-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Personal Information
-
Płeć
Kobieta
-
Miasto
Dąbrowa Górnicza
Osiągnięcia Królik
0
Reputacja
-
-
Witam serdecznie. Piszę, ponieważ mam problem ze zrzuceniem kilogramów. Na poważnie wzięłam się za siebie w kwietniu i efekty jakieś są, ale chciała bym je powiększyć. Zacznę od początku. Za namową mamy w kwietniu wypróbowałam Dukana. Dieta jednak dość wymagająca (czasu i pieniędzy, niestety). W fazie uderzeniowej schudłam ok 2kg(7dni), co mnie skutecznie zniechęciło, bo przy tej fazie chudnie się podobno najwięcej (moja mama na ten przykład zrzuciła wtedy chyba ok 7kg - w 7dni). Odstąpiłam od niej(zapożyczając jednak do codzienności sporo przepisów). Dodam, ze poza dietę wprowadziłam ruch (wysiłek na macie do tańczenie - Stepmania, do tego zestaw ćwiczeń z internetu na różne partie ciała). Odstawiłam białe pieczywo(jeśli mam ochotę, to robię "bułkę" z otrębów wg przepisu Dukana), mąkę (do np kopytek używam żytniej typ2000, albo pełnoziarnistej, ponadto mam w domu skrobię i mąkę kukurydzianą, którymi zagęszczam sosy do ryżu czy makaronu), smażonego to nie jem praktycznie od czasu karmienia pierwszego syna, czyli jakieś 3,5 roku, makarony, ryż - też pełnoziarniste. Zwracam uwagę na kalorie - mleko do kawy tylko0,5%, jogurty 0,1%, itp. Staram się jeść maleńkie porcje i dość często - aby nie doprowadzić do uczucia głodu(ok 4-5posiłków dziennie), staram się pić dużo wody(choć nie potrafię się do niej zmusić, jeśli nie chce mi się pić), 4-5 kaw dziennie(z jednej łyżeczki, zalane do 3/4 kubka - reszta mleko 0,5%). Wieczorem jest najgorzej -siedzę przed komputerem i nie potrafię nie ruszać buzią :( Jednak za wszelką cenę nie sięgam po słodycze, czy chipsy - odważam sobie 100g płatków kukurydzianych, albo skubię słonecznik (kupiłam najmniejsze ziarna, aby dłużej skubać, przez co mniej go zjadać) i staram się, aby skończyć jak najwcześniej, a nie przed samym snem; nie umiem jeść jabłek - po nich właśnie czuję się dopiero głodna.... Moje jedzenie w ciągu dnia, gotowanie obiadów, jedzenie "na mieście" wygląda zupełnie inaczej niż dotychczas - zmiana o 180stopni. Nie powiem, żebym sobie wszystkiego odmawiała, bo wyczytałam, ze efekt jojo (którego potwornie się boję) wynika również z tego, ze po skończonej restrykcyjnej diecie rzucamy się na "zakazane potrawy" - zjem trochę chipsów w sobotę, kiedy mąż pije piwo(sama piwo odstawiłam - najwyżej trzy łyki od męża), kebaba raz w miesiącu nie odmówię, zjem też "normalny" obiad, czyli potrawy, których nie można zrobić inaczej - przykładowo mielone z ziemniakami i ogórkiem kiszonym. Zamiast bułki tartej dam sobie płatki owsiane; wezmę do tego łyżkę ziemniaków (niczym nie polewam), ale takie "normalne" obiady zmniejszyłam objętościowo o ponad połowę w stosunku do tego, co wcześniej zjadałam, poza tym nie codziennie robię coś smażonego lub bardzo kalorycznego .Mimo to waga nie chce się zlitować nade mną, centymetr też nie :( Raz w tygodniu się mierzę (od dłuższego czasu zero różnicy), raz w miesiącu robię sobie zdjęcia i różnicę widać, ale nie jest to to, czego oczekiwałam. Czytałam że optymalny spadek wagi, to kilogram tygodniowo, a ja od siedmiodniowego spadku na dukanie schudłam dodatkowo dwa i pół kilo - w sumie 4,5 przez prawie 3 miesiące. Biorę witaminy (dla kobiet ze wzmożoną aktywnością fizyczną), bo niestety to tańsza alternatywa, niż niektóre zdrowe i bogate w witaminy potrawy, ale już od dwóch tygodni nie ćwiczę - najpierw miesiączka, a potem zauważyłam, że po porannych ćwiczeniach później w ciągu dnia mam zawroty głowy (początkowo tego nie łączyłam, ale jak przestałam - ustąpiły - być może to wina upałów - 29stopni w domu). Niestety waga stoi teraz już w miejscu, a przede mną jeszcze 15 kg :( Czytałam o np migdałach, aby jeść gdy dopada głód, ale to też kosztowna sprawa, a dodam, ze niestety nie dysponujemy zbyt dużymi środkami w ciągu miesiąca - dlatego nie stać mnie na wizytę prywatną u dietetyka. Mąż i tak milczy, choć wiem, że pewnie sobie myśli coś w tej kwestii - otręby, pełnoziarnista mąka, makaron, bakłażany, itp tanie nie są, a on sam potrafi jeść samo "śmieciowe" jedzenie z najniższej półki, aby tylko dzieci miały zdrową żywność(bo logiczne, że na nich nie oszczędzimy). Ale nie chcę się tu rozwodzić na temat trudnej sytuacji finansowej, bo nie piszę aby się na nią pożalić, tylko aby spróbować ustalić przyczynę, dla której nie chudnę. Zaznaczę jeszcze, że od 14roku życia leczyłam się hormonalnie (policystyczne jajniki). Ostatnio brałam Microgynon21 - przed pierwszą ciążą, dokładnie do połowy września 2008roku. Od lutego 2011 wzięłam jeszcze trzy opakowania - potem znowu odstawione ze względu na planowaną drugą ciążę. Po ciąży dwa opakowania Owulanu, ale po nim przytyłam dwa kilo, więc natychmiast odstawiłam i postanowiłam nigdy więcej nie przyjmować antykoncepcji hormonalnej. Tu też obawa, jak ginekolog zechce to inaczej leczyć i czy zgodzi się wypisać skierowanie na badanie hormonów (podobno to bardzo drogie badania i lekarze nie chcą ich przepisywać). Zdaję sobie sprawę, że wymagam raczej niemożliwego - trudno doradzić cokolwiek na odległość, ale nie wiem już co robić bo nie mam funduszy na całkowicie zdrową dietę, ani żadne suplementy, czy "gotowe" diety, powoli się załamuję... Co mogę jeszcze zrobić? Bardzo proszę o poradę, jesłi jest Pani w stanie doradzić. Pozdrawiam
-
Pozwolę sobie również dodać sama, bo mamy już koniec miesiąca a mojego łobuza nadal nie opublikowano :P A wyczekuje, kiedy jego zdjęcie się pojawi
-
Pozwolę sobie również dodać sama, bo mamy już koniec miesiąca a mojego łobuza nadal nie opublikowano :P A wyczekuje, kiedy jego zdjecie się pojawi
-
Znowu nie mogę edytować własnego posta i nadal nie dodaje mi zdjęcia - co lepsze - miniaturki również.... kolejna próba(niestety opcja "podgląd" nie działa, więc inaczej nie sprawdzę...:
-
Jezuu...co się dzieje z tym forum??? Nie dość, ze nie mogę dodać zdjęcia, to nawet nie mogę edytować własnego posta? Tracę czas na pisanie, które "znika" i muszę pisać od nowa...:/ Więc raz jeszcze (i mam nadzieję, ze tym razem doda) To mój starszy syn w wieku 17 miesięcy na swoim pierwszym pełnoprawnym święceniu jajek ^^ [IMG]http://www.iv.pl/images/55795777994881337559_thumb.jpg[/IMG]
-
ie mogłam się oprzeć, żeby nie pokazać siostry, kiedy była jakoś w wieku mojego starszego syna :P (jestem od niej 13 lat starsza)
-
Rozumiem, ze ogłoszenie wyników 4 CZERWCA? :P
-
Witam. Jeśli ktoś kupuje mleko Bebilon 2 dla swojej pociechy, to mam do oddania 7 kuponów rabatowych na zakup 800g opakowania w drogeriach Rossmann. Każdy kupon to -10zł (nie mylić z -10%!). Jeden jest naddarty, ale myślę, że przy kasie nie powinno stanowić to żadnego problemu. Ważne do 30 maja, więc spieszcie się z decyzją ;)
-
Witam. Starszy syn ma 3,5 roku i od jakiegoś czasu mamy dwa problemy, które a to się nasilają, a to słabną. Po kolei. Syn dość szybko zaczął mówić, szło mu to bardzo ładnie, mówił wyraźnie i szybko zaczął dobierać słowa w zdania. Wszystko było dobrze do czasu, kiedy syn trafił do moich rodziców - ja byłam pod koniec ciąży z młodszym synem, chorowałam co chwila na oskrzela, zarażałam Marka (starszego), potem on mnie i tak w koło - więc jak się wykurowałam pod koniec ciąży, to rodzice wzięli go do siebie, żebym była zdrowa do porodu (co i tak się nie udało, ale mniejsza z tym). Do tego wyszła nam przeprowadzka, bo kupiliśmy mieszkanie - musiałam pakować rzeczy, a zaraz po porodzie mieszkaliśmy jakiś miesiąc u rodziców(bo dawna właścicielka nie opuściła mieszkania na czas i nie mogliśmy się rozpakować), później robiliśmy remont. Syn przebywał u rodziców bardzo długo. Chociaż problem jąkania pojawił się już przed porodem, to ja nie umiałam tego "zaobserwować" - po prostu kiedy był jeszcze ze mną w domu to mówił ładnie. Nie chcę nikogo obwiniać, ale moja babcia ma bardzo trudny charakter i choć wiem, że bardzo się stara, to uważam, że może być to trochę jej wina. Często podnosi głos, tłumacząc się tym, ze ona ma już taki głos i tyle - ma taki "rozkazujący ton", do tego potrafi nie zwracać uwagi na kogoś (właśnie mój syn i moja siostra, która ma 16 lat - czasem coś mówią, a ona nie słucha i zaczyna coś mówić do kogoś innego). Kiedy usłyszałam Marka jąkanie po raz pierwszy to byłam w szoku... Mój mąż też ma problemy z wymową, ale jest to nabyte - nie wrodzone (jako dziecko spadł z wysokiego drzewa i miał uszkodzony kręgosłup). Ale u męża samokontrola wiele dała i teraz jest dobrze - tylko czasami ma problemy. Za to syna nie szło wcale zrozumieć - zacinał się przy pojedynczym słowie, powtarzając sylaby bądź litery, albo przy zdaniach - zaczynając zdanie kilka razy od nowa. Staraliśmy się go uspokajać, prosić, aby pomyślał i mówił spokojnie, powoli. Była poprawa, ale to trwa do tej pory. Czasami naprawdę "nie ma czasu go słuchać", bo spiesząc się gdzieś on zaczyna coś mówić, powtarza, jąka i nie możemy go zrozumieć. W innych sytuacjach jest tak, że przekazanie czegoś zajmuje mu bardzo dużo czasu, albo wtrąca sie do czyjejś rozmowy. Łapiemy się na tym, żeby starać się go wysłuchać, jeśli woła i zwraca na siebie uwagę, ale to też nie jest do końca możliwe, bo przecież nie możemy mu pozwolić na każdym kroku, kiedy sobie zamyśli, przerywać czyjejś rozmowy. Zwracamy też uwagę, aby nie przerywać jemu, ale czasami nerwy puszczają, kiedy stara się za wszelka cenę "dyskutować", żeby wyszło na jego - przykładowo, chce coś słodkiego, wiec tłumaczę, że po obiedzie, a on zaczyna dyskutować, że tylko troszkę, a potem będzie jadł. Ja dalej uparcie trzymam się swego, ze nie dostanie, bo obiadu nie zje, a on znowu, że tylko troszkę, bo...itd. Czasem nerwy puszczają, kiedy trzeba powtarzać jedno i to samo, a on obstaje przy swoim (przerywając mi mówienie - tu też mu zwracam uwagę, że jak ja mu nie przerywam, to żeby on mi też w słowo nie wchodził i wysłuchał, co mam do powiedzenia, ale średni to ma skutek) Druga sprawa to skubanie paznokci. Tu również przytoczę osobę mojego męża, bo jest nałogowcem - obgryza. Jak syn był młodszy, to sam "dawał mu po łapach" za to. Marek jednak nie obgryza, a jedynie skubie. Połączone to jest z tym zacinaniem, bo często skubał próbując się skupić na mówieniu. Miał już naprawdę brzydkie paznokcie, pokazywała się nawet krew. Skubał podczas oglądania telewizji, nawet podczas mówienia pacierza. Udało nam się oduczyć go tego, ale widzę, że znowu podskubuje. Nie jest tragicznie, bo ma dwa, trzy palce za które się bierze, i nie robi tego bardzo intensywnie, ale nie chciała bym aby to znowu się pogłębiło, albo co gorsza - aby nie poszedł w ślady taty. Poza tym w tym wieku, to wydaje mi się, że musi to mieć jakieś inne podłoże - nie z podpatrzenia u kogoś, ani nie warunki genetyczne (bo wątpię, aby to miało coś wspólnego). Dodatkowo ubolewam, ze syn nie dostał się znowu do przedszkola, a miałam nadzieję, że jak będzie miał kontakt z rówieśnikami, to jego problemy zanikną. Przedszkole to nie to samo, co wyjście na plac zabaw. Moja znajoma ma syna tydzień młodszego, ale niestety ostatnio się wyprowadzili i teraz mieszkają dość daleko - jak razem się bawią, to zauważyłam, że Marek mówi pewniej - śmielej - potrafią się dogadać. Przeraża mnie wizja, że za rok pójdzie do przedszkola(po prostu będzie dla niego już OBOWIĄZKOWE) - dołączy do dzieci, które będą się już znały i sobie nie poradzi, że będzie jeszcze gorzej i stanie się zamkniętym w sobie dzieckiem! Kiedyś był bardziej pewny siebie, śmiały do obcych ludzi, teraz przychodzi mu to co raz trudniej (zauważa chyba, ze obcy ludzie nie zawsze rozumieją o co mu chodzi i to go jeszcze bardziej negatywnie nakręca - takie błędne koło...) Czy mogła by mi Pani coś poradzić? Chciała bym się wybrać do poradni, ale nie umiem znaleźć informacji, czy i gdzie w pobliżu znajduje się publiczna poradnia. Niestety na prywatne wizyty nas nie stać... Jutro będę dzwonić do pediatry i może dowiem się czegoś więcej w tej sprawie.
-
Witajcie pochmurnie i deszczowo w tegoroczną majówkę. Faktycznie chyba się wykruszamy troszkę...w moim odczuciu to niestety nieprzejrzystość i trudności "nowego forum". Nie wiem, na co komu były te zmiany i czy to tylko kwestia przyzwyczajenia, ale mnie to zniechęca wystarczająco... :( Czytam, że niektórzy już po szczepieniach - my musimy czekać, bo w poniedziałek wizyta u immunologa, który dopiero oceni, czy można szczepić, czy nie (choć mam złe przeczucie, że najpierw wyśle na badania i każe za jakiś czas znowu przyjechać - a to wcale nie jest blisko, a laboratorium nie jest w tym samym budynku, tylko prawie na drugim końcu miasta :/) Wczoraj mój leń zrobił dopiero kilka samodzielnych kroków, dziś trochę śmielej się zachowuje przez to i mam nadzieję, że w końcu się przełamie i zacznie chodzić, bo już najwyższa pora dla niego... Poza tym to deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz...a miałam nadzieję posiedzieć z dzieciakami na placu, korzystając z tego, że mąż jest w domu i może iść z nami nie patrząc co chwilę na zegarek, że do pracy trzeba iść. Bo z dwoma to ciężko bywa - mam oczy tylko z przodu głowy i choć Marek bawi się z innymi dziećmi, to warto mieć go na oku. Z diety zrezygnowałam (ale to chyba już pisałam), bo nie przyniosła pożądanego efektu a start - w 7 dni tylko 2kg, a spodziewałam się przynajmniej 5kg :( Poza tym zniechęciła mnie trochę farmaceutka. Byłam pytać o suplementy zmniejszające wchłaniania tłuszczu i węglowodanów (dwa różne; chciałam zapytać, czy mogę się nimi posiłkować kiedy mam ochotę na jakąś "bombę" podczas odchudzania) i tłumaczę, że generalnie jestem na Dukanie (troszkę przeinaczonym), na co ona mi odparła, żebym się najpierw skontaktowała z lekarzem, bo organizm potrzebuje również węgli i tłuszczu, a nadmiar białka również szkodzi. I dodała (opowiadam to w skrócie, bo jej zajęło to chyba ze 40min), że dieta Dukana powoduje spadek przede wszystkim mięśni, a nie tłuszczu. Organizm się broni i za wszelką cenę magazynuje tłuszcz, więc jego spala się mniej niż mięśni, dlatego trzeba ćwiczyć, aby tłuszcz zamieniał się w mięśnie, które dieta może sobie spalać :/ W każdym bądź razie zaczęłam się po prostu inaczej odżywiać, ale wczoraj grill u rodziców, a to wieczorek z mężem przy piwie (on piwo, ja chipsy :P), tak że i tak dobrze, że waga stoi(po tych 7kg, co spadło), a nie poszła w górę znowu. Grunt to nastawienie do innego jedzenia i mniejszych ilości, i myślę, że będzie dobrze :) Izzik, może kino domowe na komunię? To chyba też dość popularny prezent. Albo wieżę. Nie musisz kupować oryginalnych za 1000zł - dla przykładu: http://allegro.pl/nowe-kino-domowe-manta-divx-xvid-usb-czyt-card-w-a-i3217238003.html http://allegro.pl/kino-domowe-wieza-dvd-soundmaster-dvd-8600-okazja-i3204576865.html Nie musisz brać na allegro, popatrz po marketach - i upewnij się, że nikt inny nie sprawi takiego prezentu :) A z resztą, gdyby nawet to już ich problem - sprzedają, albo będą mięli zapasowe Pozdrawiam
-
Cześć dziewczyny, po raz trzeci zaczynam pisać - pierwsze wypociny wcięło prawie pod koniec pisania, drugie na szczęście na początku...Nie mam słów do tego nowego forum... Niestety nie mogę poświęcić drugie tyle czasu na "odbudowanie" tego, co wcześniej napisałam. Chciałam pozdrowić i pożalić się, że jestem na Dukanie 8 dzień i jestem zniesmaczona, bo spadło tylko 2 kilo (po 7 dniach uderzeniówki). Gdzie przed świętami się trochę przegłodziłam i spadło mi 4 kilo(w lekko ponad tydzień) :| Chyba będę musiała zmodyfikować nieco tą dietę, bo skoro mam się tak katować i nie widzieć efektów, to lepiej chyba mi iść na 1000kal - przynajmniej będę jeść to, co lubię i szybciej mi zejdzie nad przygotowywaniem posiłków (teraz gotuję trzy różne obiady). Przyjmuję witaminy, więc czy Dukan, czy inna - każda wyniszcza w jakiś sposób organizm, pozbawia witamin, więc na każdą tak samo "działają" suplementy. Immunolog stwierdził (na podstawie wyników badania krwi i temperatury porannej), ze Patryk ma jakąś przewlekłą, nie wyleczoną infekcję i w każdej chwili wskoczy mu znowu na płuca. Dostał antybiotyki. Kolejna wizyta 6 maja. Chodzić samemu dalej mu się nie chce - ale tak fajnie potrafi łapać czyjąś rękę i tak sobie ją "układa" - bo byle jak nie złapie xD). Słów w swoim języku ma tyle, że można by zrobić słownik z tłumaczeniem (znaczy powtarza świadomie pewne słowa, choć nie brzmią czasem zupełnie podobnie do oryginału - np na Marka woła "Atia" :P) W ogóle mam wrażenie, że jakoś mało składnie i mało sensownie piszę teraz, więc się nie odzywam więcej na dziś :P Acha, zdjęć żadnych nie pochwalę, bo u mnie widać tylko linki, których w dodatku nie mogę otworzyć :( Tak że wierzę na słowo, że pyszne dzieciaki i piękne torciki (albo odwrotnie, hehe), itp, itd. Buziaki :*
-
Zapomniałam, to jest nasz korytarz: Jak się wprowadzaliśmy to był zabudowany na nas i sąsiadów (syna z rodziną byłej właścicielki). Sąsiad mając znajomości zafundował oddzielne korytarze (płaciliśmy tylko za drzwi) i tak sobie urządziliśmy. A to człowiek, który na swój kochany pokoik musiał cieżko pracować :P (i troszkę na płytki podłogowe w kuchni - ostatnie zdjęcie) Marzyły mi się takie mebelki: ale za nie dalibyśmy ok 6000 :( Poza tym, po głębszym zastanowieniu - nie było by ich za bardzo jak ustawić w pokoju, bo pozostało by niewiele miejsca. Dlatego mam kilka koncepcji, teraz tylko zależy, czy ktoś będzie umiał zrobić na zamówienie to, co mi w głowie siedzi i najlepiej zmieścić się jeszcze w kwocie, jaką dysponujemy xD
-
Witam poświątecznie :) Izik, ale macie wielką rodzinę (skoro na zdjęciach to nie wszyscy kuzyni). I fajowy torcik ;) Niestety Meridii nie mam, nawet wiadomości nie odczytali, a że miałam zepsuty telefon, to innego kontaktu poza netem nie miałam, żeby ich poprosić :( Jednak zamiar jest iść na dukana po 10 (czyli po wypłacie :P) Franti, co do przecen w takich sklepach, to trzeba uważać. Niby coś kosztuje 5zł, ale materiał może być taki, ze raz wypierzesz i się robi szmata (najczęściej rozciągają się przy szyi). Więc ja wychodzę z założenia, że lepiej iść do "marketu" (czytaj do ciuchlanda, my z mężem mówimy "market" - publicznie lepiej to brzmi, a my wiemy o co chodzi ). Tam też dasz koło 5zł (często nawet mniej) i masz tą pewność, że jak się nie "zeszmaciło" do tej pory, to pewnie jeszcze posłuży :) Ja mam wiele ciuchów po Marku (a kupione używane), teraz chodził w nich Patryk, a jeszcze się przydadzą komuś. A mam nowe rzeczy, które już wyrzucałam, bo były powyciągane. Ja tam po świętach werwy nabrałam :P Zaczęłam przed świętami porządkować wszystkie szafy, szafki, szuflady, ale stwierdziłam, ze na święta nie muszę tego robić i teraz kończę :) Stąd znowu brak czasu na cokolwiek. Przymierzamy się też do zmiany mebli u dzieci w pokoju. Mam już pomysł, ale nie wiem, czy kasy starczy. Mamy jeszcze pieniądze po Marka chrzcinach i roczku - tylko na zasadzie do oddania, bo pożyczyliśmy sobie je, jak jechaliśmy nad morze i mięliśmy oddać zaraz, ale w końcu niedługo później kupiliśmy mieszkanie i nie było już jak. Dlatego teraz, jak będzie zwrot podatku to całość idzie na ich pule. Do tego Patryka z roczku i chrzcin. Część wydałam na drobnostki, kolejne znowu się pożyczyło, żeby zrobić urodziny, a to teraz święta... W sumie ok 3500 będziemy mieli, a to i tak chyba będzie za mało... Najwyżej poczekamy rok jeszcze i wtedy się kupi. Może to i lepiej, bo akurat Patryk będzie "rozumniejszy" (bo chcemy piętrowe łóżko kupić, ale nie takie standardowe - poszukam później, to Wam pokażę o co mi chodzi). Przypomniało mi się o zdjęciach mieszkania. Nie mam tylko naszej sypialni(bo mąż spał po nocy) i łazienki, bo tam sajgon(dziś i pranie porozwalane, akwarium czyściłam, wcześniej wzięłam się za układanie w szafkach - nie ucieknie, przy okazji podrzucę :) ). Duży pokój(nie zwracajcie uwagi na bałagan :P To pokój dzienny, w którym spędzamy cały dzień - łącznie z dziećmi, dlatego jest tam całe pudło z zabawkami): Ubikacja: Pokój dzieci - teraz robi jedynie jako męża siłownia i suszarnia ze względu na to zimno od podłogi ;D Kuchnia (niestety zdjęcia robione tylko telefonem, nie mam panoramicznego obiektywu): Przedpokój: