Witam. Mam 21 lat, studiuję, ale nadal mieszkam z rodzicami. Jestem w szczęśliwym związku od dwóch lat, w przyszłym roku planujemy ślub. Moi rodzice uwielbiają mojego narzeczonego, traktują go praktycznie jak syna (którego nie mają - jestem jedynaczką), a mnie bardzo cieszy ta sytuacja.
Od kiedy pamiętam między moimi rodzicami dochodziło do różnych kłótni, nieporozumień - mniejszych lub większych. Najczęściej powód nie musiał byc poważny, a awantura była straszna; później mama płakała, a tata szedł na papierosa do piwnicy, nie rozmawiali ze sobą kilka tygodni, było ok, aż do następnej awantury.
Gdy miałam 11 lat, pokłócili się tak, że doszło do rękoczynów - mama spoliczkowała tatę, tata ją odepchnął. Niby to nic w porównaniu z rodzinami kiedy jest o wiele poważniej, ale poczułam, że świat mi się wali w ciągu tych kilku minut. Taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła. Jednak po niej moi rodzice przestali rozmawiac ze sobą na kilka miesięcy i oddalili się od siebie jeszcze bardziej.
Z perspektywy czasu śmiało mogę powiedziec, że nawet w chwilach "zgody" nie było między nimi porozumienia. Dwie osoby, które kiedyś bardzo się kochały, przestały sobie wybaczac, ufac, patrzec w tym samym kierunku. Przy każdej nowej kłótni pojawiały się wzmianki z wcześniejszej albo nawet sprzed kilku lat.
Wiele razy usłyszałam, że gdyby mnie nie było, na pewno wzięliby rozwód. Oczywiście nie chciałam tego, byłam jeszcze dzieckiem i mimo tego, że zaczynałam wchodzic w ten dziwny czas nastoletnich problemów, zawsze chciałam żeby moi rodzice się kochali, szanowali i nie krzywdzili nawzajem.
Organizowałam spotkania "na zgodę" w kuchni - obie strony miały powiedziec co im się nie podoba, oczyścic atmosferę i podac sobie ręce. Oczywiście nigdy się nie udawało - któreś wychodziło, a jak już ktoś zaczynał mówic to wszystko kończyło się wojną. Często rozmawiałam z nimi osobno i namawiałam "no zacznij się odzywac do mamy", "bądź mądrzejsza, zapomnij o tym". Rzadko jednak miałam wpływ na cokolwiek.
Kiedy byłam w gimnazjum, sprawy dramatycznie się pogorszyły, atmosfera w moim domu była nie do zniesienia, a moje oceny wyglądały fatalnie. Nigdy nie czułam tego wszystkiego tak intensywnie jak wtedy, poważnie rozważałam to czy nie odejśc z tego świata, gdzie i tak nikt mnie nie potrzebował, nie przejmował się mną i mnie nie kochał. Wydaje mi się, że miałam jakąś nastoletnią depresję. Całe szczęście kiedy odebrałam świadectwo z gównianymi ocenami, moi rodzice zaczęli myślec. Polepszyło się między nimi, w sumie - między nami. Byliśmy przez chwilę normalną rodziną. Później moja mama poszła na badanie piersi i dostała skierowanie na biopsję, bo coś zaniepokoiło lekarza. Moja psychika podupadła jeszcze bardziej kiedy patrzyłam na mamę, każdego dnia wyglądającą marniej. Nie chciała ze mną wcale rozmawiac, a ja powtarzałam tylko, że będzie dobrze. A tata miał to w nosie, nie powiedział słowa na ten temat - nic, więc mama była w jeszcze gorszym stanie psychicznym.
W obecnej chwili moi rodzice nie rozmawiają już rok. Mój tata zaczął "kumplowac się" z szesnastoletnim bratankiem, który bywał u nas naprawdę zbyt długo. Przeważnie robili coś w garażu, gdzie mój kuzyn mógł spokojnie palic papierosy, a mój tata go krył przed jego rodzicami - chore. Mama wytoczyła w tym temacie działa kilka razy, ja stanęłam po jej stronie. Mój ojciec nie rozmawiał też ze mną, bo wolał towarzystwo obcego gówniarza, nie mogłam tego znieśc. Po milionie kłótni, przestał przyjeżdżac.
Ale między moimi rodzicami nadal panuje cisza. Co gorsza - mimo tego, że staram się byc obiektywna w tym wszystkim, słyszę od jednej i drugiej strony, że mam "sprany łeb", "tatuś mnie podpuścił a ja się dałam jak dziecko", "matka chce mnie wykończyc i zamknąc w psychiatryku", "gdybym powiedział w mojej rodzinie co matka na nich mówi, nikt nie przyszedłby na twoje wesele". Mam 21 lat, tyle lat doświadczenia między kłócącymi się rodzicami, a przyszła chwila kiedy nie wiem, co mam zrobic. Czasami to wszystko we mnie rośnie i wybucham na mojego narzeczonego, który namawia mnie, żebym się zgodziła na rozmowę on-moi rodzice, ale nie chcę go w to wciągac.
Proszę, wręcz błagam o pomoc.
Pozdrawiam, Paula.