Był to dzień listopadowy,
W kuchni słychać już rozmowy
'Kto tak z rana dyskutuje?'
Synek taty dopytuje.
'To na pewno Twoja mama,
Jak co rano - zabiegana.
Z siostrą robią Nam śniadanie,
Tylko co? To jest pytanie!'
Jasiu pobiegł więc do mamy,
Spytał zaaferowany:
'Co nam dzisiaj szykujecie?'
Dziś jest piątek! Jajko przecież!'
Siostra mu odpowiedziała,
Jak królewna w rogu stała.
'Dzisiaj królem moim będziesz,
Jak ten strumyk mi zdobędziesz!'
W okno palcem postukała,
Małą rzeczkę nim wskazała.
Jasiu uśmiech posłał mamie,
By podała mu ubranie.
Lecz ta ręce skrzyżowała,
Głową groźnie pokiwała.
'Synku drogi, słońca nie ma!
Chorób Tobie nie potrzeba!'
Na to Jasiu z pewną miną:
'Dasz mi coś - to mnie ominą!
Coś co kiedyś nasza babcia,
Przypadkiem dała do kapcia.
Była to D witamina,
Która w zdrowiu nas podtrzyma!'
Jasiu biceps chciał pokazać,
W śmiechu siłacza udawać.
Na to Julka - siostra mała,
Głośno mamie zawołała:
'Też poproszę witaminkę,
Chociaż troszkę, odrobinkę!'
Wszyscy ciepło się ubrali,
I nad strumyk się wybrali.
Tam bawili się dzień cały,
Jak dzień każdy - był wspaniały!