Cześć dziewczyny.
Chciałabym podzielić się z wami czymś co przeszłam rok temu i co w olbrzymim stopniu wpływa na to jak się teraz czuję i jak bardzo boję się o moje maleństwo, choć że względów medycznych nie ma ku temu żadnej przesłanki. W lutym tamtego roku będąc już w 30 tygodniu ciąży bardzo rozbolał mnie brzuch i zaczął się robić twardy. Ja myśląc że mi może przejdzie położyłam sie na lewym boku i czekałam (to zalecił mi lekarz prowadzący). Leżalam do momentu zauważenia krwawienia. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko karetka usg i diagnoza całkowite odklejenie lozyska. Później w tempie ekspresowym CC. Po wybudzeniu dowiedziałam się że mojego synka nie dało już się uratować a gdybym ja przyjechała pół godziny później dla mnie też byłoby za późno. Dodam jeszcze że od samego początku ciąża była wzorowa i nic złego się nie działo.
Lekarz powiedział mi że nie zna przyczyny, a rocznie mają ok 10 takich przypadków. Ze czasami tak jest i nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie dlaczego do tego dochodzi. Sugerowali że może dzieciątko było zbyt ruchliwe i pociągnelo za bardzo pepowine( co dla mnie było wtedy straszna głupota). Wiecie co robiłam zanim to się stało? Nic. Siedziałam przy stole i piłam herbatę.
A piszę to wam dlatego żebyście wiedziały że nawet niewielkiego bólu nie wolno lekceważyć. Ja już to wiem.