Hej dziewczyny, nie wiem czy jest tu jeszcze ktoś kto mnie pamięta. Udzielałam się tu mniej więcej do lutego. Później przestałam brać clo bo pęcherzyki rosły i bez tego. Ta cała sytuacja z pandemią jakoś wyhamowała nasze starania (ciężej było umówić się na wizyty, niepewny czas w pracy itd). Chodziłam tylko kontrolnie bo mam endometriozę. Jakoś we wrześniu mój gin powiedział mi, że już nie ma pomysłu w którym kierunku iść i da mi namiary na lekarza w klinice. Razem z partnerem uznaliśmy, że chwilowo odpuszczamy bo nie damy rady teraz jeździć. Skupiliśmy się na pracy, leczeniu psa, planowaniu remontu itd. W połowie listopada zaczęły boleć mnie piersi, zaczęły robić się nabrzmiałe (miałam tak przy torbielach endometrialnych) zaczęłam mysleć o wizycie u gin, no i oczywiście kłucie w prawym jajniku (wiecznie tam robią się torbiele) zajrzałam w kalendarzyk żeby umówić się po miesiączce która miała być WCZORAJ. Wypierałam z głowy myśl o ciąży bo rozczarowania cholernie bolą... ale nie wytrzymałam i w weekend zrobiłam test. Piękne wyraźne dwie kreski. Za dwa dni poszłam na betę i wynik 11690. Tak więc, dziewczyny tylko spokój i zero stresu może nam pomóc!
Mój lekarz był przeszczęśliwy jak zobaczył wynik, powiedział, że to nagroda za cierpliwość! Staraliśmy się 3lata.