W pierwszej ciąży nawet nie zdążyłam się nacieszyć przyszłym dzieckiem, kiedy je… straciłam w 10 tygodniu. W drugiej ciąży panika była ogromna. Leżałam prawie plackiem w łóżku, poszłam natychmiast na zwolnienie, mąż dmuchał i chuchał…Niestety w 10 tygodniu sytuacja się powtórzyła. W grze z losem przegrywałam 2:0. Nie poddawałam się jednak, zrobiłam z mężem wszystkie możliwe badania i wyniki miałam doskonałe, więc spróbowaliśmy trzeci raz. Nie muszę mówić, że kiedy miał nadejść dziesiąty tydzień cała rodzina wstrzymywała oddech. Krytyczny tydzień jednak nadszedł i …. minął a ja, na mocnych zastrzykach podtrzymujących ciążę i tak nie zaznawałam spokoju. Każde kichnięcie, każda niestrawność, ból brzucha, ucha, katar – powodował wysoki poziom hormonów stresu. Starałam się relaksować, czytałam wesołe książki, mąż przejął wszystkie obowiązki domowe, mama dowoziła obiadki i tak dotrwaliśmy do momentu, kiedy stan meczu z losem wyniósł 2:1. Urodziła się moja śliczna i doskonała córka. Po jakimś czasie znowu podjęliśmy grę z przeznaczeniem. Czwarta ciąża obfitowała jednak w dramatyczne wydarzenia. Mimo przyjmowania tych samych leków co wcześniej, w 10 tygodniu z silnym krwotokiem i mega histerią wylądowałam na oddziale szpitalnym. Spokój przynosiły mi lekarstwa uspokajające przepisywane przez lekarza. To straszne jak złe doświadczenia wpływają na człowieka. Sama myśl o utracie kolejnego dziecka przyczyniała się do tego, że o mały włos tak się właśnie nie stało. W szpitalu z krwotokami lądowałam jeszcze trzy razy. W domu leżałam całe dnie w łóżku, spałam i …. grałam na komputerze, co odrywało moje myśli od problemów, choć pewnie nie było najszczęśliwszym zdrowotnie rozwiązaniem. Tych dziewięciu miesięcy nie wspominam najlepiej. Nagrodą był mój fantastyczny syn. Mecz ja-los ma obecnie wynik 2:2. Jest remis.
Mam jednak żal do losu o to że tak naprawdę nie mogłam się nacieszyć ciążą. Dwie porażki wprowadziły element paniki, oczekiwanie komplikacji, wsłuchiwanie się w najgłupsze sygnały ciała i interpretowanie ich niczym hipochondryk. Leżenie w szpitalu na podtrzymaniu ciąży też nie było miłe i uspokajające.
W chwili obecnej, w trzeciej ciąży jest moja młodsza siostra. Oczekuje czwartego dziecka. W jej przypadku los za drugim razem podarował bliźnięta. Siostra przechodzi wszystkie ciąże nawet ich nie zauważając. Jest taką spokojną, pewną sukcesu kobietą i matką. Co się dziwić. Na razie wygrywa z losem 3:2. Zazdroszczę jej tego trochę. Tej pewności, tego braku paniki, tego że mebluje sobie powoli pokoik dla dziecka, szyje nowe firanki, kupuje kocyki, przegląda wózeczki. Ja, nauczona niepowodzeniami, nie miałam dla moich dzieci NIC. Bałam się, że zapeszę, że potem będę musiała patrzeć na puste łóżeczko. Cień zagrożenia był ze mną w każdej chwili i nie pozwolił na radość…
Wszystkim życzę spokojnych ciąż.