Skocz do zawartości
Forum

Mulisia

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Mulisia

  1. Kochana Redakcjo mój wybór był wręcz oczywisty, albowiem gdzie jak gdzie, ale właśnie do miejskiego Ogrodu Zoologicznego z synkiem chodzimy praktycznie codziennie, tudzież zimą! I nie ważne czy za oknem dżdży czy też świeci słońce, codzienna wizytacja w ZOO jest obowiązkiem. Synek jak usłyszy od taty „ Czy idziemy zobaczyć krówkę? ( tzn. żubra) od razu idzie po swoją czapkę i mówi MMMMM ( ma dopiero 2 latka ), więc krówka zastępuje na razie żubra, a mmmm, to tzw. muuuuu a aa żubr/krówka. Normalnie, to dookoła ZOO spaceruję z wózkiem 10 minut, ale jak przy ogrodzeniu z „krówkami” synka z wózka wyciągnę, to przechadzamy się tak przynajmniej godzinę. Interesuję go wszystko, sarenki, świnki wietnamskie, które systematycznie w weekend dokarmiany owocami usytuowanymi w koszach, jelonki, kurki ( ko, ko, ko), itp. Białostockie ZOO nie jest niestety ogrodem z prawdziwego zdarzenia. Nie ma słonia, żyrafy, a nawet lwa, ale są naprawdę arcyciekawe zwierzątka, które pomimo codziennego, przynajmniej jednego okrążenia, budzą na twarzy synka wielkie zainteresowanie i fascynację. Zapytam się więc czego chcieć więcej, skoro malec tak reaguje na faunę? A i jeszcze jedno ! To tak już poza granicami ZOO … w miejskim zwierzyńcu jest multum wiewiórek, które, aż wchodzą na ręce. W ramach bezpieczeństwa tego nie praktykujemy, ale fajnie popatrzeć, gdy rudzielce skocznie wspinają się po konarach drzew lub nader blisko obcują z człowiekiem. A jak jest zimowy. mroźny wieczór ( jak w konkursowym pytaniu ) … mamy w domu specjalny zamiennik … nasze ukochane lego Duplo ze zwierzątkami, gdzie doskonale mały odnajduje się na ciepłym kobiercu, który w tym czasie, gdy za oknem kłębią się śnieżne chmury, staje się Ogrodem Zoologicznym … :)! PS. Przesyłam jednak zdjęcie synka ( Kasjan latek 2 ) z ... domowego ZOO, albowiem zima znów nas nie rozpieszcza, przynajmniej do dziś:)!
  2. Proszę wsiadać, drzwi zamykać ! Za chwilę ruszamy ku pierzastym cirrusom, ku wielkiej przygodzie. Jak cała familia już spakowana, to pilot ( dwuipółletni Kasjan ) zaprasza do czerwonego śmigłowca :)!
  3. Każda chwila z córcią, to dla mnie ( mam nadzieję, że i dla małej), to chwila bardzo wyjątkowa, a nawet ciut magiczna. Wówczas możemy wspólnie przeżywać wspólnie wiele barwnych przygód, podziwiać, to co się dzieje wokół nas i co najważniejsze cieszyć się towarzystwem na linii mama-córcia. Aspekt edukacyjny oczywiście również występuje i to od „maleńkości” . Jak na zdjęciu w miejskim w ogrodzie zoologicznym przy klatce z wilkami, które akurat poszły na swoje … mniam, mniam :). Jednakże spacery do Zoo, są naszymi magicznymi chwilami, które spędzamy razem … wśród ukochanych zwierząt, ucząc się jak robi kurka, świnka czy żubr ( taka „inna” krówka) i obserwując misia płynącego delikatnym nurtem „zoologicznej rzeczki” :)!
  4. Na początku był ... konik na biegunach :), który jednak został ( przy delikatnej pomocy mamy) okiełznany. A teraz? Teraz może być już tylko lepiej, więc rowerek biegowy jest następny w kolejności, aby stać się nieodłącznym przyjacielem dla mojego smyka, tudzież towarzyszem dziecięcej eskapady. Wszakże turystyka rowerowa jest w modzie, ścieżek rowerowych przybywa, więc nie pozostaje nic, tylko "stąpnąć w pedały" i wyruszyć ku dziecięcej Arkadii !
  5. Kochamy rodzinne spacery. Mąż tym razem ... za obiektywem, a ja z "bąkiem" szalejemy tuż tuż przed Pałacem Branickich. Na szczyptę historii, tudzież edukacji nigdy nie jest za wcześnie :)!
  6. Mulisia

    Konkurs "Bohater"

    Moje dziecko, to mały orędownik tzw. „podzielnictwa”. Dzieli się wszystkim, ostatnim chrupkiem z tatą, ulubioną zabawkę odda koledze/koleżance, a jak mama jest smutna, to i podejdzie i się przytuli. Superbohater pełną gębą. Jednak jaki byłby taki SuperBohater w oczach mojego synka? Niech mnie poniosą wodze wyobraźni … Może taki Ant-Man ?!. Kombinezon i do rozmiarów mrówki?! Na dzień dobry nasuwa mi się jednak dość samolubna zachcianka … zmniejszam się jak w Kingsajzie i wskakuję do Fortu Knox !. Dalej byłoby już gorzej, jakby kombinezon odmówił posłuszeństwa. Albowiem nie mam pojęcia jakbym udźwignęłabym sztabkę :) Ale tak bardziej poważnie ( choć mój tok rozumowania będzie zbliżony do wcześniejszego kaprysu okraszonego delikatnym egoizmem), to zabawiłbym się w takiego liliputa Robin Hooda !!!. Mój synek ( wkrótce skończy „szczęśliwe 13 miesięcy) jest takim Robinem z Locksley. Sherwood syna, to mały pokoik, w którym jednak powiedzenie „Czym chata bogata” gra pierwsze skrzypce. Co miałabym więc robić będąc takim Ant-Manem? Zabierałabym bogatym, a obdarowywałbym biednych !!! Takie kolejne 500zł od pani Premier, tylko nie na drugie dziecko, ale dla każdego, kto ma … najniższą krajową, albo i jeszcze gorzej !!! A takich potrzebujących jest pod sklepieniem niebieskim bez liku !!!. Sobie ? Pozostawiłbym jedynie satysfakcję, iż na ustach pazernych nababów i faryzeuszy, pozostawiam … debet na koncie !:)
  7. Moje śliczności w pełnej "lokowej" krasie :)!
  8. Misie, dżdżownice odeszły w zapomnienie czy też inne interaktywne ... koniki. Mama kilka dni wcześniej zakupiła firanki makarony. I po co mi to było ( rzekłby klasyk !!!:)) Synek już wypatrzył sobie nową, nader "interaktywną" zabawę !!!. Mały ciągnie za makarony, a mama kilka chwil później staje na drewnianym zydelku i poprawia firaneczkę "żabkując" do karnisza :)!. Czy to nie jest zabawa mama z dzieckiem Kochana Redakcjo :)!
  9. Przebieranie mojego kochanego „bąka” musi odbywać się na ukochanym, bajkowym kocyku. A na nim obowiązkowo pieluszkowy niezbędnik. Chusteczki, stosik pieluch/omajtek, puder oraz Misiek, bez którego przewijanie nie byłoby zabawą. Przy okazji Misiek – Pysiek jest pieluszkowym nadzorcą i bacznym okiem zerka czy cały rytuał przebiega zgodnie z Kodeksem Przewijania :)!. A … na deser ... mama, choć tatuś również spełnia się w tej roli „Przewijacza” :)!!!
  10. Dziękuję bardzo i ja ( MY) :)!!!
  11. Kochany synek Kasjan, 9 miesięcy ... ... i jego bezcenna minka, kiedy to tatko "przytargał" wesoły kufer wypchany zabawkami !:)
  12. Ulubiona zabawa w domowych pieleszach obowiązkowo musi mieć akcent muzyczny !!! A mianowicie często z rodziną … podróżujemy, więc „większość” zabawy spędzamy w naszym kochanym kamperze, w specjalnie skonstruowanym domowym „kamperze” !:). Ja za szoferką, a tatuś ze szkrabem na tylnym siedzeniu ! Dlaczego nie odwrotnie? Albowiem ślubny jest jak najlepszy park rozrywki w jednym. To on potrafi jak nikt inny w czasie podróży zabawiać małego. Sama mówię, że jest z niego duży dzieciak, ale w tym przypadku stanowi to wielki komplement, adekwatny do sytuacji. Urządzają „na tyłach” karaoke, które potrafi trwać niemalże w nieskończoność. Bawią się w dom, w cyrk, liczą zwierzątka za oknem. Zabawy często wymyślane są na poczekaniu i to w tym wszystkim jest najlepsze ! W zapomnienie odeszły grzechotki, pluszowe misiaki, inne zabawki, skoro mam Disneyland, tudzież kabaret w jednej osobie :). I co ważne Szanowna Redakcjo, innowacyjność i coraz to nowe pomysły stoją naprawdę na wysokim poziomie ( lokowanie produktu/ czytać reklama męża). I tu muszę oznajmić wszem i wobec i niestety z przykrością odmówić wielu osobom proszącym o kontakt … Samochodowy Animator nie jest do wynajęcia !:)
  13. Dawno, dawno temu, gdzieś w odległej Afryce, żyła sobie KRÓLEWNA, KRÓL … wróć, to nie ta bajka. Jeszcze raz !:) Dawno, dawno temu, żyła sobie sympatyczna rodzinka Hipopotamów. Tata- Hipcio, Mama – Hipcia i synek o imieniu Buba. Buba stronił od wody strasznie. Inaczej, bał się wody jak ognia. Był przy okazji źródłem pośmiewiska wśród grona hipków, tych małych, tudzież i tych wyrośniętych. Czy JAJKO jest mądrzejsze od kury, czasami zadawał sobie to pytanie?. Jak trzeba było przekroczyć małą rzeczkę Buba wydawał przeraźliwe piski, wierzgał, miotał się na wszystkie strony świata. Chwytał wówczas swoimi ząbkami ogonek mamy i wspólnymi siłami przekraczali wodę. Głębszy zbiornik rodzina musiała omijać dookoła. Buby samego nie zostawiali nigdzie. Był ich oczkiem w głowie, beniaminkiem. Hipopotamy jako gatunek zwierząt ziemnowodnych, cześć dnia, a przede wszystkim już po świcie, wyleguję się w wodzie i zażywają błotnych kąpieli. Buba leżał do góry brzuchem pod palmą i swoim noskiem próbował „upolować” kokosy. Dopiero, gdy zbliżał się zmrok, Buba jak i inne hipopotamy udawał się na żer. Pora nocna jest najlepszą okazją dla tych ssaków na wyborną kolację, której podstawowym składnikiem jest soczysta trawa i wodne rośliny. Buba również był wielkim smakoszem zieleniny, ale z powodu strachu przed wodą, jego organizm był osłabiony, nie był odpowiednio zahartowany. Zdarzało mu się od czasu do czasu prychać, ciągać swoim hipkowym „kulfonem”. Wokół niego inne małe hipki śmiały się z niego na okrągło. Wówczas, gdy inne bawiły się w wodzie, Buba skubał drzewne liście, siedząc po cichu za krzakiem. Aż nagle … Pewnego słonecznego dnia, żar z nieba był wtedy niesamowity, Buba zaczął coraz częściej wydawać dźwięki podobne do samego kasłania, brakowało w jego jadłospisie wielu witamin, również WITAMINY D. Nosek zrobił się suchy, nabrał kolorków, jego krótkie nóżki spuchły, a głowa była tak gorąca, że można było na niej usmażyć w okamgnieniu jajko sadzone. Nie dość, że śmichów-chichów nie było końca, to jeszcze Buba zachorował. Potrzebny był szybki ratunek, aby ZDROWIE Buby wróciło na właściwe tory. I taki ni stąd ni zowąd się pojawił jak SŁOŃCE na horyzoncie. Prawdziwym wybawicielem okazał się najlepszy przyjaciel Buby, Rożek. Przecież najlepszych przyjaciół poznaje się w biedzie oraz ... chorobie. Rożek był zwierzaczkiem z gatunku nosorożców białych. Też trochę innym, ponieważ jego róg miał kolor zielony. I nie wiedzieć czemu, ale taki kolor był od urodzenia. Rożek podszedł do Buby, przyłożył zielony róg niczym lekarski termometr do okrągłego nosa hipka, potarł nim chwilę, po czym skierował się w stronę jego rodziców. Rożek opowiedział im pewną historię, którą jak był mały przeżył na „własnych kościach”. Mając podobne objawy co Buba, rodzice wrzucili go do rzeki wypełnionej mlekiem i miodem. Ta kraina znajdowała się tylko kilka kilometrów stąd. Rożek powiedział, że zaprowadzi rodzinę do tego miejsca, a nóż widelec się uda. Buba był bardzo słaby. Szedł jednak dzielnie na rozgrzanym do czerwoności piasku, nie wiedząc, jaki czeka go finał. Nie wiedział, że ma się spotkać oko w oko z rzeką wypełnioną gorącym mlekiem. Nie wiedział i nie spodziewał się, że w tej specyficznej miksturze będzie musiał zanurzyć się po sam czubek wielkiego nosa. Wszystko jednak było robione dla jego dobra, dla jego zdrowia, ażeby w latach dorosłości Buba był silnym, mocarnym hipopotamem, a nie cherlawym, ciągającym noskiem hipkiem. Gdy już dochodzili do magicznego uzdrowiska, Buba z lekka wytężył oczęta i wyszeptał coś w stylu : „Woda, woda.. boję się wody...”. Matka starała się zgrabnie zmienić temat, rozluźniając atmosferę. Dochodząc do źródła Buba był już tak mocno wyczerpany, że nie trzeba było go zwodzić czy jest to woda, czy piasek , czy coś innego. Był słaby i zmarniały, że wystarczyło, ażeby ojciec delikatnie nosem popchnął go w stronę magicznego STRUMYKA, który przeistaczał się w wielką, uzdrowicielską rzekę. Buba był bardzo słaby. Trzeba było szybko działać, aby wielki sercem SIŁACZ w świecie hipków szybko wyzdrowiał. Ojciec-Hipcio jednym, delikatnym ruchem, musnął syna wgłąb wody wypełnionej śnieżno- białym mlekiem i płynnym złotem, jakim jest nazywany, dobrze nam znany miód. „Panaceum” w rzece nie była ani głęboka, ani płytka. W sam raz na gabaryty Buby, który z każdą spędzoną sekundą dochodził do siebie i wydawał się coraz to bardziej wesoły, radosny. W pewnej chwili można było zaobserwować na jego ustach radosnego „banana” od ucha do ucha :). Po kilkunastu minutach Buba wyszedł z rzeki już o własnych siłach, podszedł do rodziców i przytulił się do każdego z nich. Podziękował również Rożkowi, wdzięcznie merdając swoim kręconym ogonkiem. Od tamtego dnia Tata – Hipcio, Mama- Hipcia i Buba spędzali każdy poranek, każde popołudnie wspólnie w wodzie. A ich nieodłącznymi towarzyszami wodnych jak i lądowych igraszek byli: najlepszy przyjaciel rodziny Rożek i … reszta hipciów, którzy wcześniej wyśmiewali się i szydzili z Buby … A Buba? Tak pokochał taplać się czy w wodzie , że nawet jak reszta hipopotamów wychodziła na zasłużoną trawiastą wieczerzę, on bawił się z żabami, albo wodził nosem po szuwarach. Tak rozkochał w sobie wodę, która została zarazem jego najlepszym … przyjacielem :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...