Nasz najradośniejszy poranek odbył się kilka dni temu..:) Mikołaj ma 10. miesięcy, troszkę mówi ale niewiele, rzadko słyszę "mama", woli zdecydowanie słowo "tata" :P No ale cóż.. Męska solidarność. Wiem, że to niewychowawcze ale Miki spał z nami w łóżku, tak było mi po prostu wygodniej. Jest jednak bardzo ruchliwy i zaczął przez sen przemieszczać się w łóżku, co mnie zmartwiło, gdyż boję się, że mógłby z niego spaść. Zatem zapadła decyzja- Mikołaj śpi w łóżeczku. Pierwsza noc była koszmarem- na godzinę snu przypadała godzina usypiania, noszenia, tulenia i lulania.. Było ciężko. Nad ranem miałam ochotę się już poddać i zabrać do go siebie ale uznałam, że będzie to przecież moją porażką. Wytrzymałam. Rano, około ósmej rano Miki otworzył oczy- widziałam dokładnie bo sama obudziłam się kilka minut wcześniej i obserwowałam go z łóżka jak śpi (łóżeczko postawiliśmy obok naszego łóżka, żebym miała blisko podczas licznych nocnych pobudek:P).. Mikołaj zaczął się wiercić, usiadł, potem chwycił za szczebelki i wstał (zuch chłopczyk!:)) a potem spojrzał na mnie, zrobił smutną minkę i powiedział "mama" :) Od razu wstałam, wzięłam go do siebie i zaczęliśmy poranny rytuał- łaskotki i wygłupianie się :) Mimo podkrążonych oczu- wspaniały poranek! :)
Zdjęcie: Poranny Miki w szlafroczku :)