A wiec ze mna było tak .... . w sumie od rana nie czułam sie rewelacyjnie . termin porodu przypadał na 24.01.2005 a to był już 17.01. Wiec była to najwyższa pora. Zwlaszcza że już nie miałam siły nadal pozostawać w tym stanie. Ale jak przyszło co do czego to jednak zmieniłam zdanie. Jeszcze miesiąc mogła bym pochodzic z ogromnym brzuszkiem :) Przez cały dzień snułam sie bez celu myśląc czy to już. Wieczorem skurcze sie nasiliły. Szczerze mówiac sie przestraszyłam i ok 23 pojechałam z mezem do szpitala. Pierwsze dziecko więc jeszcze nie miałam tego doświadczenia a liczyc skurczy nie liczyłam bo zupełnie straciłam do tego głowe. Na dodatek było mi bardzo nie dobrze i jak na poszątku ciaży odwiedziłąm toalete. Na izbie przyjęc przyjeto mnie jakby to powiedziec po prostu obojetnie co mi sie bardzo nie spodobalo. Przeszło mnie nawet przez mysl zeby wiac stamtad ale nie miałam siły i stwierdziłam że niech sie dzieje co chce. Zawsze miałam męza koło siebie który wszystko przezywal chyba bardziej niz ja :) :) :) Po badaniu okazało sie ze rozwarcie jest dopiero na 2 cm ale to i tak faktu nie zmieniło ze poród sie właśnie rozpoczął. Po wejsciu na porodówke podłaczono mnie do ktg i jak na ten moment wszystko było wporzadku. ale ogólnie było mi mi strasznie słabo i postanowiłam jeszcze troche odpoczac i zapewne tak by było jak by nie wredna połozna która po prostu miała gorszy dzień. Wtedy kiedy mnie jeszcze sie udawało przysypiac ona łaziła jak najeta i sprawdzała czy rozwarcie sie powieksza ale nadal było bez zmian. A z reszta po co o niej pisac nie chce uzyc wulgarnych słow wobec jej osoby. Niestety tak było do 6 rano. Wtedy przyszła inna zmiana i szczerze mowiac mi ulżyło. Ta położna która przyszla z nieba mi spadła.Była delikatna doradzała jak oddychac i nic nie sugerowała na siłe. nawet mnie przekonała zebym troche pochodziła po korytazu o czym ja wczesniej nie chciałam słyszec. W sumie to moje chodzenie nie wyglądało jak chodzenie bo zawisnełam na szyi u męża a on mnie ciągnął raz w jedna raz w druga strone. No ale przynajmniej byłam w pozycji pionowej. Ok godz 10 rozwarcie wynosiło dopiero 5 cm a gdzie tam do końca ... Nawet nie wiem jak sie to stało ale jakoś przebili mi miedzy czasie pecherz płodowy. Teraz dopiero sie zaczeły skurcze. Poprosiłam wiec o znieczulenie zewnatrzoponowe. Od razu mi sie lepiej zrobiło i nawet przez jakas godz udało mi sie zdrzemnac. Mąż też przez chwilke odpoczął bo wkońcu cała nocka nie przespana. Po znieczuleniu jednak poród stanął w miejscu. Podano mi wiec kroplówke z oksytocyna. Nie wiedziałam już co robić z bólu gdy położna powiedziała magiczna słowo PEŁNE ROZWARCIE i będziemy przeć . Może i to głupie ale cieszyłam sie że juz za pare minut zobacze Nasze Maleństwo. No i może było by dobrze ale ja wogóle nie czułam kiedy mam przec z tej sytuacji wyratowała mnie położna która mówiła kiedy. No i tu kolejna katastrofa nagle sie okazało ze Maluch jest za duży żeby sie przecisnąc i użto kleszczy. Wesoło nie było ale wkońcu sie udało. O godz 16:10 na świat przyszła nasza córeczka.waga 3430 i53 cm. Przez chwile nie mogłam w to uwierzyc ale to stało sie naprawde zostaliśmy RODZICAMI :) Teraz jestem w 6 tyg ciąży i mam nadzieje że ten poród bedzie trochę łatwiejszy. Ale napewno będe go długo wspominac tak jak ten. bo choć ból towarzyszy zawsze staram sie myslec w ten sposób ze daje nowe życie. Pozdrawiam :)