Cześć, przeżyłam podobną tragedie,..Doskonale znam ten ból Nic tego nie zapowiadało, ciąża przebiegała prawidłowo, wg lekarzy wręcz książkowo. Jednak w 25 tc (6 kwietnia) zaczął się poród, było za późno na próby powstrzymania ciąży. Franuś urodził się z wagą 800 gram. Walczył równy tydzień. Był taki malutki, gdy zobaczyłam go pierwszy raz popłakałam się. Nie dość, że był bardzo mały to jeszcze cały w siniaczkach, a kazda rączka i nóżka nakuta była juz igłami, wszędzie miał plasterki:( ale był piękny. Przez cały ten tydzień żyłam w strachu, niezrozumieniu, płaczu ale i radości bo jednak żył i walczył. Siedziałam z nim, mogłam go dotykać, czytałam mu książeczki. Lekarze go nawet pochwalili powiedzieli ze jak na takiego wczesniaka radzi sobie całkiem dobrze. Byłam szczęsliwa. Wierzyłam ze wszystko zakończy się dobrze ale później nastąpiło pogorszenie. Franuś nie dał rady z sepsą:< Dopiero po śmierci mogłam go wziąć po raz pierwszy i ostatni na ręcę. Ból i cierpienie, nie miałam trzymać go martwego: to co się przezywa w takich chwilach jest nie doopisania...
Bardzo bym chciała postarać się o kolejne dziecko ale ten strach... bardzo sie boje ze to znow się stanie. chciałam spytać jak sobie radzicie z tym lękiem? Może macie jakieś rady? Dodam, że jestem jeszcze przed ślubem... Nie wiedzieliśmy że tak to się skończy, termin mamy na kwiecień 2018 roku. Chce założyć pełną rodzinę więc nie chciałabym przekładać ślubu, ale strasznie sie go boje... jak sobie o tym pomyślę to wydaje mi się że cały ślub i wesele będę tylko płakać że nie ma Frania a miałbyc tego dnia z nami i miałby juz roczek...