Pewien król, co się mienił siłaczem,
Miał królewnę swą, jak to w bajkach, nie inaczej!
Na rękach ją wytrwale nosił,
O pomoc w tym nikogo nie prosił!
Czy to strumyk, czy przepaść, czy rzeczka,
On ją nosił, nie szukając mosteczka!
Dumnie wszem i wobec prężył muskuły,
Na poddanych krzyczał: „Niezguły!
Cieniasy, leszcze, słabeusze!
Ja się z Wami liczyć nie muszę!
Najsilniejszy jestem na świecie!”
Jednak, jak bajkowa wieść niesie,
Tak się w samouwielbieniu rozzuchwalił,
Tak się swymi mięśniami wszem chwalił,
Że przestano go przyjmować w gościnę,
Więc niebawem nietęgą miał minę!
I z siłacza powoli się stawał,
Takim królem, co to tylko udawał…
Na spacery już nie wychodził,
Królewnę z daleka obchodził!
Słońce zgasło dla niego, w cień się schował,
Z pozycji siłacza abdykował!
I tak pewnie do dziś by było
Gdyby nie to, że królewnie się ckniło,
Za siłaczem, którego pokochała,
Z którym tak cudownie lekkie życie miała!
Chcąc ratować królewskie zdrowie i formę,
Taką dzienną Mu ustanowiła normę:
Pompek sto, brzuszków ze dwieście,
I uśmiechów kilkaset nareszcie!
By zaś bajka w 100% była bajką,
Dodam, że podała Mu magiczne jajko!
Chcecie wiedzieć, co było potem?
Stało się to jajko źródłem plotek,
Bo podobno miało w środku,
Tajemnicę królewskich przodków!
Skarb witaminy D, godnej każdego króla,
… Szczególnie tego, co uśpiony bajką już lula ;)
Śpij słodko, kochanie,
Niech Cię zdrowy poranek zastanie,
Pełen słońca, figli, radości…
Śpij, mój Królu, w kołderce z mojej miłości!