Hej Dziewczyny, piszę do Was bo już naprawdę dostaję na łeb. Na początku gratuluję wszystkim, które mają to już za sobą i trzymam kciuki za te, które podobnie jak ja czekają. A ja czekam... Termin miałam na 11.04.2015. Jest już 40+5 i potwornie się martwię. Ale do rzeczy: martwię sie tym, że jestem GBS pozytywna oraz tym,
że w poniedziałek odpadł mi czop śluzowy. W międzyczasie z niedzieli na poniedziałek wylądowałam w szpitalu (czułam się w niedzielę źle, a moja pani doktor, która uparcie twierdzi, że mam nadciśnienie- bo jak mi mierzą u niej w gabinecie to mam 140/100, a w domu jak mierzę mam 110/70- aparat mam sprawny sprawdzałam już kilka
razy u Pani Doktor- wypisała mi skierowanie do szpitala, więc do szpitala pojechałam i tam nikt nie brał mnie na poważnie, aż do momentu, kiedy zrobili mi KTG i orzekli, że mały miał zatrzymanie akcji serca)
Wystraszyłam się potwornie, zaczęłam się trząść i płakać, wzięli mnie na oddział porodówkowy pytali 7 razy o to samo, co chwila komentując to, że przytyłam w ciąży 25 kg.
Badania nie wykazały nic. Podłączyli mnie na całą noc do KTG (bo o mnie zapomnieli), zapis był prawidłowy.
Rano mierzenie ciśnienia: 120/80 (każda położna lała z tego mojego nadciśnienia, którego de facto wcale nie było), badanie: 1cm rozwarcia, szyjka długa i zamknięta. Mówię do tej pani doktor, że ja w tym szpitalu nie chcę rodzić i chcę wyjść do domu. Wypisali mnie na własne żądanie. Pogadałam z dziewczynami z pokoju... Otóż, żeby dostać za mój pobyt w szpitalu pieniądze, szpital musi
mnie trzymać min. 2 dni. Dziweczyny (podobnie jak ja) mają też wysokie ciśnienie jak idą do lekarza, dlatego dzwonią i podają swoje ciśnienie danego dnia, żeby "sztucznie" nie wywoływać nadciśnienia w karcie ciąży.
Przemyślałam i postanowiłam się wyspać w domu i poczekać na rozwój wydarzeń. Na wypisie mam, że powinnam się natychmiast stawić w szpitalu.
To było w poniedziałek. Dziś jest czwartek i mam wszystkiego dosyć. Nic się nie dzieje, poza tym, że wypadł mi czop śluzowy w poniedziałek, a z tego co wiem- co wyczytałam to ten czop śluzowy może wypaść już nawet w 36 tc i nic się nie stanie.
Dziewczyny jestem załamana, dzisiaj idę do lekarza i wiem na 100%, że mi znowu wypisze skierowanie do szpitala, a jak pójdę do szpitala w którym chcę rodzić, znowu mi powiedzą, że za wcześnie przychodzę, bo poród się u nich wywołuje jak ciąża jest 41 + 3.
Dodam, że mam żółte upławy-śluz taki jaki miałam już wcześniej zanim mi czop wyleciał. Więc wody się raczej nie sączą...
Naprawdę już powoli szaleję, bo z jednej strony chcę wiedzieć czy wszystko ok, z drugiej boję się przyznać, że sama wyszłam ze szpitala i nie chcę iść do szpitala, bo znowu usłyszę: fal start od lekarza. (sorry, ale natrafiłam na TAKI personel w tym szpitalu, w którym byłam, że najchętniej urodziłabym w domu).