Śledzę Wasze historie i czasami załamuję ręcę nad facetami. Jak można być tak nie czułymi...
Przypomniałyście mi moją historię, którą pocieszałam się kilka miesięcy temu. I wiecie co? Teraz widze jej większy sens, gdy emocje opadły, wiele się poukładało.
Do 5 miesiąca płakałam, byłam załamana. Później zaczęłam akceptować wszystko co los mi dał, co sama sobie napsułam. Zaczęłam naprawiać. Teraz żyję z bardzo dużą nadzieją, że będzie dobrze, i że gdyby ta cała historia się nie wydarzyła nie byłabym tak szczęśliwa jak jestem.
Mieszkam i żyję z mężczyzną, którego kocham nad życie, kocham moją malutką córeczkę, która już w lutym przyjdzie na świat. Ukochany przyzwyczaja się do sytuacji. Głaszcze brzuch, rozmawia z Młodą, snuje wizje, co będą robić razem, jak będzie.
Kiedyś sądziłam, że zajście w ciążę w mojej sytuacji to najgorsze co mogło mnie spotkać. A teraz jestem szczęśliwa z tego jak jest... Mam nadzieję, że tak cudownie pozostanie.
I z całych sił trzymam kciuki, a moja Ryśka pępowinę, żeby i u Was wszystko się ułożyło. Wiem, że nawet jeśli teraz jest ciężko, to pewnego dnia będziecie szczęśliwe jak nigdy, ze swoimi kruszynkami i cudownymi mężczyznami ;-) Moja historia pokazuje, że po każdej, nawet największej burzy wschodzi słońce!