-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Personal Information
-
Płeć
Kobieta
-
Miasto
Weert, Holandia
Osiągnięcia Agnieszka1979
0
Reputacja
-
Hej, kobitki Zaglądam do Was czasem i w końcu postanowiłam coś skrobnąć, żeby nie czuć się jak intruz. Faktycznie, forum zamiera :( Szkoda, bo fajnie poczytać o tym co u Was i Waszych szkrabów. Agula, fantastyczne wieści! Tak chciałaś, żeby Twój M wyjechał i w końcu się udało. Mam nadzieję, że wyszło to Wam na dobre. A jak Ola? Tęskni za tatą? Pumka, i u Was zmiany na lepsze, prawda? Choć smutne jest to, że los zmusza tak wielu Polaków do szukania lepszego życia poza krajem. A jeszcze smutniejsze jest to, że choć większość traktuje taką sytuację jak stan przejściowy, to rzeczywistość jest brutalna; do kraju nie ma po co wracać, bo jest tylko gorzej... A jak się przyzwyczajamy do tego, że żyjemy w końcu na poziomie, to powrót do Polski daje takiego kopa w d..., że nie możemy się pozbierać. Drodka, Zuzia jest cudna! I do tego taki z niej aniołek, że tylko pozazdrościć. Jak Ty to robisz, że jest taka grzeczna??? I że tak lubi się uczyć? My mamy z Matim spore trudności - kompletnie nie wiemy jak z nim postępować. Jest fantastyczny i bardzo inteligentny, ale uczy się tylko tego, czego chce. Nie ma bata, żeby chciał się skupiać na liczeniu, literkach czy kolorach, choć wiem, że pamięć ma niesamowitą. Rozpoznaje miejsca, w których był raz i to bardzo dawno, ni z gruchy ni z pietruchy wyskoczy z tekstem, który zasłyszał sto lat temu, pamięta osoby i zdarzenia sprzed wielu miesięcy i naprawdę nic nie uchodzi jego uwadze. Na temat wszystkiego ma własne zdanie i - jak twierdzi mój mąż - uważa się za równego nam. Być może dlatego, że ma bardzo sporadyczny kontakt z innymi dziećmi? Olewa nas kompletnie w 8 przypadkach na 10. Babka z holenderskiej przychodni (taka pani doktor i psycholog dziecięcy w jednym) uważa, że za wiele na raz do niego mówię, że niby dziecko w tym wieku nie rozumie potoku słów (a wiecie, że krótko wypowiadać się nie potrafię), że trzeba mówić do niego krótkimi i treściwymi zdaniami. A ja wiem, że nie w tym rzecz, bo nawet jak walnę półgodzinny monolog (zresztą, on też mówi długimi zdaniami), a moje dziecko mnie ignoruje i robi swoje, to za jakiś czas opowie mi wszystko, co mówiłam na jakiś temat i doskonale rozumie, co wolno, a czego nie i dlaczego. "Przepraszam cię bardzo. Nie chciałem tego zrobić. Będę grzeczny." A za chwilę znowu rozbraja zabezpieczenia gniazdek (żadne nie są skuteczne, co mnie przeraża), podłącza np. odkurzacz czy telefony do ładowania itp. Jest jak Rusek, co kulkę z łożyska popsuje Wszystko, co dostanie się w jego ręce, musi zostać rozebrane, rozkręcone albo połamane. Wydaje mu się, że wszystko jest jego i dla niego: "co robicie w moim pokoju? co robicie z moim łóżkiem? dlaczego grzebiesz w mojej szafie? gdzie jest czekoladka, którą sobie kupiłem?" Ciągle mamy cyrki z ubieraniem (bo w domu notorycznie rozbiera się i chodzi bez ubrania i na boso - jak mi jest zimno, to on twierdzi, że mu za gorąco), z jedzeniem, z zasypianiem, z robieniem zakupów, z wypinaniem się z fotelika w aucie itp. Wszyscy go uwielbiają, bo jest rezolutny, rozgadany i przezabawny, ale jednocześnie wszyscy twierdzą, że to małe tornado, którego na moment z oka spuścić nie można. Moi rodzice zabierają go w wiele miejsc (jak jesteśmy w Polsce), ale przyznają, że boją się, że nie są w stanie go upilnować. Drodka, Ty chyba mniej więcej wiesz, co mam na myśli? Pamiętam, jak o swoim synu kiedyś opowiadałaś ;) A jak jestem stanowcza i pokazuję, że nie ma żartów, to wyskoczy mi z takim tekstem, że ręce opadają. Sytuacja: ja z moją mamą i Mati. Młody zaczyna przeginać i jak dla mnie przestaje być zabawnie. Moja mama siedzi za nim (niby mały jej nie widzi) i zasłania usta, powstrzymuje się od śmiechu. Ja w końcu wk... wrzeszczę: "Mateusz! Przestań! To nie jest zabawne!" A on robi słodką minkę, oczy ma szelmy, wypala: "A babcia się śmiała". Jak mu czegoś zabronię, to rzuca się na podłogę, udaje, że płacze, a jak to nie skutkuje, to się obraża i powtarza w kółko "Nie kocham cię. Idź sobie, bo nie chcę z tobą rozmawiać". Poza tym jest kochany, często się przytula, bardzo potrzebuje bliskości i okazywania uczuć. Bardzo jest empatyczny; użala się nawet nad złamanym drzewem, pociesza je, głaszcze, całuje. Patrząc na jakieś zwierzę ocenia, że jest ono np. smutne. Przesadza mi moje ukochane storczyki miniaturowe do zwykłych, dużych odmian, tłumacząc mi później, że "przeniósł maleństwo do mamusi, żeby mu smutno nie było". Codziennie udaje, że dzwoni do babci i dziadka i prowadzi z nimi wyimaginowaną rozmowę; że ich kocha, że za nimi tęskni, że na nich czeka w Holandii, albo, że chce do Polski jechać. No i się obudził :) Poużalałam się trochę - może coś doradzicie... Pozdrawiam Was dziewczyny serdecznie, piszcie o Waszych maluchach, pocieszcie, że nie tylko mój jest takim urwisem ;)
-
Hej, dziewczyny kochane :) Ja przepraszam, że tak długo nie pisałam :( Jak zwykle czytam Was codziennie i z Wami jestem sercem, ale zamieszało nam się w życiu i czasu brak na "ploty" ;) Zamieszało w pozytywnym tego słowa znaczeniu, bo... wyjeżdżamy do Holandii Zadzwonili sami do małżonka mojego z firmy, w której pracował poprzednio. Kryzys zażegnany i chcą go z powrotem :) Wyjechał wczoraj rano i od dziś pracuje. Tylko nie do końca pewna była sprawa z mieszkaniem dla naszej całej rodzinki (z psem - nota bene po trzecim wylewie...). R. musi przyjechać na egzamin (prawdopodobnie w przyszłym tygodniu) i wtedy już wyjedziemy razem. Ponoć nagrywają już dorywczą pracę dla mnie :) Wiecie, że życie w Polsce rozczarowuje mnie paskudnie, stąd domyślacie się, że bardzo się cieszę z takiego obrotu sprawy. Tym bardziej, że jedziemy w znane miejsce i ze sprawdzonym biurem. I jak wszystko potoczy się po naszej myśli, to zmienimy Ojczyznę bez żalu. Mati kolana ma pozdzierane, bo dziki jest i na spacerach diabeł w niego wstępuje jakiś. Z nocnikiem się nie przyjaźnimy, bo jakoś nam nie zależy ;) Gada po swojemu, ale tak, że świetnie się z nim dogadujemy. Poprawnie mówi też sporo słów - najpiękniej mówi "mamuś" i "tatuś" Rozpoznaje marki samochodów i - jak zawsze - zadziwia mnie ten mały człowiek swoim wielkim rozumkiem. Same wiecie, jakie te nasze szkraby są genialne i zachwycające w ich uczeniu się życia. Wybaczcie, że tak krótko, ale zabiegana jestem. Pewnie odezwę się już z Holandii ;) Pozdrawiam serdecznie, trzymajcie się ciepło
-
Hej, dziewczyny :* Cliffi, super, że się odezwałaś!!! A myślałam niedawno o Tobie, o tym, jak Wam się poukładało... Czyżbyś zeszła się z tatą Aurelki??? No, w każdym razie cieszę się, że jest lepiej niż było :) Twoja córcia jak zwykle zadziwia! Niesamowita jest! Z Matim też rozmawiam, ale większości jego opowiadań nie zrozumiałby nikt, kto nie przebywa z nim często ;) I aż się boję, jak się rozgada na dobre... Jak idziemy przez godzinę do moich rodziców, to co chwilę wrzeszczy "mimi!" (czyli "mama") i po swojemu opowiada co widzi, co się dzieje itd. A ja muszę z nim dialog prowadzić, bo nie przestaje wrzeszczeć "mimi", dopóki nie zareaguję pytaniem jakimś. A tak mi się czasem gadać nie chce... Masz rację - życie w Polsce to survival albo "syzyfowa praca" - lepiej tego ująć nie mogłaś ;) Nie jesteś z nami od początku - może dlatego umknęło Tobie to, że myślimy poważnie o wyjeździe. Już mieszkaliśmy w Niemczech i w Holandii (jak jeszcze Matiego na świecie nie było) i żałujemy, że wróciliśmy do Polski. Teraz R. musi skończyć kurs na programistę obrabiarek numerycznych - mamy nadzieję, że dzięki temu uda się znaleźć dla niego lepszą pracę za granicą. Mart, to mnie uspokoiłaś. Niech się fasolka zdrowo rozwija :) Trochę Ci zazdroszczę tej ciąży. Jak to gdzieś usłyszałam: "zazdraszczam, ale nie zawiszczam" ;) Gratulacje dla Twojego M. Drodka, szkoda, że nie udało Wam się wszystkiego załatwić. Dobrze, że nie jest to strasznie pilne. Co do cen polskich, to... już kiedyś porównywałyśmy ceny "zachodnie" i "nasze", pamiętasz? Nie ma co się łudzić - w tym kraju lepiej nie będzie. Przynajmniej nie za naszego życia. I śmiem wątpić, że nasze dzieci doczekają w Pl europejskich standardów... A Zuza wyrośnie z tej "chorowitości" - jak to mówią: "co nas nie zabije - to nas wzmocni" :) Mojra, dawno Cię nie było. Odzywaj się częściej, bo ja poczytać lubię ;) Nawet, jak się długo nie odzywam, to zawsze czytam. Też bym o tą dietkę poprosiła - tak z ciekawości i może dla urozmaicenia, albo dla ruszenia mojej wagi... Zaparła się na 54 i nie chce ruszyć już niżej :/ Pumko, przy okazji diety - nadal trzymasz? Są efekty? Mam nadzieję, że się nie zniechęciłaś. Jak widzisz - ja wciąż walczę i się nie poddam tak łatwo. Wczoraj usłyszałam od dawno nie widzianej koleżanki, że jestem jej ideałem i że od dziś będzie robić wszystko, żeby wyglądać jak ja :) Gratuluję postępów Filipka w nocnikowaniu :) I podziwiam za cierpliwość i chęci. My nocnik mamy, ale jeszcze się nie zebrałam, żeby Matiego przyuczać. Poczekam, aż będzie cieplej ;) Aisha, to raczej próchnica - niestety. Dziś byliśmy ostatni raz na impregnacji i pozostaje nam jedynie kontrolować i zapisać się na lakierowanie ząbków (tym razem odpłatne). Paulinko, przypadkiem trafiłam na Ciebie na wątku stomatologa - Majka też ma problem z ząbkiem? Dowiedziałaś się czegoś? Mam nadzieję, że to nic poważnego i że w porę zadziałaliście. Jeszcze coś chciałam napisać, ale dziecię wzywa :) Do następnego :*
-
Witajcie, Mamy :* Aisha, z ząbkiem dramat u dentysty - siedzi na moich kolanach, trzymam go za rączki, a babka paluchem blokuje mu szczęki i smaruje ząbki wacikiem nasączonym lekarstwem. Ta impregnacja to niby leczenie próchnicy :/ Niestety, wdało się to paskudztwo w uszkodzony ząbek. Najgorsze jest to, że na prawej górnej dwójce od wewnątrz też mu ząbek ciemnieje :( Jutro zapytam (jak młodego mi się uda przekrzyczeć i jak coś usłyszę), czy to także próchnica, czy to ciemnieje od impregnowania. Rozwala mnie to. Kurde, ja zęby mam super i w zasadzie nigdy problemów nie miałam, ale R. - przeciwnie. Może skłonności dziedziczne... A od dawna myję Matiemu ząbki - na tyle, na ile sobie pozwoli. Wiadomo, nigdy nie jest to tak długo i tak dokładnie, jak być powinno, ale co zrobić mam??? Przecież na siłę więcej robić nie będę, bo się chłopak zupełnie zniechęci i nic już nie da sobie po dobroci zrobić :( Przestałam mu dawać czekoladę, ale cukru w innych produktach nie da się chyba uniknąć - przecież nawet w mleku cukier jest. Naprawdę, spędzają mi te ząbki sen z powiek... Madziu, tak, na proteinowej nadal jestem. I powiem Ci, że to tylko tak strasznie wygląda - w rzeczywistości jest całkiem łatwo, jeśli się najpierw z zasadami zapoznasz, a potem zobaczysz, jakie niezliczone dania jeść możesz. Przykładowo: robię pasty jajeczno-makrelowo-twarożkowe, kurczaka przyrządzam bez skóry i bez smażenia na tłuszczu (na teflonie doskonale się udaje i w mikrofali), robię dietetyczne bigosy, gołąbki, białą kiełbasę, pieczenie z piersi kuraka lub indyka, galaretki drobiowe (na żelatynie), ryby bez panierowania (najczęściej łososia z mikrofali na funkcji mikro+grill), zupy i gulasze gotuję na chudych mięsach z przeróżnymi warzywami, a zabielam sobie na talerzu homogenizowanym serkiem 3% tłuszczu, smażę ser z chudego twarogu, robię pulpety drobiowe, sernik (codziennie spory kawałek do kawy) bez grama margaryny/oleju i ze słodzikiem zamiast cukru, mufinki/babeczki otrębowe... Mogłabym tak wymieniać bez końca, ale bez przesady. Fakt, gotuję osobno, ale to tylko dlatego, że R. na razie nie chce zrezygnować z dotychczasowych przyzwyczajeń - choć często mi wyżera moje jedzonko ;) Mati ma kuchnię oddzielną, wiadomo, ale też ode mnie skubnie coś zawsze (tylko niczego ze słodzikiem mu nie daję). W każdym razie - posiłki da się naprawdę gotować dla wszystkich członków rodziny jednakowe. A dziecku zawsze na talerzu można oliwy lub masełka dodać, osobno ugotować ryż/makaron/ziemniaki, dać owoc lub owocowy deserek czy danonka, chlebka itd. Uważam, że pole do popisu jest ogromne - na początku trzeba się po prostu przestawić i zorganizować, a potem to już wszystko w nawyk wchodzi :) Czy warto? Moim zdaniem - tak, jeśli ktoś źle czuje się we własnym ciele. A ja czułam się już baaardzo źle. Dziś wchodzę we wszystkie ubrania, jakie latami zalegały w szafie. Spodnie musiałam kupować nowe (tzn. z lumpeksu - dla mnie to raj), bo wszystkie stare zaczęły na mnie paskudnie wisieć :). Podobnie z kurtkami i płaszczykami, wieloma bluzkami. I śmiało założę mini - jak tylko sobie sprawię ;) Sorki za wywód i zaśmiecanie wątku ;) Chciałam właściwie powiedzieć jedynie, że nie taki diabeł straszny... Owszem, brakuje mi paru rzeczy, nieraz "zgrzeszę" (choć nie polecam), ale nigdy głodna nie chodzę - tego bym nie zniosła :) Agula, Mati też miał niedawno taką biegunkę, że jak tylko kupę zrobił, to mu w sekundzie skórę na pupie i jajeczkach parzyła i strasznie go piekło. Smarowałam baaardzo grubo Sudocremem - pomagało szybko. Ale pewnie tego próbowałaś? Ale niesamowicie współczuję Oleńce - bidulka na pewno cierpi Drodka, cudownym aniołkiem jest Zuzanka. Masz nagrodę za przejścia z synem ;) I Ty na pewno najlepiej rozumiesz, co ja z moim łobuzem przechodzę ;) Ale każde dziecko ma swój urok. Marzył mi się grzeczny aniołek, a mam lumpa, który wszystkich rozbraja. Nie narzekam jednak - kochany z niego chłopiec i często mnie słucha nawet ;) Co do hartowania dzieci, to w Holandii podobna moda. Mi się włos na głowie jeżył, jak widziałam kilkuletnie dzieciaczki śmigające za piłką na boisku, w deszczu, w śniegu, w kałużach, błocie, przy wietrze takim, przy którym w życiu bym z domu nie wyszła, gdyby nie mus. A co ciekawe - dorośli twierdzili, że jak jest kilka stopni w minusie, to zima już straszna i chodzili poubierani jak eskimosi... Nie mam pojęcia więc gdzie sens, gdzie logika... Paulinko, gratuluję spisującego się na medal męża :) Jeśli chodzi o dziecko i przedszkole, to na Twoim miejscu prawdopodobnie zostałabym w domu do tych 3 latek. My mamy trudną sytuację od jakiegoś czasu i rozważałam znalezienie pracy, ale do tej pory nic w tym kierunku nie zrobiłam. Czas z moim synem jest bezcenny - tak dla mnie, jak i dla niego. Tak uważam. Dzieci rosną szybko, więc - jeśli mamy taką możliwość - powinniśmy poświęcić im jak najwięcej jak najlepszego czasu. Czasy i polityka naszego chorego kraju bardzo to nam utrudniają - niestety. Dlatego ja stąd spadam przy sprzyjających wiatrach ;) Łasiczko, Natanek lepiej? Ucałuj szczypioreczka od ciotki z Torunia :* Mart, czemu nic nie piszesz??? Mam nadzieję, że z fasolinką wszystko dobrze? Odezwij się. Miłego dnia
-
Witajcie, Wrześnióweczki kochane :* Aisha, mój telefon jest na PRIV. Czytam Was codziennie, ale nie chce mi się pisać. Chyba przesilenie mnie wzięło i nie odpuszcza. Jakaś taka do d..... od dawna jestem. U nas w miarę. R. zmienił pracę, jeździ na kurs do Bydgoszczy, idzie mu świetnie, więc szanse na wyjazd są realne całkiem. Tylko nie wiemy jeszcze gdzie i jak - wolelibyśmy nie korzystać z pośrednictw pracy, bo ciężko znaleźć uczciwe. Ale jak innej rady nie będzie, to i przez pośrednictwo trzeba będzie jechać :/ Cyma dobrze - bierze leki i jakoś się trzyma. Śmiga nawet ze mną raz-dwa razy w tygodniu do rodziców moich - piechtą 6 km w jedną stronę. Ja wtedy odpoczywam od małego, bo dziadek się nim cały czas zajmuje, a Mati sam wtedy prawie o mnie zapomina ;) Dwa tygodnie temu odstawiłam moje dziecko od piersi i ciężko to przeżyłam Nakleiłam plastry na cycki i powiedziałam, że mam "ała". Mati do dziś zagląda mi w stanik i sam mówi, że "awa". I przypomina mi każdego dnia, że cycuś "mmmm" (taki dobry) jest. Teraz zasypia bez noszenia i bez cycka, ale koło mnie. W nocy się nie budzi na jedzenie/picie, więc się wysypiamy jak nigdy (oczywiście, nadal we troje). No i najważniejsze - zaczął dzięki temu jeść w miarę normalnie (choć mleka z butli na raz nie wypije więcej jak 140 ml) i przybrał nawet na wadze. No, ale ja czuję, że coś straciłam i strasznie mi tego żal :( Z rzeczy niefajnych: Mati złamał sobie ząbek Lewa górna dwójka. Co tydzień jeździmy na impregnację, ząbek jest czarny (tzn jego pozostałość) i nie mogę sobie darować, że to się stało. Walnął z rozpędu w ławę. Taki dzikus z niego, że w ogóle cud, że sobie poważniejszych spraw nie narobił jeszcze. Dobija mnie myśl, że z takim ząbkiem zostanie do czasu, aż mu mleczaki nie zaczną wypadać. Pedodonta nic nie zrobi (nie nadbuduje), bo twierdzi, że takim małym dzieciom nie robi się takich rzeczy, bo nie ma możliwości. Fakt, horror przeżywamy każdego czwartku, choć impregnacja kompletnie bezbolesna jest. Chyba prywatnie się poorientuję. Co do mówienia, to mówi "buty", "drzwi", "miś", "śpi", "mama" i "tata". Innych wyrazów w całości nie wypowiada - jedynie ostatnie sylaby ("pa" to np. lampa) lub w ogóle swoje jakieś wymysły ("piti" to ptak). Rozumiemy się jednak doskonale. Szczególnie, że część rzeczowników określa dźwiękami (samochód - "brum brum", dźwięki wydawane przez zwierzęta i przedmioty - cała masa tego). Dźwiękami (przez siebie wymyślonymi i nie do napisania przeze mnie raczej) zastępuje też niektóre czasowniki, jak np. "przykrywać" (się/coś kołdrą/kocem itp.), siedzieć, jeść ("niam niam"), śpiewać, pić, tańczyć. Poza tym "be" to brudne/śmieci/kupa. Pokazuje też niektóre przymiotniki. Do tego dochodzą niezliczone gesty. Rozmawiamy więc sobie po swojemu :) Nawet rozumiem, co mi mój syn opowiada tymi półsłówkami, dźwiękami i gestami. I wydaje mi się, że zwolennicy nauczania dzieci migania wiedzą co mówią - jestem przekonana, że taki maluch błyskawicznie nauczyłby się języka migowego. U Was też tak? Poza tym mój chłopiec to strojniś i stróż porządku. Jak mu jakiś nowy ciuch pokażę, to chce się ubierać, w lustrze się ogląda... A niech ktoś zostawi coś nie na swoim miejscu albo szafki jakiejś nie domknie. Zaraz jest wrzask i pędzi, żeby podomykać, poodkładać na miejsce, zbiera ze stołu puste szklanki/talerze i mi podaje po kolei albo sam do zlewu wrzuca. Każdy znaleziony papierek do śmietnika, lata z szufelką i zmiotką i rozgarnia piach po panelach (z Cymy się zawsze po spacerze osypuje), wyciera szmatką wypatrzone brudy, wyrywa mi odkurzacz (o ile go nie ujeżdża) i naprawdę jest rozkoszny z tymi swoimi dobrymi chęciami. Fajne jest to, że nikt go niczego takiego nie uczy. Sam wszystko podpatruje i chce się udzielać. DVD, wzmacniacz i telewizor nie mają już dla niego tajemnic. Czy z pilota, czy z sieci - włącza, przełącza kanały, ustawia głośność i nawet udaje mu się odpalić muzykę z płyty, jak mu jakaś w ręce wpadnie. Mieć czas i książkę pisać ;) Ja wciąż na diecie - dobrnęłam już do 53 kg, ale po zaprzestaniu karmienia weszło mi na 54,5 - te 53 to max, jakie chcę ważyć, więc jeszcze nad sobą popracuję ;) Ciekawa jestem, jak Pumka sobie radzi. Pisała jakiś czas temu, że zrzuciła 8 kg. Gratuluję! A jak teraz? Mart, moje wielkie gratki!!! Cudowna wiadomość :) Spokojnej ciąży życzę. Roxanko, Tobie wielkie brawa za zdane egzaminy!!! Oby tak dalej. Łasiczko, a jak nasz Szczypiorek kochany? Zajada? Rośnie? Ja też się cieszę, że na razie ze szczepieniami spokój, bo Mati tak się zraził do fartuchów białych, że ryczy, jak tylko babkę w rejestracji zobaczy :( Drodka, fajnie, że znaleźliście coś dla siebie. Oby Wam tam było dobrze, ciepło i spokojnie ;) Ale samej przeprowadzki nie zazdroszczę - za dużo razy się przeprowadzałam i nie znoszę tego zamieszania z pakowaniem i rozpakowywaniem :/ Madziu, widziałam ostatnie zdjęcia. Śliczne Twoje dziewczynki. Anulka wygląda na baaardzo rezolutną ;) Przepraszam, że nie do każdej z osobna napisałam, ale mój czas się skończył - dziecko wstało i głodne :) I tak tego czasu dla siebie jak na lekarstwo - Mati śpi już tylko raz dziennie - od godziny do dwóch. A komputer przy nim nie może być włączony - już raz system na nowo instalowaliśmy :/
-
Witajcie, dziewczyny kochane :* Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia Z Cymą źle nie jest, ale znowu dostaje sterydy, witaminy z grupy B, leki moczopędne i takie jeszcze na rozrzedzenie krwi - te ostatnie będzie brać do końca życia :/ Wiecie, jak nam jej zabraknie, to chyba najbardziej będzie mi żal... Matiego. On tak Cymę kocha, tak ją tuli i zawsze jej szuka i woła ją, kiedy jej nie widzi... Mimi (czyli ja - tak do mnie mówi od jakiegoś czasu), tata i Cyma, to jego świat - nic mu więcej do szczęścia nie trzeba. Z chorób wyszliśmy - dzięki Bogu. Ale widzę, że większość z Was miała szpital w domu. To chyba jakaś epidemia. Ciągle słyszę, że wszystkie dzieci chorują. My to pół biedy, ale nasze maluszki takie są bezsilne wobec zawalonych płuc, gardełek i nosków :( Ja to razem z Matim płakałam, jak widziałam, jak się męczył. Oby nigdy więcej. Drodka, cieszę się, że udało Wam się znaleźć fajną lekarkę. Przynajmniej babka nie ignoruje problemu i naprawdę stara się pomóc. A jak Zuzi dieta? Macie już pewność co do źródła alergii? Paulina, ja też pedagogiem jestem (z wykształcenia, bo raczej pracować tym zawodzie bym nie chciała) i też na sobie odczuwam rozbieżności między teorią i praktyką ;) Niby wiem, że przedszkole i towarzystwo innych dzieci wspomaga szeroko rozumiany rozwój, ale... za miękkie mam serce. Sytuacja materialna chce mnie zmusić do znalezienia pracy, ale nie jestem gotowa na rozstanie z synkiem :/ Dobrze, że mój R. też uważa, że powinnam w domu z małym być ;) Mart, jeśli założą Wam przyzakładowe przedszkole, to na pewno powinnaś skorzystać. Moja mama takie miała (za naszego dzieciństwa) i zawsze powtarza, że to świetne rozwiązanie. Co do wyboru przedszkola jako takiego, to nie zaprzątam sobie tym głowy, bo jednak w dalszym ciągu chcę się z tego chorego kraju wynieść. Zobaczymy, co z tego wyjdzie... Sekundko, Filip się rozchorował, czy jednak się nie dał? Ciekawa jestem, jak Twoje psychiczne nastawienie na 11. stycznia ;) Agula, dobrze wnioskujesz po zdjęciach :) Mati kąpie się codziennie koło 19. i wtedy włącza mu się dopalacz. Nie da rady, żeby tak wcześnie zasnął. Jak nam się późny powrót do domu zdarzy, to i tak po kąpaniu swoje musi odrobić w urzędowaniu :P Generalnie jest tak, że zasypia o 21. Albo trzeba go ponosić i poprzytulać albo kładziemy się wszyscy razem do łóżka i wtedy zasypia przy cycu. Niestety, moje dziecko wciąż nie potrafi samo zasypiać :( Udawać jedynie umie: kładzie się na poduszce i jak nakręcony powtarza "śpi, śpi, Ti śpi" (Ti to Mati) i rechocze Mi to się wydaje, że się nasze dzieciaczki co jakiś czas same przestawiają, jeśli chodzi o aktywność. Tak jak z dziennymi drzemkami. Po chorobie (podczas której Mati dużo spał) mamy już tylko jedną dzienną drzemkę :/ Fakt, dwie godziny, czasem trochę dłużej, ale brakuje mi dwóch chwil wytchnienia w ciągu dnia. Aisha, jestem pełna podziwu - szacuneczek, naprawdę :) I Oli tak całą noc śpi? O której się budzi? I jak w ciągu dnia? Mi to się wydaje, że pod pewnymi względami łatwiej jest "samotnie" wychowywać dziecko ;) Jak R. jeździ do Bydgoszczy po południu, to zawsze się lepiej organizuję z kąpielą, spaniem itp. I mam jeszcze czas tylko dla siebie. A jak R. w domu, to niby pomaga, niby się małym zajmuje, ale za to mam wrażenie, że cały dzień spędzam przy garach, na sprzątaniu i w ogóle wszystko jest jakieś takie chaotyczne. Łasiczko, Mart, współczuję zmartwień - jak nie urok, to sr.... I z tymi naszymi lekarzami to też osiwieć można niekiedy. A skąd my mamy wiedzieć, który się zna, a który zgaduje??? Co do wagi, to faktycznie, malutkie Wasze pociechy, ale ja też obstawiam, że taka ich uroda, skoro poza tym rozwijają się bez zarzutu. Mati od października przybrał zaledwie 150 g - waży 10 kg i 150 g. Niby nie jest źle, ale na siatce centylowej trochę spada, więc to mnie martwi. I u nas z jedzeniem też masakra - wiem doskonale, Łasiczko, o czym mówisz, bo Mati je dokładnie jak Natanek. Jak ma dobry dzień, to zje połowę obiadku (czyli maksymalnie 100 g), jedną dziennie kaszkę w ilości 90 ml, mały jogurcik i pół małego deserku. Ale to naprawdę musi być dobry dzień i zdarza się niezmiernie rzadko Przestał kompletnie jeść kanapki (chyba że gryzka od tatusia), wypluwa większość tego, co najpierw ugryzie, paróweczki i co się tylko da, to Cymie nosi i ma nieziemską radochę. Normalnie czasami ręce mi opadają i też mi się chce płakać, bo mam wrażenie, że głodzę dziecko, choć przecież staram się, żeby jadł. Miałam nadzieję, że polubi naleśniki, pierożki z twarożkiem lub dżemikiem (mojej roboty), ale nie - jak coś jest płaskie jak naleśnik czy plaster sera, to zaraz tym pluje. To mu daję serek topiony na widelczyku - wiem, że niezdrowe to raczej, ale już nie mam pomysłów na wciśnięcie w niego jedzenia. Pije też niewiele, bywa, że nic. Fakt, jest na cycu, ale w ciągu dnia mało ciągnie i jedynie w nocy nadrabia. Oj, mogłabym Wam pisać o jego dziwactwach i braku apetytu bez końca. Uwielbia obgryzać kurczęce gnatki (pałki), ale... mięso wypluwa (i Cymę woła) i obżera krańce kości (te miękkie). I wypluwa. Nic nie zje, ale frajdę ma nieziemską, że z udkiem lata Łączę się więc z Wami w bólu :* Rozumiem, że Lusia też niejadkiem jest? Aaaa! Jedyne, czego codziennie z chęcią skubnie (ale też nie za wiele), to wędzona makrela. Mart, a jak długo zamierzasz karmić? Chyba już tylko my zostałyśmy? Czy Mojra jeszcze? Podzielę się z Tobą moim ostatnim doświadczeniem z... próbą odstawienia Matiego od piersi. Mogę? ;) Kurde, już nie napiszę, bo syn się obudził. Trzeba teraz się poprzytulać ;)
-
Witajcie na koniec roku :* Widzę, że nie tylko u nas choróbska... Ale u nas - nie licytując się - chyba najgorzej... :/ Mati po jelitówce złapał jakąś infekcję. Taki kaszel i charczenie, że jedna nocka kompletnie nieprzespana. Do tego katar i gorączka. Jak jechaliśmy do pediatry, to miałam spakowaną torbę na wypadek szpitala. Naprawdę wyglądało to dramatycznie. Na szczęście jest lepiej i nawet obeszło się bez antybiotyku. Dawaliśmy syrop prawoślazowy, smarowaliśmy Pulmexem i oklepywaliśmy plecki, podawaliśmy Nurofen i Nasivin. Od kilku dni i ja choruję - gardło w stanie fatalnym i gruźliczy kaszel ;) Teraz chyba R. się rozkłada... :/ A żeby tego było mało, to w drugi dzień Świąt Cyma znowu przeszła wylew. Na szczęście i tym razem okazała się silna, ale co przeżywamy, to możecie się domyślać. Dobrze, że R. ma urlop, bo nie wyobrażam sobie, jakbym sobie sama w domu z tym wszystkim poradziła - tym bardziej, że Cymę codziennie na kroplówki trzeba wozić (dziś po raz ostatni). O innych problemach nie wspominam, bo już nawet mi się nie chce. Zadłużyliśmy się mocno w tym miesiącu, a to generuje zmartwienia i nerwy i właściwie z tego biorą się największe problemy. No, choroby to inna sprawa, a zdrowie najważniejsze jednak... Tylko czemu to tyle kasy za sobą ciągnie??? :/ Więcej nie smęcę i przepraszam, że do każdej z Was z osobna nie napiszę, ale głowy nie mam. Życzę samych przyjemności, udanego Sylwestra i zero zmartwień w kolejnym roku - oby był lepszy. Pumka, ściągnij z netu "Metoda doktora Dukana" albo "Nie potrafię schudnąć" - "Metoda..." to nowsze wydanie, kolorowa, przejrzysta i odrobinę uzupełniona. Przepisy sobie odpuść, bo produkty z kosmosu - na forach dukanowskich znajdziesz masę przepisów.
-
Witajcie, drogie Mamy :* Z okazji Świąt życzę Wam, dziewczyny, i Waszym bliskim, samych wzruszających chwil w rodzinnym gronie, spokoju ducha, ciepła w serduszkach, uśmiechów na buźkach i samych dobroci. Moje chłopaki przeszli jelitówkę Martwiłam się najbardziej o Matiego, ale na szczęście nie wymiotował - miał tylko paskudną biegunkę (pampersy po 3-4 razy w nocy do zmiany) i w sobotę podwyższoną temperaturę. Nurofen, Lakcid i Nifuroksazyd - pomocne. Jakimś cudem nie miał najmniejszych śladów odwodnienia, więc domowe leczenie wystarczyło. Podobno teraz sezon na jelitówkę (my chyba od kuzynki rodzinki przynieśliśmy), więc uważajcie na to z kim się zadajecie ;) Poza tym przebił się ząbek u góry, z tyłu bardziej (nie wiem, czy to czwórka, czy piątka, jakoś daleko) i idzie kolejny z drugiej strony, więc i dziąsła dały się nam we znaki mocno. Bobodent nieodzowny. Mati sam go przynosi i chce, żeby mu dziąsła smarować. Muszę się pochwalić jeszcze, że kilka dni temu powiedział swoje pierwsze prawdziwe zdanie: "Tata śpi" Dwuwyrazowe, ale jednak zdanie :) Ostatnio go chwaliłam, że taki grzeczny... No i mam Broi na potęgę, z najprawdziwszą premedytacją robi to, czego mu najbardziej zabraniamy i kompletnie olewa "nie wolno!", "nie rób!", "zostaw!". Gardło mam zdarte... Drodka, współczuję masakry z autem. Jeśli Cię to trochę pocieszy, to u nas też lekki dramat - scenic łyknął jakieś 500 PLN w tym miesiącu I jeszcze jakiś kretyn nam bok przerysował i listwę zerwał i zabrał Niech ten rok się już skończy, bo mam go po uszy :/ Wszystko pod górkę. Chińczycy twierdzą, że ten rok jest Rokiem Tygrysa (jeśli dobrze pamiętam) - czyli bardzo niekorzystnym okresem dla całego świata. I jak przypomnieć sobie wielkie tegoroczne tragedie (nie tylko w Polsce)... to w to wierzę. U mnie i obok mnie też wszystko nie tak. Ech...Chciałam popisać jeszcze, ale nie da rady, bo się mój urwis budzi i zaraz cyca będzie chciał ;) Miłego dnia
-
MamoBąbla, no właśnie dlatego o te cytrusy pytam, bo ponoć lubią uczulać. Nie tyle same owoce, a to, czym są pryskane, żeby transport przetrwały. Mati póki co toleruje, choć kupkę jakby rzadszą robi i wydaje mi się, że to związane z momentem wprowadzenia takich owoców. Choć od zębów też może być. Co do sposobów na niejadka, Paulino, to u nas najlepiej sprawdzają się... reklamy w TV :/ Super Niania ;) mówi, że tak nie można, bo mózg dziecka nie koduje wówczas, że organizm otrzymuje pokarm. Potem otyłość itd., itp... Ale jakoś moje dziecko świetnie koduje, że je, bo choćby jego najulubieńsze reklamy leciały bez przerwy, to i tak szybko odmawia jedzenia, ucieka od talerza i ogląda reklamy z innego miejsca i już go z jedzeniem nie podejdę ;) Jednak faktem jest, że przy reklamach zje trochę więcej. Udawane karmienie zwierzątek się nie sprawdza w naszym przypadku, bo mamy prawdziwego psa, którego Mateusz namiętnie podkarmia tym, co wyjmie ze swojej buzi. Tylko Kinderczekoladkami się z Cymą nie dzieli ;) Pumko, to super, że Filip ryby tak lubi, bo to samo zdrowie. Przeważnie dzieci ryb nie lubią. Mój syn w zasadzie też nie przepada, ale wędzoną makrelę bardzo i łososia z mikrofali też chętnie. Teraz, przy mojej diecie, to codziennie wcina rybki :) Na Twoim miejscu nie rozpoczynałabym tej diety bez uprzedniego przeczytania książki. Owszem, w necie znajdziesz wiele informacji, ale naprawdę podstawą jest przeczytanie książki. Mam rację, Asiha? Powiedz, że tak, bo szkoda, żeby sobie Pumka krzywdę zrobiła :/ Paulino, to samo do Ciebie ;) Książki możecie sobie ściągnąć z netu (Pierre Dukan - "Nie potrafię schudnąć" lub "Metoda Doktora Dukana") - spokojnie przeczytacie jednego dnia. Dopiero wtedy uzupełniajcie wiedzę na protalowych forach: Dieta proteinowa Dr Pierre'a Dukana Metodadukana.pl Proteinowa - Grupy Wsparcia Dieta.pl Trzeba sobie wszystko w głowie poukładać, naprawdę przemyśleć i dopiero wtedy podjąć decyzję. Nic na szybko i nie daj Boże - bez solidnego przygotowania merytorycznego. Miłego popołudnia :*
-
Witajcie, dziewczyny :) MamoBąbla, widzisz, szybko się zniechęciłaś. Mi też waga skacze i nie jest to zbyt motywujące, ale w rozrachunku ogólnym - waga spada, pomimo tego, że moje BMI jest prawidłowe. Stosuję system 1/1, bo prawdopodobnie nie wytrzymałabym bardziej restrykcyjnego. Sałatki jadam, bo mam do wyboru mnóstwo warzyw, z których mogę je robić, a jedynie majonez zastępuję chudym serkiem homogenizowanym zmieszanym z przyprawami lub koncentratem pomidorowym. Kiedy przejdę do fazy III, dojdą kolejne produkty dozwolone, w tym owoce, za którymi tęsknię i dwie uczty z dowolnych produktów. A już faza IV daje mi możliwość powrotu do jedzonka, które lubię najbardziej. Wiadomo: 3 łyżki otrąb dziennie i jeden proteinowy dzień w tygodniu do końca życia - warunek jak najbardziej do przyjęcia. Oczywiście, każda zmiana diety na inną, ograniczoną w tłuszcze i węglowodany, przyniesie spadek kilogramów. Tyle że nie zagwarantuje mi utrzymania wagi. Dieta Dukana ma mi to zagwarantować. A jej 3 fazy są po prostu krótkim etapem w życiu, który minie, a który też - uważam - nie jest wcale mocno restrykcyjny. Przy tym cieszy mnie to, że mam wyznaczone jasne zasady, sztywne ramy - nie czuję się w tym zagubiona, wiem, co robić, jak długo, w jaki sposób. Przed rozpoczęciem diety długo się do niej psychicznie przygotowywałam i moja decyzja jest całkowicie świadoma i odpowiedzialna. Nie zabierałabym się za nią, gdybym np. wiedziała, że do końca życia nie wolno mi będzie jeść owoców, słodyczy, pizzy itp. Tą dietę najpierw trzeba zaakceptować i nie wprowadzać w ogóle w życie, jeśli ma się wątpliwości, czy się jest wystarczająco konsekwentnym. Nie można jej "robić" połowicznie, częściowo - wtedy z sukcesu nici. Nie sztuką jest schudnąć, nawet 20-30 kilo. Sztuką jest uzyskaną wagę utrzymać, prawda? A z forumowych historii wielu osób wiem, że tu jest to możliwe, ale zawsze pod tym warunkiem, że przejdzie się konsekwentnie i uczciwie wszystkie trzy fazy i zastosuje do końca życia dwa wspomniane już warunki. Aisha, a jak Ty potraktowałaś tą dietę? Jak to wyglądało u Ciebie? Uczciwie - poproszę ;) Agula, też chciałam od Nowego Roku zacząć, ale uznałam, ze do tego czasu za dużo mi przybędzie ciałka (wiesz, Święta, Sylwester i do tego rodzinne imprezy urodzinowe, których w grudniu mamy aż trzy), co przedłużyłoby znacznie cały czas trwania diety (czas zrzucania kilogramów - bo więcej bym ich miała i czas utrwalania wagi - 10 dni na każdy stracony kilogram) ;) Co do guzów, to Mati ostatnio rozciął sobie skórę z tyłu głowy. Dzwoniłam na pogotowie (śnieżyca wtedy była straszna, a my sami w domu), żeby pytać co powinno mnie niepokoić. Na szczęście skończyło się na sporym guzie i strupku (krew się nie lała, bo prawie od razu skrzepła - dzięki Bogu, bo inaczej bym chyba na zawał zeszła). Humor - po wypłakaniu się - wrócił, młody szalał dalej, jakby nic się nie stało. Rany, ile on już guzów miał, to chyba tylko Drodka może sobie wyobrazić ;) Mati od wczoraj marudny, bo mu się jakieś zęby z tyłu wyrzynają - czułam po palcem, jak mu Bobodentem smarowałam. W końcu się rusza z tymi zębami - może zacznie sobie radzić z gryzieniem mięska, bo na razie pomemla i wypluwa, albo się krztusi. Dziewczyny, czy dajecie dzieciaczkom cytrusy? Kiedyś czytałam, żeby do 2. czy 3. roku unikać, ale jak moje szczęście spróbowało mandarynek, sweetie i kiwi, to już jest koniec świata. A makrelę wędzoną dajecie? Bo ja daję trochę codziennie - też bardzo lubi. Wiecie, ja to jak Łasiczka cieszę się z każdego kęsa jakiegokolwiek jedzenia, które zje taki niejadek, jak Mati czy Natan ;) Chyba, że - Łasiczko - nie macie już problemów z jedzonkiem? U nas słoik obiadku jest na dwa dni. Czasem wcale nie schodzi. I jak, kochana, z ubieraniem? Bo ja nie mogę narzekać - czysta przyjemność :) Miłej niedzieli, babeczki :*
-
Witam z zasypanego Torunia :* Aisha, tak się wydaje, że szczupła, ale przy wzroście 160 cm miałam już 75 cm w talii, 93 - w biodrach i 54 cm w udzie (!). To chyba jest trochę ciałka za wiele, prawda? Już straciłam 5 cm w talii i 3 w biodrach, tylko uda się na razie opierają :/ Ale może taka moja uroda... W każdym razie walczę dalej i zdaję sobie sprawę z tego, że przy prawidłowym BMI trudniej się chudnie, ale zamierzam dobrnąć przynajmniej do 54 kg. Najbardziej mi żal, kiedy patrzę na zdjęcia studniówkowe - wtedy jakieś 50 kg ważyłam i wyglądałam ekstra. Szkoda, że wówczas też inaczej siebie widziałam :( Zawsze myślałam, że jestem gruba :/ Drodka, świetne prezenty. Zuzia będzie na pewno szczęśliwa :) Aniołek mały :) Tylko rozpieszczać :) Mati od nas dostanie zestaw narzędzi różnistych (mechaniczna piła, wiertarka, gumówka, kask, gogle, klucze, wkręty, śrubokręty itp.). Paulina, wierz mi, da się przy dziecku :) Zasmakowanie czubkiem języka diety nie niweczy, a czy nie za gorące - ustami tylko dotykam ;) Kinderczekoladki Matiego i pachnące mandarynki (zjada je ostatnio bez opamiętania) też mnie kuszą, ale jestem dzielna. Zresztą, codziennie delektuję się dukanowym sernikiem, więc też mam coś z życia ;) MamaBabla, o nerki nie trzeba się obawiać, jeśli wypija się minimum 2 l wody dziennie, a co do niezbędnych tłuszczy, to... należy jeść dużo morskich ryb pod wszelkimi postaciami - skarbnica drogocennych kwasów Omega, tak ważnych dla mózgu i całego układu nerwowego. Zawsze też można pokusić się o suplementację. Ale żeby w ogóle rozpocząć tą dietę, to trzeba przeczytać książkę z dwa razy i pozagłębiać się w historie ludzi, którzy mają doświadczenie (są świetne fora tylko o tym). Piszesz, że miałaś dość patrzenia na białe jedzenie... A przecież to nie dieta nabiałowa tylko białkowa - nabiał je się w ograniczonych ilościach, za to chude mięso, wszelkie ryby i owoce morza oraz jaja - jak najwięcej ;) Może właśnie źle rozumiałaś zasady i dlatego nie miałaś efektów? Przyczyn może być też znacznie więcej, ale nie będę zanudzać ;) I się rozpisałam :) Widzicie same, że teraz u mnie wszystko wokół tego się kręci. Ale to tylko do czasu, aż osiągnę swój cel ;) Miłego dnia :*
-
Hej, kochane :* Ja zaniedbuję nasze forum, bo pochłania mnie zdobywanie wiedzy na temat diety proteinowej Dukana. I tak czytam inne fora, dietkuję się i mam już 4 kilo mniej. Zeszłam z 61 (już kiedyś 59 ważyłam, ale poszło to w niepamięć niestety i rosła waga...) na 57 na razie :) Nie mam czasu na nic. Mati jest cudny, powtarza coraz więcej słów, rozumie prawie wszystko, co się do niego mówi i jest prawdziwym aniołkiem - kiedy nie broi ;) Pięknie współpracuje przy ubieraniu i nie mam z nim żadnych problemów, poza jedzeniem ;) No i dwie dwójeczki dolne się pojawiły - 8 ząbków mamy :) Czasami rzuca się na podłogę/chodnik/śnieg - wali fochy, jak coś jest nie po jego myśli, ale generalnie jest grzeczny. Tylko ma swoje ścieżki i smycz by się przydała, bo wciąż na spacerach ucieka. Poza tym - szaleje za swoim tatą jeszcze bardziej. Aż się rozpływam, jak na tych moich chłopaków patrzę - mam nadzieję, że zawsze będą dla siebie tak ważni. Przekonał się do dziadków i paru innych osób z rodziny - mogę go z nimi zostawić i wyjść sama na kilkanaście minut z psem. Same postępy :) Przepraszam, że tak krótko, ale codziennie czytam, jestem z Wami, tylko nie mam kiedy pisać. Witam nowe Mamy :* Może Wy rozkręcicie nasz wątek, bo ostatnio faktycznie cichutko...
-
Hej, mamusie wrześniowe :* Kilka dni temu napisałam elaborat i Mateusz coś wcisnął - wszystko mi wykasował :/ Nie miałam siły ani czasu na ponowne pisanie... Raczej w ciąży nie jestem; zrobiłam test i nic :( Niby miałam @ - takie tam plamienie, ale teraz tak mam. Mdliło mnie co rano i wciąż na coś smaka miałam, więc naprawdę coraz bardziej podejrzewałam, że może to ciąża. Widocznie jednak była to autosugestia ;) Nie powiem - rozczarowana byłam jedną kreską, ale z drugiej strony... może to i lepiej...? Podobno po cesarce należy odczekać 2 lata, żeby macica wytrzymała rozciąganie - miałabym schizy pewnie. Rozpisałam się na privie, więc czasu brak na pisanie tutaj - po weekendzie w domu sajgon, więc trzeba się wziąć do roboty :/ Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia życzę. A pogoda dziś spacerowa, więc pewnie miło będzie :*
-
Witajcie bladym świtem ;* Niewyspana jestem strasznie, bo się młody ciskał całą noc; wciąż przy cycku, raz przy jednym, raz przy drugim i przełaził przeze mnie z jednej strony na drugą :/ Po 4. rano usnął w końcu spokojnie i na razie śpi, a ja już spanie odpuściłam, bo chyba bym wstała o 10., jakbym usnęła :/ Drodka, wyobraziłam sobie Twoje wyobrażenie na temat "zabawy" Olka i Matiego i też mam uśmiech na twarzy... z rozbawienia Biegać to nie mogli za bardzo, bo u mnie miejsca mało, a na podłodze taki sajgon, że się potykali. A co do zabawy, to - jak pisałam - mój syn przez większość czasu wisiał na mnie i uciekał przed Olkiem I sapiąc i marszcząc nosek okazywał swoje niezadowolenie Komiczne to było :) Przez chwilę chłopaki próbowali się przekrzyczeć, ale Mati spasował - nie miał szans ;) Asia mówi, że Oli już jako noworodek miał taki donośny głos, że bębenki pękały ;) Zdjęcia są, ale słabe - wysłałam je Asi na skrzynkę, żeby w wolnej chwili ulepszyła, więc może niedługo będą. Co do szczepienia, to chyba w Irlandii inaczej to wygląda, prawda? Bo my teraz mieliśmy tylko jedno, w udko. A w lutym będziemy mieć kolejne. Polecałam kiedyś plastry Emla - polecam nadal :) Aisha, my o wysypce już rozmawiałyśmy, ale dzięki za Twoje spostrzeżenia. Myślę, że to wina serków homogenizowanych była. Teraz daję Matiemu jogurty naturalne i muszę powiedzieć, że jestem zaskoczona - chyba smakują mu bardziej niż owocowe. Madziu, Was to chyba choroba nie opuszcza... Masakra jakaś. A pijecie tran może i łykacie profilaktycznie wit.C? Tran wspomaga odporność, a wit.C - wiadomo, podobnie :) Współczuję też powrotu do pracy :/ Mart, masz jakiś plan na odstawienie Lusi od piersi??? Bo ja chciałabym tego mojego ssaka odstawić i podejmowałam kilka prób, ale bezskutecznie :/ Czytałam gdzieś, że jakieś naukowe badania dowodzą, że karmienie piersią jest dla zdrowia dziecka uzasadnione do roku czasu. Potem jest już bez znaczenia ponoć. Sekundko, piękne zdjęcia! Cudne te Twoje skarby. Nadal podtrzymuję opinię, że Olivka do Ciebie podobna, a Filip - czysty tata. Fajnie, że masz wsparcie w Olivce, że Ci pomaga z Filipkiem i że jest wobec niego wyrozumiała. Ciekawa jestem, jak się "czasem kłócą" ;) Zabawnie musi to wyglądać z boku ;) Łasiczko, dzięki za informacje. Zakupiłam Elmex i Matiemu nakładam rano na szczoteczkę. Fluoru nie ma, ale ma aminofluorek - nie wiem, czy to wielka różnica, czy nie, ale skoro dla dzieci od roku do 6 lat, to chyba bezpieczne... Jest jednak na ulotce napisane, że pasta ta ma taki smak, który zachęca dzieci do mycia zębów, ale nie skłania ich do jej połykania. Czyli wnioskuję, że nie powinno się jej łykać. A nie wiem jak tego uniknąć :/ Chociaż moje dziecko przy "myciu zębów" tak się ślini, że chyba faktycznie cała pasta spływa mu po brodzie ;) Masz fotki Natanka w szlafroku? Musi być boski ;) My też mamy szlafrok, ale jakoś nie zakładamy, bo po kąpieli w ręcznik, na przewijak, pampers i jakieś nocne wdzianko od razu. Puma, cieszę się, że doszliście do jakiegoś porozumienia. Teraz życzyć Wam trzeba jedynie wytrwałości w dążeniu do zamierzonego celu. Wiesz już kiedy będziecie na swoim? Co do "wypadku" na weselu, to... niestety, zdarzają się różne rzeczy i czasami ciężko się przed nimi uchronić. Mi też ostatnio zabrakło wyobraźni i przeze mnie sobie Mati guza nabił na zjeżdżalni :/ Dobrze, że takie wpadki-wypadki czegoś nas uczą... Zdradź mi, proszę, jakiej wielkości są kanapki Filipa ;) Bo nie potrafię sobie wyobrazić takiego malca zjadającego 5 kanapek Kanapka Matiego, to po prostu kanapka zrobiona z bułki - czyli malutka (nie połowa bułki, tylko plaster, i to krojony od cienkiej strony, tzn. z boku - nie umiem tego inaczej wytłumaczyć). Jak dotąd zjada najwyżej jedną :/ Mojra, i rzeczywiście teraz Aleks opowiada, jak chodzi ;) Słodki musi być ten Twój synek :) I do tego grzeczny :) Pozazdrościć... Mój też rozumie, że nie wolno. Ale niekoniecznie się tym przejmuje ;) Cliffi, włosy Ci pewnie dęba stanęły na widok Aurelci obżerającej się kocim żwirkiem Mój syn podkrada psie chrupki i to w momencie, jak pies je :/ Dobrze, że mam psa opanowanego. Martwię się jedynie tym, że te chrupki zaślinione ;) Co do drugiego roku życia dziecka, to podobno najgorszy etap - wiesz, tzw. bunt dwulatka nas czeka... Wtedy dopiero w kość dostaniemy Agula, fajnie, że w końcu dałaś znak życia. Straszny wypadek opisujesz... A co u Oli? I jak relacje z M? Czasem się zastanawiam, co u pozostałych kobitek, które chyba nas na dobre opuściły... Anuś, Danka, Minu, Asiaga... I jeszcze sporo innych. Zaglądacie tu czasem???
-
Hej, kochane :) Ja na sekundkę ;) Pochwalić się chciałam, że była dziś u mnie Aisha z Olinkiem :) W szoku jestem, że Olek taaaki duży!!! Jakby z miesiąc od Mateusza starszy był. No i po raz pierwszy nie poznawałam własnego dziecka - wstydził się strasznie, ciągle na mnie wisiał, a w przerwach... bał się Olka Oli ma zdecydowanie silniejszą osobowość od mojego syna i... dwa razy donośniejszy głos Baaardzo jest otwarty, kompletnie nie przejmował się nowym otoczeniem i nowymi osobami - oj, będzie z niego towarzyski i przebojowy chłopak ;) Super chłopczyk :) A Asia... Fajna babka, taka jak na forum - otwarta, wyluzowana, bardzo sympatyczna. Ja to ją widzę na imprezce, przy piffku ;) Fajnie by było, gdyby kiedyś udało się zebrać wszystkie Wrześniowe na ploty. Szkoda tylko, że ja od każdej z Was daleko mieszkam i zmotoryzowana nie jestem :( Już do Asi pisałam, że Mati padł z nadmiaru wrażeń ;) Śpi i pewnie siły regeneruje, bo go przy koledze rezon opuścił całkowicie ;)