Wierszyki są świetne, bo rytm ich fascynuje bobasa :) Książki z samymi obrazkami "zawierają" zwierzęta, ale to fascynuje pannę tylko na chwilę. Oczywiście, mogłabym napisać, że lubi misie (czekam na moment, kiedy zanurzymy się razem w świat Puchatka i Paddingtona), czy psy (nie wiem, czy poczytam jej o psie, który jeździł koleją, ale Ferdynanda wspaniałego pozna na pewno)... Ale nie byłaby to prawda. Więc póki co - bobas fascynuje się własnym psem - labradorem, po którym wspina się, którego głaszcze i do którego uwielbia się tulić. I którego ma szanować - bo pies nie jest do poniewierania... I w sumie tego bardzo bym ją chciała nauczyć!
  5. Mój brat nie mógł nigdy zapamiętać słowa "pupilek", ale zawsze, kiedy foszył się, obrażał, chciał czegoś od mamy i nie dostawał, zawsze odwoływał się do argumentu, że on jest istotą wysoce niefaworyzowaną. I mówił, takim nadętym tonem: "Wiem, że mi tego nie dasz/kupisz/zrobisz - bo ja nie jestem twój PIPULEK!"
  6. Ania, zdecydowanie nieśmiertelna Ania Shirley. Mam córeczkę, siedmiomiesięczną. Mam dla niej i wiersze Brzechwy i Tuwima, i misie: Paddingtona, Uszatka i Puchatka. Razem będziemy zajmować się z Doktorem Dolittle jego zwierzętami. Wraz z Lindgren będziemy i w Bullerbyn i z braćmi Lwie Serce będziemy rozmawiać o śmierci... Ale ode mnie, ode mnie dostanie wszystkie Anie. W starych tłumaczeniach, kupowane jeszcze przez moją mamę na studiach. Może lekko zużyte, ale pełne moich dawnych dziewczyńskich marzeń. Marzeń, co do których chciałabym, żeby były też jej marzeniami. Wiary w przyjaźń, w lojalność, w uczciwość drugiego człowieka. I wiary w miłość. Ania się nie starzeje. Dorosła, dojrzała, świadoma co jakiś czas muszę wrócić na wyspę księcia Edwarda. I do Redmond, na uniwersytet. Na uniwersytet muszę wrócić koniecznie. Nie wiem, jaka będzie młodość Malutkiej. Nie wiem, o jakiej miłości będzie marzyć. Ale chciałabym, by potrafiła czerpać przyjemność z tych chwil, kiedy wraz z Anią zanurzać się będzie zamyślonym wzrokiem w błękitne wody zatoki...
  7. ewanna

    Konkurs "Baśniobór"

    Po pierwsze - i bezdyskusyjne - dziecku należy czytać. Zawsze. Wszystko. No, może nie literalnie wszystko, ale czytać należy. A, czy fantastyczne historie? Oczywiście. I teraz może nieco szerzej ( i cos mi się wydaje, że nie ma "po drugie"... nie szkodzi :) ) Kiedyś wydawało mi się, ze jestem pozytywistką. Nie, żeby zaraz praca u podstaw. Ale tak literacko - czytać, jak jest urządzony świat. I to miało wystarczyć. Czyli "szły dzieci drogą, dziewczynka i brat", pozytywistyczne JankoMuzykanty i Antki robiły swoje... A wróżki. Moja malutka nie miała czytać o wróżkach. A potem się okazało, że różowe wróżki jakoś nie, ale trójgłowy pies u Andersena już tak. I choinka, która snuje refleksje na strychu. I czarodziejska ośla skórka u Perrault'a. I tak obie zanurzyłyśmy się w świat księżniczek i książąt. Smoków dobrych i złych. I tak sobie potem pomyślałam... Czemu od razu mam uswiadamiać bobasa, ze swiat nie zawsze za dobre wynagradza,, a za złe karze. Biblię i mity też jej czytałam. Doceniam znaczenie tekstów dla kultury i ich warstwę umoralniającą. Jako człowiek - chcę, by moje dziecko znało także te historie. Fantastyczne? Jeśli ktoś wierzy - nie. Jeśli wątpi - może tak uważać. A wiara w cuda i ateistom jest niekiedy potrzebna.
  8. Misie są trzy... Może: Bazyl, Bazylia i Cynamon? Przepraszam, że brak imion odparentingowych, ale wszystkie możliwości chyba już wskazano... O, Imbir jeszcze być może...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...