Skocz do zawartości
Forum

anusia.anusia

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    Łódź

Osiągnięcia anusia.anusia

0

Reputacja

  1. Nikawa-bo zaimponowało mi jej podejście do obowiązków dzieci i za związane z tym wypowiedzi
  2. Każda kobieta lubi pięknie wyglądać. Dobrze jest też, by nasza ingerencja we własne ciało w celu zachowania tego piękna, była jak najbardziej naturalna. Dzięki mojej babci znam kilka sposób na utrzymanie skóry i włosów w dobrej formie, w tym jeden stosowany w mojej rodzinie od lat i niezwykle skuteczny (sądząc po nogach mojej babci i mamy) w walce z celulitem. Pokrzywa - pospolity chwast, który działa cuda. Na dodatek jest łatwo dostępny i nic nie kosztuje. Dawniej kobiety stosowały (jak mówi babcia) bitki z pokrzyw - było to nic innego jak lekkie bicie własnego ciała świeżymi i nieco pogniecionymi gałązkami pokrzyw.Wiem brzmi strasznie, ale... chcesz być piękna-cierp! Albo... zastosuj pokrzywę inaczej. Papką ze zmiksowanych pokrzyw i oliwy lub oliwki dla dzieci pocieram uda, lub po prostu nakładam ją na nie i owijam folią na jakieś 10 czy 15 minut, po cz ym spłukuję prysznicem (na zmianę ciepłym i zimnym). Świetnie pobudza mikrokrążenie. Suszę też pokrzywy na zimę, po czym napar z nich pijam (z sokiem z cytryny) 1 szklanicę dziennie. Stosuję też napar z suszonych pokrzyw jako płyn do kąpieli. Działa oczyszczająco i nie tylko antycelulitowo. Ma wiele innych dobrych właściwości. Ja poczytałam troszkę o ziołolecznictwie i kosmetykach ziolowych i do pokrzywy dodaję czasem, zmiksowaną i wysuszoną pietruszkę w korzeniu, co sprawia, ze papka jest idealnym pilingiem. W miarę mozliwości - jeśli uda mi się dostać suszone liście bluszczu, wzbogacam nimi napar pokrzywowy do kąpieli. Ważne jest tylko, by zbierać pokrzywę czy bluszcz, które rosły w miejscach oddalonych od zanieczyszczeń, inaczej lepiej je kupić w sklepie zielarskim . Polecam.
  3. Najważniejsze w ubieraniu dziecka zimą są... szczegóły. Wiadomo, że żadna troskliwa mama nie zapomni o kurce, czapce, szaliku czy butach dla malucha. Istotne są natomiast: -tworzywa z których wykonano zimowe "wdzianka" - nieprzemakalne i zdecydowanie NIE sztywne, a najlepiej oddychające -wygoda ich noszenia, ale również zakładania i zdejmowania -rękawiczki przypinane do kurki na rzep lub "haczyk" ewentualnie takie, połączone sznurkiem -antypoślizgowe podeszwy butów -rajtuzki, majteczki (najlepiej takie przedłużane) i podkoszulka (długa, zakrywająca nerki i możliwa do wciągnięcia w rajtuzy) nie dopuszczające do przepocenia się dziecka -wiązanie przy czapce -szalik-nie długi, nie krótki lecz w sam raz -krem do buzi i w razie wielkiego słońca+śniegu - okularki przeciwsłoneczne, które ochronią oczka dziecka.
  4. Święta-świętami... Lecz nie ma to jak więź między pokoleniami!
  5. Krok pierwszy: dokładnie oglądam synka: szukając wysypki czy zaczerwienia, ewentualnie - jeśli wróciliśmy z dworu - szukam odmrożeń. Ważne jest rozpoznanie objawów i to, by nic nie przeoczyć. Krok drugi: kąpiel - woda zmyje pot oraz zarazki nagromadzone na skórze, a poza tym zrelaksuje smyka. Po czym zakładam czysta piżamkę i czule przytulając kładę dziecko do łóżka - sen dobry na wszystko. Krok trzeci: dieta - podaję duużo płynów, w tym również herbatki ziołowe i doustne "kroplówki" nawadniające organizm. Staram się też bardziej zadbać o to co mały je: redukuje cukier - odpowiedzialny za osłabianie układu immunologicznego, wprowadzam za to rozgrzewające i lekkostrawne potrawy. Krok czwarty: dbam o dostęp do tlenu - wietrzę mieszkanie oraz pościel,. a w miarę możliwości i sił syna - zabieram go na spacery. Krok piaty: serwuję ciszę i spokój - wyłączam TV (redukując nadmierne bodźce zewn.), staram się nie przyjmować gości a także nie odwiedzać (jeśli już musimy wyjść) miejsc zatłoczonych i gwarnych. Krok szósty: podaję domowe specyfiki: syrop z cebuli czy buraka, inhalacja z soli, nacieranie maścią majerankową czy rozgrzewającą, mleko z miodem i czosnkiem. Krok siódmy: leczę śmiechem i radością: staram się zapewnić mojemu dziecku dużo uśmiechu (śmiech to zdrowie !!), spędzam z nim czas, jestem obok, często się do niego uśmiecham i robię śmieszne miny, wygłupiam się i staram się (w miarę możliwości) zaserwować mu jakieś drobne przyjemności (ulubiony obiad, nowe kredki, dłuuugie czytanie mu bajek, itp.) Krok ósmy: włączam czujność: staram się czuwać nad synkiem, regularnie mierzę temperaturę (nawet gdy nie jest wysoka) i obserwuję "postęp" objawów Krok dziewiąty: podaję madykamenty z apteki: syropy na bazie wyciągów z ziół, wit. C oraz probiotyk, a także preparaty zwiększające odporność. Nie leczę jednak syna na własną rękę - podając mu jakieś silniejsze leki - staram się jedynie wzmacniać jego własny system "obrony". Krok dziesiąty: gdy powyższe nie pomoże - idę do lekarza. Zawsze mam w zanadrzu (nauczona NIESTETY doświadczeniem) nr tel. do pobliskiego szpitala, przychodni, dyżury naszego lekarza rodzinnego a także prywatnego pediatry oraz listę działających aptek wraz ich dyżurami (w mojej okolicy dwie apteki mają dyżury uzależnione od dnia miesiąca).
  6. Nie przekonuję synka do posłuszeństwa. Przekonuję go tylko do tego, że mamusia i tatuś mają (z reguły) rację Po pierwsze rozmawiam - ze spokojem i miłością. Po drugie tłumaczę - cierpliwie (w miarę możliwości) i powoli. Po trzecie staram się mówić stanowczo, ale z szacunkiem do dziecka - w końcu to mały człowiek (uważam, że jeśli rodzic słucha i szanuje swoje dziecko, to i ono odwdzięcza mu się tym samym). Po czwarte - wysłuchuję jego argumentów - czasem syn ma ważny dla siebie powód by być "nieposłusznym". A poza tym dorasta - może więc (w etapie usamodzielniania) czasem ;) mieć własne zdanie. Po piąte - jak każdej chyba mamie zdarza mi się (SPORADYCZNIE) zastosować metodę marchewki, czyli przekupić (wiem: niewychowawczo). A gdy wszystko inne zawodzi, a moja cierpliwość dawno minęła fazę "próby ognia": głośno i bardzo poważnie wypowiadam prośbę (czyt. żądanie/polecenie ;) ewentualnie przywołanie do posłuszeństwa) i liczę do trzech - u mnie zawsze działa. (Jak dotąd doliczyłam tylko do dwóch i to tylko kilka razy - syn nie wie czym skończy się to "3", ale jak na razie nie próbował tego sprawdzić). Ale nigdy-przenigdy nie straszę, nie porównuję małego do innych dzieci, nie biję(!), nie szarpię i nie okłamuję dziecka po to by mnie słuchało!
  7. Dziękuje i gratuluję "wybrańcom". Nie ukrywasm, że kilka z Waszych przepisów zamierzam urzeczywistnić :)
  8. Piankowe galaretki 2 różne kolory galaretek Galaretki przygotować wg przepisu ale zmniejszyć zawartość wody o 1/4 (np. galaretke na 1/2 l. wody przygotować nie na 2 szkl a na 1,5 szkl.). Gdy galaretki ostygną i zaczną tężec ubijać na najwyższych obrotach aż powstanie piana. Wykładać na przemian galaretki do wysokich szklanek lub pucharków i wstawić do lodówki na 1-2 godziny. Serniczek na płatkach kukurydzianych. Płatki kukurydziane- ok. 1,5 szklanki 2 łyżeczki miodu 2/3 kostki masła (koniecznie zamrożone) Powidła śliwkowe 1 słoik 1/2 l serka waniliowego 2 Galaretki jednego koloru na 1/2 l wody każda Płatki do posypania- około 2 garści Masło zetrzeć na tartce i wymieszać z płatkami i miodem. Przełożyć masę do małej tortownicy i dość ciasno w niej uklepać. Włożyć do lodówki. Obie galaretki przygotować na 1/2 l wody, gdy przestygną dodać setek i wymieszać dokładnie. Masę serowo-galaretowatą wylać do tortownicy i obsypac płatkami. My lekko wciskamy kuleczki czekoladowe lub truskawkowe układając różne wzory. Do lodówki na ok 2-3 h i gotowe
  9. Ulubione deserki mojego synka: Pączuszki z serka: 1/2 kg serka waniliowego 2 jajka 1,5 szklanki mąki 1 łyżka octu 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia dodatkowo: tłuszcz do smażenia kawałek surowego ziemniaka cukier brązowy/cukier puder do posypania Składniki na pączki wymieszać łyżką i formować delikatnie małe pączuszki (można włożyć do środka rodzynki, lub jakiś owoc np, truskawkę, wiśnię bez pestki lub kawałek jabłuszka), wrzucać na rozgrzany tłuszcz, w którym będzie się piekł kawałek ziemniaka (zapobiega przypalaniu). Gdy się zrumienią, wyciągać i osączać z tłuszczu na papierowym ręczniku, po czym obsypać cukrem. Ps. Można do ciasta włożyć mniej mąki i piec na zasadzie racuchów w głębokim tłuszczu - to wersja dla leniwych - w tym i dla mnie :) Wesołe galaretki w pomarańczach. 3 średnie pomarańcze 3 kolorowe galaretki na 1,5 szkl. wody Galaretki przygotować wg. przepisu. Przestudzić. Pomarańcze przekroić na pół, wydrążyć miąższ. Do połówkowych skórek po pomarańczy wlać galaretki - odpowiednio: do 2 połówek rozlać 1 kolor. Ustawione na szklankach pomarańcze wstawić do lodówki. Gdy stężeją pokroić w cząstki, układać naprzemiennie kolorami na talerzu i już :) Z miąższu można zrobić sok do picia albo na tym soku przygotować galaretkę pomarańczową lub cytrynową i taką wlewać w skórki - będzie bardziej intensywnie i owocowo.
  10. Arti, lat 4 Duszki z kamyków, znalezionych na spacerze i pomalowanych farbkami.
  11. Wielkie dzięki. I oczywiście gratulacje dla pozostałych "nominowanych" ;)
  12. Pięknie dziękuję :) Gratulacje dla pozostałych. Przyznaję, że również moim faworytem był wiersz o Panu Pocztowym :) - gratuluję talentu :)
  13. Mój sposób na ułatwienie dziecku czytania, nazwałabym metodą jednorękiego bandyty ;) To pięć zasad, jak pięć paluszków jednej ręki :) Po pierwsze: dostrzec właściwy moment (nie wyprzedzać na siłę chęci i umiejętności dziecka, ono musi wg. mnie być gotowe na naukę czytania, a usilne przyspieszanie tej chwili może tylko przynieść odwrotny skutek, oczywiście metoda Domana skierowana jest do jak najmłodszych dzieci- i ja sama też ją w niewielkim stopniu wprowadziłam, ale myślę, że ważne jest by pamiętać, że każde dziecko jest inne i nie u każdego percepcja wzrokowa rozwija się jednakowo. Poza tym ważne jest byśmy to właśnie my - rodzice - nie upierali się, że to już teraz, zaraz i właśnie w tej chwili nasz dzieciak powinien zacząć czytać)). Po drugie: bawić ucząc, a uczyć bawiąc (czytać i pokazywać literki na wesoło: wtedy kiedy maluch bawi się klockami, rysuje, grzebie w piachu czy odpoczywa, z tym, że niech dzieciaczek układa klocki z literkami, koloruje obrazki przedmiotów z przypisanymi im słowami, a w piasku niech używa "literkowych" foremek, można też oczywiście piec "literkowe" ciastka lub pisać lukrem na babeczkach, świetna jest gra w "literkowe" pchełki i wspólne układanie rymowanek ze słów krótkosylabowych np. mama pchła sobie szła-dziecko poznaje wtedy sylaby i uczy się dzielić na nie wyrazy, opcji jest wiele, a i producenci zabawek i gier prześcigają się w pomysłach). Po trzecie: zachęcać (nazwałabym tu zachętą metodę "na podbieraka", niech maluch bierze czynny udział w zakupie książek - jeśli sam wybierze książkę to chętniej do niej usiądzie. Dobrze jest też zacząć naukę czytania od książek pisanych metodą sylabową, ale co jeśli dziecku nie spodoba się akurat TA konkretna książka? Proste. Można napisać własną :) Niech dziecko samo lub wspólnie z rodzicem wymyśli tekst książki, który my zapiszemy metodą sylabową. My napisaliśmy w ten sposób już cztery - krótkie, ale zawsze - książki, które syn dodatkowo zilustrował - było przy tym dużo frajdy i śmiechu. Fakt, że synek sam był ich autorem podziałał na niego na tyle stymulująco, że pierwszą "napisaną przez siebie" książkę, że tak powiem "dukał" wszystkim babciom, dziadkom, wujkom i ciociom, którzy tylko chcieli go słuchać) Po czwarte: nie zniechęcać (nie zmuszać, nie wyznaczać przymusowego czasu do spędzenia nad książką, nie wypominać braku umiejętności czy tego, że "Twój brat/siostra/kolega w twoim wieku/już czyta/czytał, a ty?" Skoro my dorośli sami nie lubimy być przymuszani do czegokolwiek, a reprymendy i nagany działają na nas zniechęcająco, więc miejmy świadomość, że nasze dziecko TEŻ jest małym człowiekiem i na niego zadziała to podobnie, a może nawet w większym stopniu, przynosząc ze sobą uraz do nauki "w ogóle") Po piąte: wspierać i utrwalać (chwalmy nawet małe postępy, a duże - w miarę możliwości nagradzajmy; wprowadźmy przyjazną atmosferę, niech dziecko cieszy się, z tego, że uczy się czytania - niech ta nauka będzie dla niego radością, a nie przykrym obowiązkiem. Cierpliwie powtarzajmy te same czynności przy nauce czytania - jeśli po raz e-nty dziecko chce sylabować ten sam ukochany wiersz o Panu Pomidorze, pozwólmy mu na to, choćbyśmy wiedzieli, ze pewnie zna go już na pamięć. Wprowadzajmy też nowe ciekawe książki , takie które interesują dziecko, a nie nas samych - może zamiast czytanek do nauki, syn czy córka chętniej poczytają o przygodach ulubionego bohatera... Bezcenne jest zapisanie dziecka a nawet malucha do biblioteki, w której sam będzie wybierać książki. Ale przede wszystkim ważne by wspierać nasze dziecko, pomagać literować trudne wyrazy, po prostu być obok i samemu skupić się na dziecku, które czyta - w myśl równania: rodzic skupiony na dziecku, które czyta= dziecko skupione na tekście). Przyjemnego czy-ta-nia :)
  14. Po podwórku pląsa Pola poszukując... parasola. Pląsa, płacze, pokrzykuje: "Parasola poszukuję!" Pomyślała: Powiadomienie powieszę - poszukiwania parasola przyspieszę. Pisała piątkowym popołudniem, pięknym pismem, przecudnie. Pisała piórem. Podkreśliła. Powiadomienie powiesiła: "Panna Pola, poszukuje parasola. Parasol prawie płaski, piękny: purpurowe paski" Poszukiwał pradziadek -przepadł przez przypadek. Poszukiwał posterunkowy, podporucznik, plutonowy... Policja przeczesała pobliskie podwórka, przepiórkom przeglądając przestraszone piórka. Próżno parasola patrol poszukuje - Pola panikuje, prycha, popłakuje... Przepadł parasol- piątek pechowy! Pociesza Polę posterunkowy. Poszła Pola pod przedszkole. Patrzy: piękne parasole. Przykro Poli Piotruś - przedszkolaczek - Poli pożałował, Przyniósł parasolkę prababci, Polę pocałował! "Przyjmij piękną,pomarańczową parasolkę prawie... przedpotopową ;) Przerwij poszukiwania! Podrzyj powiadomień prozę! Pora panno Polu, pogodną przybrać pozę!" Pola przepięknie podziękowała parasolką pomachała. pa, pa :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...