@Louisianap, generalnie to, że jestem w ciąży jest cudem. Dosłownie. Pomijam, że wydarzyło się podczas brania tabletek (nie zapomniałam o żadnej i nie brałam żadnych leków). Ponadto od roku mialam podwyższony poziom prolaktyny (przysadka mózgowa wariowała) i moje kolejne ewentualne macierzyństwo stało pod dość dużym znakiem zapytania. Kiedy nie dostałam krwawienia z odstawienia (już kiedys się to zdarzało) jakoś specjalnie mnie to nie ruszyło, ale za namową koleżanki zrobiłam test, żeby spokojnie zacząć kolejne opakowanie. Wynik - 1 kreska, a test do śmieci, jednak koleżanka nie dawała za wygraną i chciała go zobaczyć, wygrzebałam go więc po chwili ze śmieci i jak byk ukazały mi się dwie czerwone krechy. Pobiegłam do apteki po kolejnych 6 testów każdy innej firmy i to samo - najpierw 1 a po chwili dwie solidne kreski. Jeszcze w ten sam dzień poszłam do swojego ginekologa z tymi testami, bo nie wierzyłam, że mogę być w ciąży. Mój lekarz też nie wierzył. Nie było żadnych przesłanek świadczących o ciąży. Piersi nie bolały, zero zasinienia szyjki, jajniki książkowo uśpione, pęcherzyka brak, a ścianki macicy przygotowane do rychłego krwawienia. W pewnym momencie lekarz myślał o nowotworze (jest jakaś odmiana raka jajnika, który wytwarza hormon odpowiedzialny za ciążę).Miałam zatem poczekać tydzień , zrobić betę, powtórzyć po 48h i przyjść na Usg. Tak zrobiłam. Pierwsza beta 838, po 48h 3009, poszłam na badanie. Do dziś pamiętam minę mojego lekarza kiedy zobaczył pęcherzyk :-) kopara mu opadła ;-) Ja już czułam, że tak będzie, przepłakałam dwa dni, bo nie planowaliśmy teraz, za rok, dwa trzy, ale na pewno nie teraz... Jak widać natura zadecydowała za nas i pomimo, że czasem zapominam, że jestem w ciąży nie wyobrażam sobie teraz, że maleństwa mogłoby nie być :) No i to uczucie, że twoja ciąża jest tą 0,01% :)