Dnia każdego, późną nocą, gdy się gwiazdy w dali złocą,
Wszystkie dziwy z jaskiń, pieczar, nawet stwory średniowiecza,
W czerń wychodzą, niby duszki, mając łapy albo nóżki,
Chcą się zagrzać w ognia żarze, wiedząc, że im drogę wskaże.
Wnet zbierają się wokoło, tupiąc, tańcząc, ach, wesoło!
Nagle w tłumie poruszenie: ktoś nadchodzi niestrudzenie…
To wędrowiec wszystkim znany, w baśniach mówca niezrównany.
Damy najpiękniejsze w świecie, jakich nigdzie nie znajdziecie,
Mężów dumnych też i dzielnych, władców królestw niepodzielnych,
Smoki, gryfy, czarodziejki, wszystkich zna wędrowiec wielki,
Zaraz zatem nam opowie, co mu w siwej siedzi głowie…
Jeśli teraz zamkniesz oczy, świat Cię z baśni zauroczy,
A wędrowca słowa jasne, piękne sny dadzą, gdy zaśniesz.
Dnia pewnego wczesną porą, jechał król wraz ze swą sforą,
Pędził, gnał na polowanie, znaleźć pragnął złotą łanię.
Tak legenda stara głosi: o co łanię ktoś poprosi,
Ta życzenie jego spełni, kiedy księżyc będzie w pełni.
Król nasz – Siłacz, miał marzenie, co dręczyło go szalenie.
Chciał by książę i królewna, tak nieczuli, niby z drewna,
Serca swoje otworzyli, miłość ludu tym zdobyli.
Zaraz z rozmyślań coś Króla wyrwało, czmychnąć między drzewa coś się zdawało.
W oka mgnieniu sfora pognała, za łanią złotą co w świt umykała.
Król powolutku strumyk przekroczył, szatę i buty okazałe zamoczył,
Ujrzał na polu zwierzę przecudne, strzygące uszami, ze ślepiami jak ruble.
Łania spojrzała na Króla z ufnością, łbem mu kiwnęła z niezwykłą godnością,
Nim Łowca do rozmów znów mógł być gotowy, rzekła do niego, tymi oto słowy:
Wiem, czemu po lasach mnie gonisz o świcie, zmienić chcesz los swój i dzieci swych życie.
Za to żeś dobry i krzywdy mi nie robisz, dam Ci dobrą radę – jak uznasz, tak zrobisz.
Księciu i Królewnie potrzeba jest radości, niby pies są smutne, kiedy nie ma swej kości.
Dlatego gdy wrócisz daj im jajko strusie, karz go pilnować i milczeć jak trusie.
O świcie niech wyjdą na słońce wstające, wystawią swe buzie na promienie gorące,
Jajko zmieni się wnet w dwa konie, rącze i czyste jak kobiece dłonie.
Królewa wraz z Księciem niech dosiądą obu, popędzą do ludu, by wyrzec się chłodu.
W ich żyłach od teraz krew całkiem nowa, witamina D wprost ze słońca gotowa.
Król rad usłuchał, zrobił jak być miało – od tej chwili w królestwie szczęścia jest niemało.
Królewskie dzieci kochane są jak nigdy, żadnemu z poddanych nie dadzą wyrządzić krzywdy.
A co z łanią? Już nigdy się nie pokazała, z ukrycia co noc w głos tylko się śmiała.