Dzieci to nasze własne lustrzane odbicia, dlatego to co my mówimy i robimy prędzej czy później do nas wróci. Dlatego ja rozładowuję emocje śmiechem. Wolę dziecko rozbawić, niż nakrzyczeć i postawić do kąta. Kiedy moja starsza córka (7 lat) się denerwuje i obraża, najpierw ogłaszam: " No i pięknie, tak się wydzierałaś, że obudziłaś potwora Gilgotka" po czym następuje atak gilgotania. Złość szybko mija, bo obie się chichramy, a później następuje spokojne omówienie problemu. Z młodszym synkiem (3 latka) sprawa wygląda podobnie. Kiedy on się denerwuje i np. krzyczy, ja nadymam buzię lub robię jakąś śmieszną minę, co powoduje totalne "rozbrojenie przeciwnika". Moje dzieci wiedzą, że na świecie są tylko trzy potwory Gilgotek, Szczypawek i Całuśnik, wszystkie są w mamusi i wychodzą w zależności od sytuacji :)