Cześć dziewczyny, siedzę od wczoraj na zwolnieniu i trochę się nudzę więc postanowiłam podzielić się z wami moim szczęściem.
Dokładnie 3 tygodnie temu dowiedziałam się, że udało nam się z mężem i jestem w ciąży!! Jupi!! Mój termin to 20 maja 2016.
We wtorek byłam na wizycie z usg, serduszko bije, małe rośnie a ja... trochę gorzej. Współczuje wam dziewczyny które macie mdłości, czy wymioty, ja czasami tylko nie mam ochoty na nic do jedzenia i jak zaglądam do lodówki to przez chwilę wszystko mi staje w gardle. Za to zmęczenie mnie dopadło takie, że nie mam siły rano w łóżka wstawać, ale muszę bo toaleta to najczęściej odwiedzane miejsce w domu. Dziewczyny wy też tyle sikacie? Ja już nie wyrabiam i boli mnie wszystko na dole od podcierania co godzinę.
Mam też inny problem i tu chciałabym pytanie zwrócić do was- czy boli was podbrzusze? To moja pierwsza ( i jedyna mam nadzieję) ciąża i mąż twierdzi, że troszkę panikuję ze wszystkim ale od tygodnia pobolewa mnie brzuch, trochę przypomina to ból jak przy okresie ale ten jest lżejszy, bardziej tępy i ciągły, bo przy miesiączce to miałam skurcze. Do tego miałam lekko brązowe upławy, na które lekarz przepisał mi globulki na 5 dni na noc, brałam mimo, że bałam się o dziecko i niby przeszło, przez jeden dzień po skończeniu kuracji było ok, a wczoraj znowu wróciło- będą w toalecie na papierze zauważyłam śluz w kolorze beżu. Lekarz mi mówił że z dzieckiem jest ok, że na usg nie widać żadnego krwiaka czy niepokojącego krwawienia a krew ewidentnie jest sfermentowana czyli jak to gin określił, jakaś stara krew której organizm się pozbywa. Nie wiem co o tym myśleć, przedwczoraj byłam w lekarza, czy znowu lecieć na wizytę czy z racji że od rana czuję się wyjątkowo świetnie i nie mam upławów to dać sobie spokój i dać organizmowi działać samemu?