Witam,
razem z mężem odkładaliśmy decyzję o dziecku od 3 lat (zawsze stało coś na przeszkodzie), ale w tym roku dostaliśmy zielone światło od ginekologa i od marca się staramy. No właśnie - od marca. I nic się nie dzieje 😞
Zmieniliśmy swój styl życia - jemy o wiele zdrowiej, ruszamy się więcej, suplementuję kwas foliowy już od listopada, kontroluję daty miesiączek (mam regularne ok. 28-dniowe cykle) i mniej więcej, kiedy mają wystąpić dni płodne. Mam niedoczynność tarczycy, ale już w kwietniu rozmawiałam o tym z moim endokrynologiem i moje TSH jest obecnie w normie (poniżej 2,5), została mi przypisana stała dawka leku i lekarz nie widzi przeciwwskazań, według niego nie powinno być problemu z zajściem.
Nie ukrywam, że w ciąży może mi przeszkadzać praca - jest dla mnie stresująca, ale jestem już pod opieką psychologa i razem walczymy z jego obniżeniem i poprawą mojego samopoczucia. Obecnie czuję, że jest lepiej.
Być może się nakręcam...? Wszystkie koleżanki naokoło albo mają już dzieci, albo są w ciąży. Przyjaciółka ze studiów raz spróbowała ze swoim mężem i od razu ciąża, koleżanka ze szkoły średniej wpadła ze swoim partnerem, moja szwagierka też i już mała jest na świecie.
Gdy w weekend dostałam okres to się podłamałam - w czasie dni płodnych byliśmy na urlopie, czułam się zrelaksowana i było mi dobrze. Myślałam, że tym razem się uda a tu znów zawód. Tym razem pojawiły się łzy, rozczarowuję się każdego miesiąca, choć staram się nie robić sobie nadziei i podchodzić do tego z rozsądkiem. Ale to jest silniejsze ode mnie. Popłakuję już od 3 dni, mąż stara się mnie pocieszyć. Płaczę na widok małych dzieci, szczególnie na widok noworodka szwagra. Gdy byliśmy ich odwiedzić, na sam widok dziecka popłynęły mi niekontrolowane łzy (już wspomnienie małej wystarczy, by zaszkliły mi się oczy). To jest silniejsze, zaczynają pojawiać się myśli, że mogę być wadliwa, że coś jest ze mną nie tak...
Czy robię coś źle? Wiem, że o problemach z płodnością się mówi, gdy para nie jest w stanie począć dziecka po ponad 12 miesiącach starań i wtedy należy udać się do specjalisty - często ciąża pojawia się po ok 6 miesiącach starań.. Chcę nam dać jeszcze czas, ale z każdym negatywnym testem załamuję się coraz bardziej...
Czy któraś z Was miała podobnie? Jak sobie z tym radziłyście? Czy macie dla mnie jakieś rady?
Z góry bardzo dziękuję za wszelkie odpowiedzi i przepraszam za długi wpis - musiałam się wygadać 🙂