ja chodzę do P. Magdy SAK...
polecam!!! w 100%
położne przy porodzie 100% super wspominam ale co po porodzie to tragedia! Napiszę WAM dziewczyny o porodzie na nowym szpitalu.
Troche odżyłam po tym horrorze i mam czas w przerwach kiedy Maleństwo spi!
Warunki kiepskie!
Właściwie po przyjeździe na szpital troche zeszło zanim mnie przyjeli więc na korytarzu męczyłam się ze skurczami jakąś godzine. Później było ok. Rozwarcie 4 cm, przygotowanie na blok porodowy. Wszystko ok. Na bloku podpieli mnie do KTG – bardzo miła PANI! Na ktg skurcze mi osłabły. Chyba ze strachu. Pani powiedziała że zawiozą mnie na patologie ciaży gdyż byłam 4 dzień po terminie. Z tej paniki że gdzieś mnie będą przewozić przyszedł mega skurcz i wody mi odeszły. Jak już odeszły tak zostałam na łóżku. Pani położna powiedziała „rodzimy”;). Wszystko było prawie ok. Męki straszne! Pani położna kombinowała jak mogła, żeby mi pomóc w mękach, to piłka, to prysznic, to materac, kręcenie biodrami, klękanie, cuda cudeńka!!! Straszne było nacinanie krocza, pani musiała dociąć tak więc miałam przedłużanie nacięcia. W końcu udało się urodzić. Po tym jak na świat przyszło Maleństwo było tylko gorzej! Urodziłam lożysko. Podeszła jakaś baba i powiedziała że jest poszarpane tak więc zawołali pana doktora nie bede wymieniac ale zrobił łyżeczkowanie - niepotrzebne bo sie okazało ze lozysko było całe! A grzebał we mnie dość długo - to było straszne!!! No i pan dr mnie szył. szycie nie wyszło bo jest krzywe i mam zgrubienie!!! Po szyciu to już wogóle tragedia... już tylko gorzej!
Urodziłam w nocy a rano dostałam Maleństwo na wózeczku. I z tym Maleństwem nikt mi nie pomógł nic. O wszystko trzeba się było prosić nawet o pokazanie jak przewinąć. Nikt tez nie pokazał mi jak karmić. Maleństwo zgryzło mi sutki do krwi a kiedy powiedziałam o tym jednej z pań ta powiedziała „takie są uroki macierzyństwa, trzeba zaciskać zęby i przykładać..” tak więc robiłam, ale kiedy już nie mogłam wytrzymać z bólu powiedziałam innej, a ta jak zobaczyła moje piersi to się przeżegnała… i powiedziała „dlaczego Pani nie poprosiła o pomoc”, mówie jej że prosiłam – powinny pokazac mi jak przystawiać do piersi żeby dziecko tak nie zgryzło, ale miały w nosie…!
Musiałam dokarmiać mlekiem do póki piersi się nie zagoiły. Na wyjście pielęgniarki miały mi dokarmić dziecko – oczywiście miały w nosie i od}
Co przeszłam wiem tylko ja, tydzień się meczyłam, laktatorem musiałam z płaczem ściągać pokarm, okłady całymi dniami i nocami okłady i masaże hartowanie piersi, smarowanie sutków, dramat!!! Są fakkt są pielęgniarki które pomogą w tym ciężkim czasie ale zdecydowanie więcej ma wszystkich w nosie! Dziewczyny na Sali mialy kłopot z dzieciaczkami – bo dzieci leciały z wagi, jeść nie chciały – płakały! Czekały tylko na zmiany pielęgniarek w nadziei że trafia się jakieś życzliwe i służące radą pomocą i wsparciem. Był dramat!!! Ja się cieszyłam że Maleństwo je, a później płakałam z dziewczynami, im dzieci nie jadły a mnie dzieciątko „zjadło”. Wyjście też było okropne. O nic zapytać nikogo nie można było bo warkot z każdych ust! Na wypisy trzeba było długo czekać a na ubranie dziecka i jego wypis to już w ogóle była kolejka. Wychodziłam ze szpitala z płaczem i płacz mi towarzyszył pełny tydzień©. Bałam się że w depresje popadne. Następny poród- i ile ten uraz minie – będzie na starym szpitalu.
Pozdrawiam WAS dziewczyny! Tarnowianka