Dzień dobry.
Jestem tatą i chciałem na początku napisać o tym na forum dla tatusiów, ale widząc jak martwy jest tamten dział forum, zdecydowałem się podpytać tutaj.
Jesteśmy z żoną rodzicami już 3 miesięcznej córki. Dziecko od lat było wyczekiwane, oboje już jesteśmy po 35 roku życia. Dziecina się urodziła i mimo trudnego porodu pierwsze dwa miesiące były względnie OK. W trzecim zaczęły się problemy. Zapalenie piersi u żony, zaobserwowaliśmy, że córka ma ciągle problemy z jedzeniem z piersi. Rozdrażnienie przy karmieniu, które odbieraliśmy jako oznakę najedzenia, było symptomem bliżej nie określonych problemów u małej i nie najadała się. Do tej pory nie przyrastała za szybko, ale teraz przestała. Po wizycie u pediatry poszła decyzja i karmieniu mieszanym. Nutramigen dla alergików plus laktator. Doszły kolejne obowiązki, których już do tej pory było dla nas dużo w ciągu dnia, bo mała jest wrażliwa - śpi mało w ciągu dnia (trzeba ją zabrać na spacer w gondoli by dobrze zasnęła, bo w domu nie daje rady jej uśpić) i nie daje się łatwo zabawić. Ciągle wymaga naszej uwagi. Żonę po ciężkim porodzie ciągle dotykają jakieś problemy - jak nie zapalenie piersi, to teraz zapaleniu stawu żuchwy.
Po wejściu laktatora żonie doszły kolejne obowiązki, a samo ściąganie pokarmu szło opornie i zajmowało to dużo czasu przez co je zostałem przygnieciony dodatkowymi rzeczami w domu, oprócz zdalnej pracy zawodowej. I wtedy coś we mnie pękło. Poczułem, że to mnie przygniata i się załamałem. Funkcjonowałem jak do tej pory, ale doszły spore problemy ze snem, uczucie jakby 30 kg leżało mi na plecach przy każdej czynności. Nasi rodzice niestety mieszkają gdzie indziej niż my i nie możemy na nich liczyć poza weekendami i to też nie zawsze. Od razu powiedziałem o tym żonie, zaczęliśmy rozmawiać o swoich problemach i od razu zacząłem szukać terapeuty. Terapeuta nie zdiagnozował depresji, ale pewne zaburzenia neurotyczne u mnie. Fakt jednak pozostaje faktem, że te uczucie jest straszne. Człowiek czuje jakby znajdował się w pułapce bez wyjścia i ogarnia do rozpacz jak z tego wszystkiego się odkopać. Mam strach, że to się nigdy nie skończy i ten kierat będzie wieczny. Dziś już jest lepiej. Terapia pomogła, cykl dnia został opanowany, żyjemy z dnia na dzień starając się dbać o mała najlepiej jak potrafimy, ale gorsze dni u mnie ciągle przychodzą jak zdarzają się kolejne problemy jak aktualnie słabe samopoczucie żony. Dziecko rozwija się już poprawnie, choć dalej ma lekką niedowagę.
Stąd moje pytanie - czy u Was, Wasi mężowie miewali podobne problemy? Czy jestem jakimś wyjątkiem, że tak to przechodzę? Jak sobie ewentualnie radzili? Czy są jakieś grupy wsparcia dla ojców?
Dziękuję z góry za pomoc.