Czerwony Kapturek i wizyta elfów
Był wyjątkowo mroźny zimowy wieczór. Rodzice Czerwonego Kapturka spali już smacznie w sąsiednim pokoju. Cesia, szczeniaczek, którego dziewczynka otrzymała niedawno od rodziców, w obawie przed kolejnym niebezpiecznym wilkiem, zachowywała się bardzo nienaturalnie, była niespokojna i rozdrażniona. Szczekała, od czasu do czasu skrobiąc w ostrymi pazurkami w drzwi kuchenne. Jej niespokojne zachowanie obudziło dziewczynkę i nie pozwalało zasnąć. Bardzo kochała Cesię, ale mama zabraniała szczeniaczkowi nocowania poza specjalnym legowiskiem, które przygotowała mu w kuchni.
W końcu Cesia przestała szczekać i wydawało się, że dziewczynka nie ma powodów do obaw. Była bardzo zmęczona. Zamknęła oczy i zaczęła wyobrażać sobie ukochanego psiaka, którego w najbliższe wakacje miała zabrać ze sobą do babci na cały tydzień. Wtedy właśnie usłyszała tajemniczy szelest, tupot małych nóżek, które ewidentnie przechadzały się po jej pokoju. Dziewczynka pomyślała w pierwszej chwili, że to pewnie Cesia w jakiś sposób wydostała się z kuchni i przyszła do niej. Odwróciła się w kierunku drzwi, jednak te pozostawały nadal zamknięte. Usiadła na łóżku i zaczęła nerwowo rozglądać się po pokoju. Znów usłyszała jakiś głos, dobiegał z kącika pokoju. Zapaliła lampkę nocną i spojrzała raz jeszcze. Przetarła oczy ze zdziwienia. To co zobaczyła nie mogło być przecież prawdą.
- A może to sen? – Pomyślała i uszczypała się w rękę. - Aaa! – Zawołała już całkiem głośno.
Nie, to z pewnością nie był sen. W rogu jej pokoju znajdowały się trzy maleńkie istotki. Cała trójka wydawała się być jeszcze bardziej zdziwiona i przestraszona od Czerwonego Kapturka. Dziewczynka przez krótką chwilę uważnie przyglądała się intruzom, aż w końcu niezbyt głośno aby nie obudzić rodziców i nie wystraszyć gości wyszeptała:
- Kto tam jest?
- To tylko my … Dobry wieczór. – Odpowiedział jeden z gości po chwili wahania.
Dziewczynka nadal niedowierzała temu co zobaczyła. Przybysze swym wzrostem przypominali małe laleczki, których sama miała tak dużo na półkach. Wyróżniali się jedynie maleńkimi wielobarwnymi i połyskującymi skrzydełkami na plecach, rozczochranymi czarnymi, krótkimi włosami i czymś w rodzaju czułków na głowie. Przyglądała się im nadal uważnie dłuższą chwilę. W końcu ciekawość zwyciężyła i dziewczynka odważyła się porozmawiać z tajemniczymi gośćmi.
- Kim jesteście? – Spytała.
- My … - Po dłuższej chwili milczenia rozpoczął jeden. – Jesteśmy elfami i przybywamy z pobliskiego lasu.
- A jak się tutaj znaleźliście? – Dopytywała.
- Ooo, to długa historia. Odwiedzamy przydomowe ogródki ludzi każdej zimy w poszukiwaniu pożywienia dla ptaków mieszkających w lesie. Gdy spadnie śnieg trudno tam znaleźć coś do jedzenia, wówczas to my elfy wskazujemy ptakom miejsca gdzie znajdują się pełne pokarmu karmniki. Niestety nie każdy pamięta o systematycznym dokarmianiu ptaków zimą. – Zasmucił się mały elf.
Dziewczynka słuchała jego słów z wielką uwagą. Co prawda miała karmnik, ale nie zawsze ptaki mogły w nim znaleźć coś do jedzenia. Nie wiedziała, że dokarmianie ptaków jest aż tak ważne, że od tego zależy czy uda im się przetrwać zimę czy też nie.
- Dziś właśnie przyszliśmy to sprawdzić. – Kontynuował elf. – Ale padający śnieg uniemożliwił nam powrót do lasu. Nasze skrzydełka są zbyt małe i delikatne by móc latać w czasie takiej śnieżycy. Musieliśmy więc gdzieś przeczekać noc. Udało nam się wejść do twojego domu. Jesteśmy małe więc nie było to trudne. Mam nadzieję, że pozwolisz nam tu pozostać do rana? Nie będziemy sprawiać kłopotów. – Dodał z pełnym przekonaniem gość.
- Oczywiście! – Ucieszyła się dziewczynka. – A jak się nazywacie, bo chyba macie jakieś imiona? Mówią na mnie Czerwony Kapturek.
- Ja nazywam się Witek, a to moi bracia Wyrwidąbek i Wyrwinosek. – Przedstawił siebie oraz swoich towarzyszy mały elf.
- Cieszę się, że mogę was poznać. Nie bójcie się mnie. – Dodała dziewczynka wskazując na braci elfa Witka. – Podejdźcie bliżej, chcę się wam przyjrzeć. Nigdy jeszcze nie widziałam żadnego elfa.
Elfy miały bardzo sympatyczny wygląd. Od razu było widać, że są dobre i szlachetne.
Każdy z nich przy swym boku trzymał małą torbę, ale dziewczynka nie dopytywała co w nich jest. Pomyślała, że musi przygotować gościom posłanie aby mogły się wyspać i ogrzać po tak wyczerpującej wędrówce. Tak też zrobiła. Następnie sama położyła się do swojego łóżeczka, otuliła czerwoną mięciutką kołderką czując ogromne zmęczenie. W końcu było już bardzo późno i o tej porze dawno powinna już spać. Mimo to walczyła ze snem spoglądając co róż na maleńkich przybyszów. Cieszyła się, że to właśnie w jej pokoju szukali schronienia przed mrozem i śnieżycą. Zasnęła. Rano obudził ją głos mamy:
- Córciu, obudź się, jest już bardzo późno, za chwilę wychodzimy a ty nie jesteś jeszcze gotowa. Chyba miałaś jakiś piękny sen?
- Dziewczynka uśmiechnęła się, rzeczywiście miała wyjątkowo piękne sny … Ale chwila czy to był na pewno sen?
Obok jej łóżka nadal znajdowało się posłanie, które w nocy przygotowała swoim gościom.
- Czyżby to była prawda? Tak! – Krzyknęła dziewczynka.
- Coś się stało kochanie? – Spytała mama.
- Mamusiu, a czy możemy nakarmić dziś ptaki? – Spytała. – Dziś i przez resztę zimy, codziennie! – Dodała.
- Tak kochanie, właściwie to nawet wczoraj o tym pomyślałam i kupiłam specjalny pokarm dla ptaków w sklepie zoologicznym. Trzeba go tylko wsypać do karmnika. – Powiedziała mama.
- Dziękuję mamusiu, już się ubieram i zaraz się tym zajmę. – Pośpiesznie dodała dziewczynka.
Mama uśmiechnęła się. Dziewczynka ubrała się tak szybko jak nigdy dotąd i wpadła do kuchni jak tornado.
- Witaj Cesiu, wiesz, że mieliśmy w nocy gości, tylko ty i ja o tym wiemy. To dlatego byłaś taka niespokojna. Odtąd będę cię słuchać, kochana Cesia. – Czerwony Kapturek mocno przytulił szczeniaka.
Po śniadaniu pobiegła do karmnika i wsypała do niego karmę dla ptaków. Zrobiła nawet dużo więcej, namówiła na dokarmianie ptaków zimą wszystkich swoich kolegów i koleżanki. Elfy mogły być z niej naprawdę dumne.