Opiszę Wam mój poród drugi całkiem inny niż pierwszy. W niedzielę o 12:00 wrócił mój mąż na urlop z zagranicy. Wyszykowaliśmy się i naszą 2,5 latkę i pojechaliśmy na poprawiny 18-stkowe do jego siostrzenicy. O godz.17.40 gdy mieliśmy juz z stamtąd wyjeżdżać poczułam tak jakbym okres dostała. Poszłam do łazienki a tam wydzielina taka jak zawsze tylko bardziej wodnita. Więc szybko do moich rodziców pojechaliśmy 30 km aby u nich położyć starszą spać. O 20:00 siedząc sobie z nimi zaczęły mi się skurcze, bratowa postanowiła zapisywac co ile są i wyszło co 6-7 min tylko krótkie. Ok. 21 zadzwoniłam do położnej co dalej czy już jechać. Ona mnie uspokoiła i powiedz że jesli akcja nie zaniknie a skurcze będą trwały tak 30sek to na IP mamy jechac o 22:30. Tak tez zrobiliśmy. Tam po wszystkich papierach, ememie pozwolono mi spacerować a polozna obserwowała zrobila ktg. Skurcze byly najpierw częstsze potem rzadsze a mocniejsze. Dostałam zastrzyk abym sie zdrzemnęła nie zadziałał. O 22:30 rozpoczęły sie te mocniejsze skurcze a rzadsze. Najdłużej trawlo aby zrobilo sie rozwarcie 5 cm i aby główka zeszła bo przy przyjęciu miałam na 2 palce. Potem szybko było 7 cm a gdy tylko pojawiło sie 10 to od razu były skurcze parte i 2 parcia mała była na świecie. Wszystko trwało 5h. Mój mąż zdążył wrócić do szpitala bo go położna odesłała. Wszedł na salę 3:15 a o 3:30 było po wszystkim ale pępowinę przeciął. Przepraszam za taki długi post.