Ostatnio mam wiele czasu na odpoczynek i dbanie o siebie i właśnie podczas takiego błogiego leniuchowania dotarło do mnie, że we mnie rozwija się życie. To cud bez dwóch zdań!
Mój synuś ma oczka, usteczka, uszka, nóżki, rączki itp, itd... a przecież nikt go nie zaprojektował, nie skręcił, nie skleił ;)
Rośnie we mnie mały człowieczek, któremu nieba przychylę, bo mimo, że widziałam go tylko parę razy na USG kocham go nad życie! Mówię do niego, śpiewam mu i sama przy tym sprawiam sobie przyjemność ;) Teraz zdaję sobie sprawę co to prawdziwe szczęście. Staraliśmy się z mężem o Maleństwo przez dwa lata i traciłam nadzieję... a teraz mam po co żyć! :)
Też to macie?