Ponad rok temu wykryto u mnie nowotwór szyjki macicy. Szybka diagnoza, przeszłam operację. Niedługo po niej wyszły poważne komplikacje, przez trzy miesiące nie goiło się normalnie, obficie krwawiłam, paprało się, wręcz gniło. Już dwa tygodnie po operacji zrobiłam wymaz i wyszło że mam bakterię szpitalną. Od tamtej pory ciągle miałam silny ból, ale to jak złapało to potrafiło trzymać że nawet tabletki nie pomagały.
Poszłam do innego gina żeby to skonsultować, pokazałam papiery, historię choroby. No ale lekarz mi odmówił badań bo powiedział że musiałby podpisać się pod dokumentacją, a ta budziła jego wątpliwości bo wyniki nie zgadzały się z opisami. Po prostu lekarz ze szpitala w którym miałam operacje co innego wpisał w wypisie tak jakby nic się nie stało.
Po około pół roku, nie poddawałam się bo chociaż ból mnie męczył to poszukując przyczyny potwornych męczarni trafiłam na ginekologa profesora z Warszawy. Przejrzał dokumentację i stwierdził, że nie ma nawet sensu mnie badać, bo sprawa jest oczywista. Zostałam skierowana do specjalistki zajmującej się leczeniem przewlekłego bólu. I dopiero wtedy mi pomogło.Tyle czasu ten ból mi towarzyszył a mógł dużo wcześniej się skończyć.
Mam poważne wątpliwości co do tej operacji no a potem opieki po zabiegu. I teraz moje pytanie, czy mogę pozwać lekarza, który mnie operował? Zakazili mnie a do tego narazili na długie cierpienie i ból. Jak można do tego podejść? co najpierw?🥲