Ja też urodziłam swoją córeczkę przez cesarskie cięcie. Bardzo chciałam urodzić naturalnie, ale po 12 godzinach akcji porodowej, rozwarciu na 9 cm i bólach partych lekarz zadecydował o cięciu. Okazało się, że mimo tego, że malutka leżała główką w dół, to jednak jej główka była trochę tak pod skosem i nie umiała zejść w kanał rodny. I to było przyczyną tego, że aż do porodu brzuch nie obniżył mi się ani na centymetr, do ostatniego dnia miałam zgagę... Nie cieszyłam się z takiego rozwiązania, ale dzidziuś był już 20 godzin bez wód płodowych i w tamtym momencie najważniejsze było dla mnie jej zdrowie. Mój mąż, który rodził ze mną, miał już wtedy łzy w oczach - martwił się o mnie i o nią. Na szczęście urodziła się śliczna, różowiutka, dostała 10 punktów. I co prawda nie mogłam jej przytulić na sali operacyjnej, ale gdy usłyszałam wreszcie jej krzyk i położono mi ją na piersiach, rozpłakałam. To był najpiękniejszy moment mojego życia. A po dwóch godzinach mąż przywiózł mi ją do pokoju.
Pozbierałam się bardzo szybko, następnego dnia już wstałam (bo rodziłam wieczorem), a po czterech dniach byłam w domu. Blizna jest taka mała, że prawie niewidoczna. Nie miałam żadnych powikłań.
A co do brzucha... Miałam w ciąży ogrooooooomny brzuch, co najmniej jak bym połknęła piłkę lekarską. Dzisiaj już prawie nie widać, że byłam w ciąży.
Jednak pozostał we mnie lęk, że następnego dziecka również nie uda mi się urodzić naturalnie. Ale po co martwić się na zapas. Wszystkim dziewczynom z przykrymi doświadczeniami współczuję. Mam nadzieję, że Wasze pociechy Wam to zrekompensują. Pozdrawiam. :Uśmiech: