A ja opowiem swoją świąteczną historię :)
Jest ona dość niezwykła, a zarazem szalona. Koleżanki nazywają ją "rodem z komedii romantycznej". Całe życie marzyłam o wyjeździe do Paryża, niestety mąż sknera odkładał każdy grosz, nie wiadomo po co, bo trudności z utrzymaniem jako tako nie mieliśmy ani też na nic szczególnego nie zbieraliśmy. Tak więc za czasów małżeństwa, jeśli chodzi o wycieczkę, musiałam obejść się smakiem. Dlatego też zaraz po rozwodzie, choć wydarzenie to, nie należało do najłatwiejszych w moim życiu, zaczęłyśmy planować z przyjaciółką upragniony wyjazd do Paryża. Na siłę szukałam czegoś, co mogłoby mi poprawić nastrój, a Paryż był strzałem w dziesiątkę! Jako, że żadna z nas nie mogła dostać nigdy wolnego w dogodnym dla nas terminie, wybór padł na Święta Bożego Narodzenia! Nigdy nie pomyślałabym, że poznam tam miłość swojego życia... Zacznijmy od początku. Wybrałyśmy się z przyjaciółką na wycieczkę. W planach miałyśmy wieżę Eiffla, Luwr, Łuk Triumfalny i inne miejsca, bez których wizyta w Paryżu nie miałaby sensu. Paryż - najromantyczniejsze miasto, więc nie obeszło się bez wymysłów naszej wybujałej wyobraźni. Wybrałyśmy się na podróż statkiem, który przepływa pod mostem zakochanych. Przepływając pod mostem, osoby, które siedzą na statku obok siebie, powinny się pocałować. Wtedy przepowiada to miłość na całe życie. Wiedziałyśmy o tych "paryskich zabobonach" i pomyślałyśmy: co nam szkodzi? Celowo usiadłyśmy osobno i wyczekiwałyśmy przystojnego księcia na białym koniu. Niestety nikt taki się nie pojawiał. Pierwsza z gry odpadła przyjaciółka - dosiadła się do niej starsza pani, która raczej nie przypominała przystojnego młodzieńca i nie przygnała na białym koniu. Ja czekałam dalej, ale jak na złość nikt nie chciał się dosiąść. Kiedy już całkiem zrezygnowałam, usłyszałam głos pewnego mężczyzny, który zapytał czy obok jest wolne. Nie był księciem i nie przyjechał na białym rumaku, ale był niezły. Po chwili odpłynęliśmy od brzegu. Kiedy przepływaliśmy pod mostem stało się coś cudownego. To, co wyobrażałyśmy sobie z przyjaciółką stało się rzeczywistością. Przystojny sąsiad pocałował mnie, a kiedy chciał przeprosić, chociaż tak naprawdę nie miał za co, okazało się, że jest Polakiem. Dalszą część wycieczki spędziliśmy już we trójkę i chyba nie muszę mówić, że z nieznajomym sąsiadem ze statku jesteśmy teraz małżeństwem?