Historyjki dotyczą moich dzieci.
1. Trzyletnia wtedy Lidzia pojechałą z nami do cioci. Siedzi u taty na kolanach i zakręca sobie loczka z rozpuszczonych długich włosów. Tata jej się pyta:
- Lidziu co tam sobie kręcisz (liczył na odpowiedź "Loczka")
- Kręcę, kręcę, kołtuna sobie kręcę - odpowiedziała Lidzia. 2. Już wtedy Lidzia miała 5 lat i wracałam z nią i starszym synem z Kościoła rowerami drogą wśród pól. Nagle syn usłyszł miauczenie kotka. Zatrzymaliśmy się i znaleźliśmy malutkiego rudaska. Dzieci nalegały, aby zabrać kotka, ja się wahałam, bo moja teściowa nie lubi tych zwierząt. Kotka wzięliśmy do domu, a Lidzia na drugi dzień mówi:
- Mamo, jedźmy do Kościoła, może znowu jakiegoś kotka znajdziemy. 3. Był to czas kiedy Mandaryna nagrała swój pierwszy teledysk, próbowałam mężowi wytłumaczyć jak wygląda piosenkarka, ale on wogóle nie wiedział o co chodzi. Gdy ten teledysk zobaczyłam w telewizji mówię do męża:
- Grzesiu zobacz Mandaryna!
Na co wtedy 4-letni syn Szymon:
- Tato gdzie masz tę mandarynę, gdzie, pewnie zjadłeś, abo schowałeś pod poduszkę. 4. Najświeższa historia dotyczy najmłodszego rocznego Emila.
Znalazł w Lidzi pokoju lalkę Bobaska i zabrał do siebie. Nosił ją, całował, woził w swojej ciężarówce, kładł do łóżka i kocem przykrywał, poił z kubka niekapka (nierzadko celował do ucha lalki). Jakie było moje zdziwienie gdy zaczął ją "karmić piersią".