No nie ma jak własna kanapa!! Po tym prawie dwutygodniowym sanatorium jestem tak wymęczona, że sił starczyło tylko na kanapki z pomidorem i wczołganie pod koc.
I zamontowanie ochraniacza na kołyskę, który najfartowniejszym trafem upolowałam w szpitalnym sklepie. W cenie, o nieba, niższej niż na świętym allegro :>
Ja nie wiem, candy, gdzie Ty na Izbę jeździsz, że Cię tak przeuprzejmie witają, ale kochana, namiary proszę :> Cokolwiek bliżej, niż Ujastki, bo na rany, 50 zeta za taksę dziś pozbawiło mnie wieeeeeeeeeeeeelu paczek draży.
Chude dziękują za kibicowanie i proszą o więcej! Być może tym sposobem dzielnie dotrwamy do wymarzonej połowy stycznia, i wszystkie ginekologiczne izby przyjęć odetchną z ulgą ;)