Dzięki za zaproszenie, razem zawsze raźniej.
Tak jak pisałam mam za sobą już dwa egzaminy. Za pierwszym razem wcale się nie denerwowałam udało mi się sobie wmówić, że idę tylko zobaczyć jak wygląda egzamin i najważniejszy cel to zaliczyć placyk. To już miał być mój sukces. Bo mój pierwszy instruktor raczej mnie zdołował i był pewny, że nawet sobie z tym nie poradzę. Na szczęście wykupiłam jeszcze godzinny u drugiego instruktora i ten był super. Dał mi nadzieję, że ja tez potrafię jeździć . Udało się wyjechać z placyku :). Więc już byłam bardzo szczęśliwa. Egzaminator był cwany i przegonił mnie po rondach chyba z pięć razy, jednokierunkowe i skręcanie w lewo też zaliczyłam z kilka razy. Pogonił mnie na skrzyżowanie z nakazem jazdy w prawo lub lewo i nic się nie odzywał ( czekał aż pojadę prosto), ale się nie dałam zwolniłam i zapytałam jak chce jechać:
- ze nakaz itd.. udał zaskoczonego i pozwoli skręcić w prawo.
Już stwierdził, że jeżdżę bardzo dobrze i że wracamy do Wordu tylko zaparkuje. I kazał zaparkować równolegle do krawężnika (kopertę) . Oczywiście za daleko od krawężnika i egzamin nie zdany. Ale nawet pozwolił mi KIEROWAC SPOWROTEM.
Drugi egzamin też był super. Zaczęłam egzamin o 18,30 a miałam na 16,30.
Dwie godziny czekania razem z panikującymi i zestresowanymi laskami (raczej faceci są opanowani). Pogoda była cudowna, deszcz padał jak cholera.
Większość dziewczyn wracała z placyk zapłakana bo nic nie było widać i oblewała na łuku. Ja wsiadłam do samochodu i poprosiłam o szmatkę, że chce poprzecierać lusterka i boczne szyby bo mam słabą widoczność. Facet nic nie znalazł, więc zdają pokrowiec z fotela i sam poprzecierał szyby. Ale i tak jechała na czuja. Była tak słaba widoczność że mało co widziałam. Oblała na skrzyżowaniu- wymuszenie pierwszeństwa. Egzaminator powiedział że jechała bardzo dobrze i jest mu przykro, że już wracaliśmy itd.
Teraz zbliża się już trzeci egzamin a ja łapie coraz większego dołka i nie potrafię się zmotywować do pozytywnego myślenia.