Po drugiej ciąży stosowałam 5 zasad. Tylko 5. I do tego prostych. 1. karmienie piersią - chyba nikomu tu nie trzeba opisywać korzyści fizycznych, psychicznych i w ogóle wszelakich dla mamy i dziecka 2. dieta mamy karmiącej - owocowo-warzywna, tłuszczu jak najmniej, a ze słodkości jedynie słodkie buziaki od mojego synka 3. ćwiczenia z dzieckiem: znalazłam zestaw kilku ćwiczeń do wykonania z dzieckiem. Ćwiczyłam, a właściwie ćwiczyliśmy codziennie. Dla synka to była niezła zabawa, uwielbiał leżeć na pleckach gdy ja robiłam nad nim "pompki" dając mu buziaki raz w jeden raz w drugi policzek. 4. spacery - codziennie, w pogodę i niepogodę. Spacery to zła nazwa, raczej marsze i to konkretne. Spacer w szybkim tempie, jakby miał nam za chwilę uciec autobus :) Bardzo szybko spodobały się synkowi, na tyle, że gdy budził się we mnie leniuch i zwalniałam, patrzył zdziwiony swoimi wielkimi oczami, a gdy nic się nie zmieniało wołał: "E!" jakby chciał powiedzieć :"no co jest, mamuśka? Co tak wolno? Wrzucaj drugi bieg!" I tak stał się moim osobistym trenerem. 5 (dla mnie okazała się najtrudniejszą zasadą) pogódź się sama ze sobą. Że wychodząc ze szpitala mam nie tylko synka, ale też brzuszek - to naturalne. Że nie ma co oczekiwać cudów po pierwszym miesiącu ćwiczeń - to oczywiste. Powtarzałam to sobie codziennie i jakoś poszło. Ćwiczenia ze smykiem stały się codzienną, zwykłą porcją zabawy. Nawyki żywieniowe rzeczywistymi "nawykami", a spacery w ekspresowym tempie - codziennością. Dziś mój synek kończy 10 miesięcy, a moje jedyne "pamiątkowe" kilogramy po ciąży to właśnie te słodkie 10 kg leżące teraz w łóżeczku i uśmiechające się przez sen.