Myślę, że jest to proces który zaczyna się już od baaardzo małego brzdąca, a mianowicie od kilkumiesięcznego dziecka. Wiadomo, że na początku patrzymy na produkty które możemy podawać, żeby nie było zaparć, żeby brzuszek nie bolał, żeby wysypka się nie pojawiła...ale ważne jest to, żeby nie trwało to w nieskończoność. Wprowadzajmy jak najwięcej warzyw, owoców, zupek, dań, soków. Sprawmy aby nasze pociechy stały się małymi smakoszami. Ograniczmy słodycze do minimum,np. można zastosować zasadę, że słodycze tylko gdy dziadkowie poczęstują (nie oszukujmy się, dla dziadków jest to pewnego rodzaju radość...). Nie bójmy się częstować dzieci nowymi smakami, które mogą się wydawać że dzieci ''na pewno nie lubią''. Ja podaję córce różnego rodzaju ryby, i takie na obiad i na kolację sardynki, śledzia (wszystko je a ma niecałe 3 lata). Nie boję się warzyw i owoców, uwielbia kiedy przynoszę jej ''miseczkę witaminek'', na którą składa się surowy pokrojony w kosteczkę burak, żurawina i plasterki marchewki. To tylko przykład. I jeszcze jedna zasada: mama decyduje co mieści się na talerzu, a dziecko decyduje ile tego zje. Nie prośmy o więcej. Cieszmy się z każdego posiłku, a dla naszego dziecka na pewno będzie to również wielką przyjemnością.