Gdy byłam na macierzyńskim, dobijała mnie ta rutyna i przytłaczały te wszystkie czynności 'okołodzieciowe'. Ale nie dawałam się, targałam męża do kina i na wspólne randki przynajmniej raz w miesiącu, pozwoliłam wszystkim chętnym sobie pomagać. Wiedziałam, że to stan przejściowy, że minie. Minął. Teraz widzę, że te chwile były w jakiś sposób szczególne i warto było się z tym wszystkim zmagać, więc... głowa do góry i do przodu!