W te wakacje urodziłam wcześniaczka, na poród, a tym samym na pojawiający się pokarm w moich piersiach nie byłam zupełnie gotowa..Rozpoczęła się walka o dobro, które mogę zapewnić swojej córce. Mogłabym powiedzieć, że był pot, łzy i rozpacz nad kropelkami mleka, które nie chciały się pojawić..a ja usilnie chciałam mieć pokarm dla tej małej istotki. Niezwykle trudno jest utrzymać pokarm, gdy nie ma bodźca, który by go pobudzał, gdy córka zamiast być przystawiona do piersi przebywa w inkubatorze. Przeczytałam kilkanaście książek o laktacji, zastosowałam porady pielęgniarek i położnych dotyczące odciągania pokarmu co 3h, ewentualnie mrożenia go. Mozolna droga, gdy praca jelit u wcześniaków jest dość niedojrzała, gdy zaczyna się od 1milimetra przez sondę, by sukcesywnie zwiększać pokarm i zmniejszać kroplówkę, by z sondy przejść na strzykawkę i smoczek..by w końcowym etapie karmić córkę butelką. Długa droga jeszcze przed nami, by kryzys laktacyjny nas nie dopadł, by pokarm był przyswajalny, by porcje sukcesywnie się zwiększały..z utęsknieniem czekam, aż zamiast butli położę ją na piersi, by pobudziła receptory. Jednym słowem, mogę powiedzieć, że mój pokarm po części uratował jej życie.