Czasem po powrocie z pracy do domu nachodzi mnie ochota na zabawę tylko w naszym małym "babskim" gronie:) Jednego razu wymyśliłam "Egzotyczny Dzień". Przebrałyśmy się za Chinki w ciuszki wyszukane w second handach i domalowałyśmy sobie "skośne oczka". Zrobiłyśmy kitki na czubku głowy a'la Samurajki:) Próbowałyśmy jeść ryż pałeczkami - matko ile było śmiechu. Czytałyśmy jedną z ulubionych książek dziewczynek "AOKI" o małej japońskiej laleczce kokeshi z Kraju Kwitnącej Wiśni:) Całe popołudnie chodziłyśmy w tych przebraniach! Najpierw zabawa, potem kolacja a na koniec nawet wspólne mycie zębów Było tak magicznie, że córeńki odpuściły dopiero późnym wieczorem i pozwoliły wreszcie zmyć swoje "mikromakijaże". Wiele razy pozwalałyśmy sobie na takie małe szaleństwa: "Dzień z Pippi" (piegi na nosie, kitki, skarpetki nie do pary i malowanie łapkami), "Indiańskie harce" (własnoręcznie robione pióropusze i tipi u dziadków na ogródku między fasolą a ogórkami), "Dzień rodem z PRL" (bierki, kompot z jabłek i wyświetlanie bajek z projektora Ania).... i wiele, wiele innych. Nikt nam tych wspomnień, tej radości, tego rodzinnego szczęścia nigdy(!) nie zabierze. Pozostały zdjęcia, które przypominają, że tak kiedyś było... Kocham "Te Nasze Babskie Dni" :) Pewnie będą się zmieniać, bo My się zmieniamy, dziewczynki rosną... Wiem i czuję tak w głębi mojego matczynego serducha, że te nasze przebierankowe zabawy teraz są jedynie preludium do wspólnych wypadów do kina i na zakupy w przyszłości...