Tak jak wiele z was tu napisało, jak się człowiek już wyluzuje i zapomni że się stara to wtedy bum! Leczyłam się przez kilka miesięcy w klinice. W styczniu lekarz powiedział że no cóż jak nam zależy to trzeba pomyśleć o inseminacji. Informacja chyba najbardziej zastrzeliła mojego męża, bo po wstępnej dyskusji na te temat powiedział bez przekonania : "jak trzeba to trzeba". Więc oczekiwałam na okres, czytając o inseminacji i oczywiście o in vitro. Złapało mnie przeziębienie 1,5 tygodnia przed spodziewaną @, a 3 dni przed, w piątek, zjedliśmy obiadokolację i mąż otworzył wino, które sobie sączyłam i sączyłam.. I nagle zwymiotowałam wszystko prawie na męża siedzącego obok. Biedny biegał po naszym małym mieszkaniu i wołał : gdzie jest jakaś miska?cholera miska! następne 3 dni miałam malutkie brązowe plamienia i już czułam że jest zupełnie inaczej niż dotychczas:-)
Test owu (bo taki miałam o 7 rano pod ręką) jak nigdy w kilka sekund pokazał 2 czerwone krechy. Potem marsz do supermarketu (czynny od 8) po właściwy test, wyszła druga blada ale widoczna kreska. Marsz do apteki po czulszy test i całkiem fajna różowa kreska uświadomiła mi że nie ma to tamto, jestem w ciąży.
Z innych objawów to cycki stały się niemożliwe. Jakbym mogła to bym je po prostu "odpięła" i zostawiła w łazience na trochę:-) Ale i ciągnięcie, skurcze w dole brzucha trochę jak na okres.Twarz, po prostu zaczęło mi coś wyskakiwać na czole i skóra zrobiła się momentalnie wysuszona oraz pojawiły się plamki wokół ust i poniżej, nie chcą zejść do tej pory. Brak mdłości.
Czasami dopada mnie szczęśliwość a czasami nie jestem w stanie odsunąć złych myśli czy wszystko będzie dobrze.