Cześć dziewczyny :)
Także jestem jedną z tych, które czytają i nigdy niczego nie piszą. Dzisiaj postanowiłam jednak założyć konto.
Mam na imię Sylwia. Michał miał być dzieckiem czerwcowym, ale nie chciał wyjść i urodził się na początku lipca :) Poza lekkim opóźnieniem z wyjściem jest z nim wszystko ok, rośnie ładnie, szybko, aktywny, krzykliwy, coraz ciężej go nosić ;)
Założyłam konto z mniej oczywistego powodu, niż większość z Was - macierzyństwo jest dla mnie instytucją coraz bardziej zapełnioną wieloma rozterkami na tle relacji mojej i męża. Często zastanawiam się czy to, co i w jaki sposób coś robię, wpływa na nasze relacje pozytywnie, czy nie.
Nie oszukujmy się, odkąd na świecie jest nasz syn, wszystko wywróciło się do góry nogami.
Niektóre z nas mają mężów, którzy wcale się nie zmienili, niektóre takich, którzy rzucili wszystko dla dziecka. Ja mam właśnie takiego, który mimo pelnoetatowej pracy stara się mi pomóc jak tylko może wieczorami i w weekendy - nakarmi młodego, uspokoi, sprobuje uśpić, posprzata mieszkanie, przygotuje co trzeba. Z początku byłam bardzo z tego dumna, jednak teraz zbliża się pół roku tego stanu i powoli uświadamiam sobie, że czasami to on ma gorzej ode mnie - ja mam swój etat przy dziecku, który jako tako kończy się po południu. On natomiast ma etat w stresującej pracy i do tego jeszcze pół etatu z młodym. Nie ma kiedy odpocząć, mało ma czasu nawet na przyziemne rozrywki.
Mało mamy od porodu czasu na seks. To jest z resztą dłuższy temat, ale nie chcę go poruszać, bo nie wiem, czy mógłby się Wam spodobać.
Jak Wy sobie z tym radzicie? Czy uważacie, że oni po prostu powinni się po porodzie zmienić i że dobrze robię? Czy może jednak staracie się zapewnić im jakiś czas na rozrywkę, nawet najgłupszą typu mecz w tv lub pogranie na komputerze?
Po prostu boję się o jedno. On jest wspaniałym facetem, prawie nigdy nie narzeka na ilość obowiązków. Widzę jednak, że czasami je wykonuje, ale zaciska zęby i stara się nie narzekać. Boję się, że to może z czasem wpłynąć negatywnie na nas... :-/