Cześć, staramy się z mężem o fasolkę od marca tego roku niestety nadal nic. Wiem, że to nie jest długi okres czasu i nie powinnam się martwić i nie poddawać. Ale jest kilka spraw które dołują. Zacznę może od tego, że współżyję od dobrych 6 lat w tym czasie tabletki antykoncepcyjne brałam 2 razy (1 raz przez jakieś pół roku - ale odstawiłam ze względu na złe samopoczucie; 2 raz przez niecałe 4 miesiące - ten sam powód co przy pierwszym odstawieniu), za prezerwatywami nigdy nie przepadałam więc na te 6 lat współżycia zużyłam 1 dużą paczkę. Nigdy specjalnie nie przejmowałam się seksem bez zabezpieczenia ponieważ z moim 1 partnerem wiązałam duże plany na przyszłość, mój drugi partner to mój mąż więc nie widzę potrzeby zabezpieczania się. Moją jedyną antykoncepcją był kalendarzyk, i przerywany seks w dni płodne. 2 lata temu pojawiły się u mnie kłykciny z dnia na dzień pojawiało się ich coraz więcej w przeciągu miesiąca było ich tyle że ginekolog że żadne maści i leki już nie pomogą i zaproponował zabieg laserowy. Zaczeliśmy poszukiwania gabinetu w którym wykonywane są takie zabiegi i między czasie zaczęłam przyjmować witaminy zgodnie z zaleceniem lekarza, po tygodniu kłykciny zaczęły schodzić same. Lekarz kazał wstrzymać się z zabiegiem laserowym co mi było bardzo na rękę. Do dnia dzisiejszego nie było i mam nadzieję nie będzie nawrotów. Niestety mąż raz na jakieś 5 miesięcy ma nawrót jest to kilka kłykcin, które odrazu traktowane są Aldarem, i po 2 -3 dniach kłykciny znikają. Kilka miesięcy po wyleczeniu kłykcin zaczęły się u mnie problemy z częstymi infekcjami, średnio 2-3 razy w miesiącu brałam tabletki dopochwowe, maści, witaminy. Miałam już dość dlatego lekarz zaproponował tabletki antykoncepcyjne, to był właśnie ten 2 raz brania tabletek. 3 miesięczna kuracja tabletkami jednak dała efekt - infekcje ustąpiły. Wszystko było pięknie i ładnie. W marcu zaczęliśmy starać się o dzidzię, a od kwietnia zaczęło się piekło. Nigdy nie miałam bolesnych czy obwitych miesiączek, coś mnie brzuch pobolewał, trochę plecy, ale wystarczyło się czymś zająć zrobić kilka wdechów, skłonów i ból ustępował. Aż do czasu kiedy w kwietniu 4 dni przed spodziewanym okresem dostałam silnych skurczów w podbrzuszu, tableka nospy forte następnie ibum i stopniowo zaczęło puszczać, okres dostałam 4 dni później i była powtórka ból podbrzusza, pleców, bardzo obfita miesiączka, straszny ból przy oddawaniu stolca, o seksie mogę zapomnieć już 2 dni przed spodziewaną miesiączką, gdyż boli. Z takimi objawami udałam się do lekarza pod koniec maja po rozmowie i przebadaniu mnie powiedziała, że podejrzewa endometriozę, lecz na usg nie widać żadnych zmian. Pani doktor wszystko mi wytłumaczyła co i jak, a w związku z tym, że wiedziała o staraniach zaproponowała żebyśmy starali się nadal. Tak więc się staramy od marca, ja co miesiąc przeżywam piekło, są dni szczególnie 1 dzień okresu gdzie nie potrafię wstać z łóżka, są dni, że paczka podpasek (10szt) nie starczy na 12h, są dni, że jest mi niedobrze, boli mnie głowa. A na te wszystkie bóle nie wystarczają nawet tabletki.
Po tym wszystkim mam głupie myśli, że może nie mogę mieć dzieci, że może ze mną jest coś nie tak. Współżyć przez 6 lat bez zabezpieczeń i nic, Mój kalendarzyk nie był nigdy skrupulatnie prowadzony, wszystko zawsze było na oko. Powoli tracę nadzieję, że będzie mi dane nosić po sercem kolejne życie.
Może powinnam przerwać starania i jednak postarać się potwierdzić czy to jednak endometrioza? Może powinnam jednak odrazu udać się do kliniki i zrobić wszelkie badania pod kątem płodności?