-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Personal Information
-
Płeć
Kobieta
-
Miasto
Kraków
Osiągnięcia Piotrusia Panna
0
Reputacja
-
Monsound- ja czuję ruchy dziecka bardzo rzadko, bo mam łożysko na ścianie przedniej (i dolnej, ale to już bez znaczenia) i ono tłumi ruchy dziecka. Czuję tylko jak się mocno zdenerwuję, albo po zjedzeniu czekolady/banana. Ale to i tak słabiutko. Niczym się nie denerwuj :) W pierwszej ciąży czułam dużo mocniej, wyraźniej już w 19 t.c. i teraz też już się zastanawiałam czy wszystko ok. Oj, obkupiłam się na Allegro ;) Powiedziałam mężowi że nie trzeba mnie samej w domu zostawiać.
-
Hej, dziewczyny :) Ja jak najbardziej dalej w marcówkach :) Nie odzywałam się dłuższy czas, leżałam plackiem 2 tyg. z powodu podejrzenia niewydolności szyjki, dostałam też luteinę. Teraz już na chodzie jestem, tzn., powolutku i pomalutku wstałam i jakieś tam niewielkie spacery i dużo książek ;) Chwilowo siedzę u mamy na peryferiach miasta- maż musiał wyjechać, mam masę przestrzeni, świeże powietrze... Niewydolności chyba nie będzie. Mam ostrzeżenie żeby uważać na łożysko- leży na ujściu wewnętrznym szyjki i nawet do niego wchodzi. Jeśli w ciągu najbliższych kilku tygodni się nie poprawi, grozi mi łożysko przodujące, ale przepływy w pępowinie mam świetne więc nawet jeśli nie powinno to być zagrożeniem dla dziecka. Dziecko waży już 223 g. (w co aż mi się wierzyć nie chce) a szyjka ma aż 8 cm.- też nie wierzę A mówiłam lekarzowi że dopóki mnie nie zamknie w szpitalu będę myśleć pozytywnie i będzie dobrze :) Chociaż taka szyjka normalna nie jest, może z łożyskiem zmierzył? W każdym razie odetchnęłam z ulgą, chociaż strach gdzieś w środku siedzi i wszystko będzie pewne kiedy w marcu przytulę maleństwo. Pozdrawiam wszystkie- stare i nowe- bywalczynie forum. Madzia86, liczę na zrozumienie i brak starć :) Sama będę się pojawiać sporadycznie bardzo, przynajmniej póki laptopa nie mam a muszę się oszczędzać. Dużo sił i zdrowia dla wszystkich marcowych mam :)
-
U mnie brzuszek jest już wyraźnie widoczny, przeszły chyba za to wymioty, sporadyczne nudności jeszcze są, ale już prawie tydzień nie biłam pokłonów przed muszlą :) Nie ważę się więc nie wiem ile przytyłam, ale przybyło mi co najmniej 18 cm. w pasie :( a taką piękną talię miałam. Co do libido- niestety, trochę się boję i czekam jeszcze jak się sytuacja potoczy, najwyżej odłożymy to do trzeciego trymestru. Ale czuję się jak zwierzątko, na co dzień mam duży temperament a teraz jeszcze bardziej :) Mogłabym z łózka nie wychodzić, więc "chciałabym a boję się". Ginekolog niby pozwolił, ale po pierwsze to przed tym plamieniem miesiąc temu, a po drugie zalecał "powoli i delikatnie"- no ciekawe jak to ma wyglądać Piersi mnie dalej niemożliwie bolą. Przynajmniej znalazłam normalną pracę na etat, dobrze, obiecałam sobie że nic na siłę i odpuściłam już, a tu jakoś wszystko się ułożyło.
-
Madzia86, możesz mi uzupełnić pierwszą stronę, już podaję (chociaż gdzieś po drodze pisałam), mam termin na 3. marca. "3 MARCA" a nie "3 MARZEC", daty się w ten sposób zapisuje (trzeci- z kolei dzień- marca, a nie: trzeci- z kolei miesiąc- marzec). Polecam Firefoxa. Nie wyzłośliwiam się (to nie kafeteria :P) ale dostaję białej gorączki przy błędach ortograficznych i stylistycznych. I obiecuję że jak mi źle wpiszesz to Cię będę w każdym poście prześladować ;) Monsound, gratuluję syneczka! Nie wiedziałam że tak szybko można zobaczyć. Mi chyba powolutku mdłości przechodzą. Jeden dzień czułam się zupełnie normalnie, nie jak w ciąży, wstałam rano i nic się nie działo. Przez moment nie mogłam załapać o co chodzi. Do tej pory to standard był że od pobudki miałam sensacje żołądkowe jak na ciężkim kacu. Za to następnego dnia biegałam do wc po każdym posiłku ;) Teraz tak w kratkę, wczoraj było ok, może dziś też będzie? Dalej mnie biust boli, dalej śpię po 12 godz. albo więcej. Mam szanse na nową pracę z normalną umową, ale nie wyobrażam sobie tego teraz. Brzuszek urósł mi spory, niedługo będzie bardziej niż biust odstawał (a mam spore D). Już jeden znajomy po brzuchu poznał, jego żona taktownie nie chciała nic mówić bo myślała że przytyłam. Szwagierka się śmiała i pytała czy na pewno pojedyncze, w pierwszej ciąży miałam taki brzuch w 5. m-cu, aż mi się wierzyć nie chce że to dopiero początek drugiego trymestru (ja myślałam że to po 13 t.c.). Co do ubranek- część wyprawki pewnie dostanę od kuzynki, ale na pewno będę kupowała też dziecięce w sh,- Kupuję tam też ubrania dla siebie i nie widzę w tym nic złego. Oczywiście wypiorę odpowiednio i wyprasuję. Mamy w Krakowie sieć używanej odzieży- sklepy "ze smokiem"- tam ubranka dziecięce są przeważnie po 50 gr, max. po 1 zł. za sztukę. Można trafić na śliczne ciuszki z H&M, Prenatal czy Motherhood. Nie mam nadmiaru pieniędzy ani takich zachcianek żeby kupować dziecku śpioszki za 40 zł. w które 2 m-ce będę dziecko ubierać. To samo dotyczy moich ciążowych- część mi kupi mąż na francuskich wyprzedażach (albo może lepiej mamę poproszę ;) ), a z poprzedniej ciąży mam dwie pary ciążowych spodni, w tym jedne z H&M, za 4- 5 zł. (za obie pary). Nie mam już śladu plamień, brzydkiego śluzu i innych takich, żadnych bóli, napiętego brzucha ;) Chyba wszystko idzie dobrze.
-
hana81- nie, nie mam gina z Kopernika. Mój przyjmuje w przychodni na Szwedzkiej, i nie wiem właściwie w jakim szpitalu przyjmuje (nawet nie wiem czy w Krakowie). Na Kopernika trafiłam po wizycie u niego. Jedno wiem na pewno- klinika na Kopernika to najlepszy szpital w razie jakichkolwiek komplikacji z ciążą. Przywozili tam dziewczyny z całego województwa. Wszystkie przypadki traktują aż do przesady poważnie. Sama widziałam dziewczynę którą przyjęli ze skurczami, krwawieniem i skracającą się szyjką- w Żeromskim wypisali ją po obserwacji z no-spą. Ale na pewno nigdy tam nie pójdę jeśli zacznę bez komplikacji rodzić w terminie :) To nie szpital dla zdrowych ludzi Mnie też rzuca przy myciu zębów, to chyba norma ;) Dzisiaj jeszcze paskudna migrena, nawet wzięłam Apap, ale wymiotowałam prawie od razu więc nie wiem czy pomógł. Teraz już trochę lepiej, pogoda głupia. A liczyłam że trochę bardziej świeże powietrze po tej burzy będzie.
-
Też w to wierzę, pomyśl że jeszcze odrobinkę i 1/3 ciąży będzie za nami ;) Czasem żałuję że się nie dowiedziałam jak niektóre dziewczyny w 4 m.c., wtedy mniej czekania. Ale wiem że już nigdy nie rzucę tekstem: "niech się już urodzi". ;) Jeszcze tylko trochę, Boże Narodzenie z dużym brzuchem- cała rodzina strasznie się cieszy, nie dopuszcza złej myśli, też wierzy w chłopca- w pierwszej ciąży i mama i siostry (i ja) od razu wiedziałyśmy że dziewczynka, nawet ciuszki takie kupowałyśmy. Coś w tym jest. Moja babcia jeszcze nie wie, będzie ze mnie strasznie dumna. W ogóle się cieszę że taki termin mam, jak będzie wiosna łagodna to będzie można szybko na spacer wyjść, ponoszę małego w chuście jak planuję, na lato będzie już taki fajny, pełzający robaczek na kocyk do ogródka u babci, na zimę- odchowane bardziej. Tu się chyba jakieś prehistoryczne lęki odzywają, bo wiadomo że kiedyś przeżywało najwięcej dzieci urodzonych wiosną (bo do zimy się wzmocniły).
-
W 24. Już wcześniej zaczęły się problemy, chociaż miałam wizyty regularne to nagle przy zwykłej kontroli dostałam skierowanie do szpitala (koniec 19 t.c.). Cztery tyg. leżałam na patologii ciąży. Mała była duża jak na swój wiek i zdrowa, usłyszałam że jeszcze 2 tyg. i pewnie by przeżyła. Nie będę tu straszyć, szczerze powiem że w pierwszej ciąży wiedziałam rzecz jasna że zdarzają się czasem poronienia- ale nie wyobrażałam sobie że nagle w 5 m.c. coś może się schrzanić. Niestety, to jak wyglądał sam poród to trauma do końca życia- chociaż muszę powiedzieć że nie zapomnę z jakim szacunkiem po wszystkim potraktowano i mnie, i dziecko. Dodam też że na Kopernika nikt nie określił mojej córeczki mianem "płodu" a sam szpital zaproponował mi wszystkie dokumenty konieczne do zarejestrowania dziecka w USC, do pochowania jej, do urlopu macierzyńskiego... ja nie wiedziałam nawet że mam do tego prawo, a ponoć zwykle szpitale nie chcą się w to angażować, później mają więcej śmierci przy porodzie "w statystykach". Wierzę że będzie dobrze, ale boję się, przyznaję. Do tej pory pewne rzeczy sobie wyrzucam. Długo nie mogliśmy dojść do siebie, schrzaniło się nagle wszystko co było poukładane do tej pory. Ale mam wspaniałego męża który w czasie mojego pobytu w szpitalu i wszystkiego co było później dał mi najwięcej siły. Liczę na to że w tej ciąży będzie ok, mam większy luz, wtedy za dużo na raz chciałam robić i dałam sobie wmówić że ciąża to nie choroba więc z niczego nie trzeba rezygnować. Teraz mam wszystko, za przeproszeniem, gdzieś, odpoczywam, nie denerwuję się, nie myślę o problemach, bo nic od zdrowia dziecka nie jest ważniejsze. A moje samopoczucie ma na to duży wpływ. Wiem jak ważna jest dobra opieka lekarska- i właśnie w pierwszej ciąży mój gin. udowodnił że jest specjalistą (w szpitalu po zwyczajnym badaniu twierdzili że nic się nie dzieje, dopiero po usg mnie przyjęli- a mój bez usg wiedział). Każdy powtarzał że będę teraz pod stałą kontrolą, dlatego tak mnie wkurzyła pani doktor u której byłam na "zastępczej" wizycie- zwłaszcza jej tekst że ona by zrozumiała jakbym z krwotokiem przyszła, a tak to nie ma potrzeby. Będzie dobrze bo musi być ;) O córeczce nie zapomnimy nigdy, ale to już osobny temat...
-
Monsound- ja po prostu musiałam rzucić... W pierwszej ciąży zdarzyło mi się zapalić od czasu do czasu (wydawało mi się to ok, bo paliłam wcześniej paczkę dziennie). Później zaczęły się problemy i ciąża zakończyła się porodem przedwczesnym, małej nie udało się uratować. Wiem że na to akurat te parę fajek nie miało znaczenia, ale ja nigdy w życiu nie zapomnę tego że nie zrobiłam dla dobra dziecka wszystkiego co mogłam. A wiem że jakby ona żyła, to gdybym oglądała ją pod respiratorem, patrzyła jak walczy o oddech, prześladowałby mnie każdy wypalony papieros. Teraz zresztą łatwiej, mąż nie pali, w domu też palaczy nie mam (jak ktoś pali okazyjnie to na balkonie, tak jak ja paliłam do tej pory). Pewnie, każdy może powiedzieć że to szok dla organizmu- sama potwierdzę to każdemu. Tak, rzucenie palenia, zwłaszcza z dnia na dzień, to szok. Sama przymierzałam się do rzucenia palenia przed ciążą, tylko po prostu nie liczyłam się z tym że tak od razu się uda ;) Ale nikt mnie nie przekona że dziecku mniej szkodzi papieros- pomyślcie że jak się rozwija, suma substancji szkodliwych którą wdychasz to czasem waga dziecka... Ale o e- papierosy zapytam lekarza. Znając życie, i tak jak skończę karmić piersią to wrócę do fajek. Co do męża- on dobrze wie... rozumiem że też jest przemęczony, martwi się jak utrzyma rodzinę (chociaż naprawdę nie ma podstaw ani nie słyszy ode mnie słowa na ten temat), dużo ma na głowie a ja na zmianę płaczę, śmieję się, domagam się spełniania zachcianek i krzyczę... Już dzisiaj przepraszał i przyznał że nawet jakby miał rację to krzyczeć mu nie wolno. Z synkiem czuje się związany, zwłaszcza jak mu mówię że młody jest tak męczący jak tatuś :P Mówi czasem do niego, ja się boję przywiązywać, on nie ma oporów. A mąż dostanie swoją pomidorówkę ukochaną, nawet bym mu ruskie zrobiła jakby było jak ;) Dalej mam focha, ale coś mu się należy po przyjeździe. U nas na szczęście dziś burza, w końcu jest czym oddychać, w nocy było nie do wytrzymania. Strasznie rozkojarzona się robię, chyba faktycznie ciąża się "rzuca na mózg" że tak brzydko powiem :P W pierwszej ciąży wszystko mi leciało z rąk, teraz prace ręczne trochę psuję, szyłam przed weekendem- już się nie wdaję w detale, bo to dużo opowiadania, ale parę elementów na odwrót przyszyłam :P Na szczęście do poprawy wszystko.
-
O, Monsound, to zazdroszczę, ja odkąd się zraziłam na początku nawet na surową cukinię nie mogę patrzeć. Mąż chyba już w tym roku nie zje, biedny bo lubi- wegetarianin na dodatekj, ale zapachu pieczonej faszerowanej nie wytrzymam. Też piłam herbatki z imbirem, ale odkąd biorę Prenatal z imbirem już mam dość, mam taki niesmak w buzi że jest mi strasznie niedobrze parę godzin po kapsułce. Ale wymioty faktycznie mniejsze. W ogóle jem dużo, wczoraj rano bułki z szynką i pomidorem, gdzieś po drodze 7 słodkich herbat, trochę coli, winogrona, banany i nektarynki, pół pudełka Rafaello, na kolację devolay z serem śmietanowym ze szczypiorkiem, ziemniaki i kiszona kapusta, do tego piwo bezalkoholowe... :) Coraz bardziej słodyczy mi się chce, mam nadzieję że mnie wszelkie cukrzyce ominą bo nie potrafiłabym cukru wyeliminować z diety :( I tak już wszelkie używki poszły w kąt, a to duuuża zmiana dla mnie- nie ukrywam, lubiłam papierosy, od czasu do czasu piwo albo jointa :P Żadnych innych, nie upijałam się wódką, nie chodziłam naćpana amfetaminą. Nie chciałam sobie zjechać organizmu. Na początku ciąży tylko sok grapefruitowy piłam i ogórki i kapustę kiszoną jadłam, dziś dżem agrestowy, ciasteczka i sok jabłkowy. Piersi mniej mnie bolą- ale też w końcu mam porządne, wygodne i dobrze dobrane staniki, to już konieczność była. Wymioty mniejsze. Mam nadzieję że to powoli będzie znikać, ale śpię dalej po 10-12 godz., duszno mi strasznie, zwłaszcza w ten upał, skończyło się bieganie po schodach bo mam helikopterek, nawet przy parze (np, przy odcedzaniu makaronu) zaczyna mi się kręcić w głowie. Dziś się dopiero dowiedziałam przypadkiem że jutro święto, kupuję tylko tygodniki w poniedziałki, tv nie mam a w internecie akurat na Onecie nic nie było, a rzadko na inne informacyjne zaglądam. Dobrze że do piekarni zdążyłam :) Męża nie ma, myślałam że on jutro zakupy zrobi. Nerwy miałam okropne ostatnio, pokłóciliśmy się przed samym jego wyjazdem wczoraj i teraz przeczekuję :/ Wiem że krzyczę bez powodu, ale to nie powód żeby on podnosił głos, jakkolwiek mało sprawiedliwie to brzmi :P
-
Monsound, ja czuje że będzie chłopak, śnił mi się nawet ;) Prawie na pewno będzie Jaś- po dziadku. Podoba nam się też Radek (Radosław) i Mieszko, ja chciałam męża na Piotrka naciągnąć, ale pierwszy typ bardziej pewny. Powiedziałam mężowi że jak młody daje mi tak popalić to na pewno syn, i do tego tak okropny jak tatuś :P Oczywiście jak będzie dziewczynka nie będę rozczarowana. Ostatnio coś więcej chłopców się rodzi, prawda? Madzia86, tylko pozazdrościć tego że to taka jednorazowa przygoda :) Ja jak zacznę wymiotować, to już tak leci- dzisiaj rano po winogronach i bananie, później po grzance, później po herbacie... blee... myślałam że już powoli przechodzą nudności i wymioty. Byłam za słaba żeby w ogóle z domu wyjść. Drażliwa jestem okropnie :) Wczoraj taki fajny dzień miałam, cała happy chodziłam, a potem mój mąż wyciął mi pokazowy numer- pojechał wieczorem do hipermarketu i... zrobił połowę zakupów, bo nie zauważył że kartka ma dwie strony zapisane! Na jego szczęście było za późno żeby drugi raz jechał, ale foch i płacz natychmiastowe, bo zostałam bez batoników Bounty, bez ptysi z różową pianką czy capuchino, i bez piersi z kurczaka- a na myśl o devolaju już się śliniłam :( Chyba dziś drugi raz poleci.
-
Monsound- ja też miałam takie obawy,ale dokształciłam się w temacie. Dzieci to jednak pasożyty, wezmą sobie to czego potrzebują, im nie braknie tylko nam... No chyba że w ogóle nie spożywałabyś nabiału (wapnia) to może... ;) O swoje zdrowie się tak nie trzęsę, wyrosłam z problemów zdrowotnych i nawet jak coś to szybko się wygrzebię. Miałam długo anemię ale barszczyk piję, kaszanki jem i mam nadzieję że ciąża nie zaszkodzi. Co do nabiału- żadna ludzka siła nie zmusiłaby mnie do wypicia litra mleka dziennie. Nawet szklanki mleka dziennie. Nawet szklanki mleka miesięcznie, szczerze mówiąc... Mleko jem bardzo sporadycznie jako dodatek do dużej ilości płatków, najlepiej czekoladowych :) Nie piję samego mleka, o zupach mlecznych nie mówiąc... W ogóle jestem dość wybredna jeśli chodzi o jedzenie. W poprzedniej ciąży leżałam 4 tyg. w szpitalu i miałam straszne problemy z tym, po jakimś czasie przestałam otwierać tace bo były wymioty rano (gorąca zupa mleczna) i popołudniu (gotowana marchewka z groszkiem). Kolację dało się przeżyć ;) Tak więc co do nabiału- sporadycznie ser biały albo domowy twarożek (przesalam niestety), mleko czekoladowe a ostatnio pół kubka śmietany... oblizałam łyżkę i nie mogłam się powstrzymać. Z warzyw- ziemniaki i kapusta kiszona. Z ogórków kiszonych się wyleczyłam jak zjadłam takie z czosnkiem- a potworek baaardzo nie lubi czosnku Czego żałuję, bo to świetne lekarstwo w ciąży. Chyba nie o taką dietę mojemu ginowi chodziło.... Za to owoców sobie nie żałuję :) Posiedziałam dziś z mamą i siostrą, młoda już zapowiadała że będzie przyjeżdżała po szkole kąpać mi dziecko bo gdzie ja do noworodka, przecież nie umiem No myślę że mu rączek i nóżek nie połamię... Cieszy się rodzina, fajnie że mam wsparcie.
-
Piszę jeszcze w temacie dla marcówek na kafeterii, i już trzy czy cztery dziewczyny poroniły niestety, jedna zdecydowała się na aborcję (po co taka dziewczyna wchodzi na forum ciążowe?). To jest paskudne, coraz więcej takich przypadków, ale to może też i dlatego że dziewczyny bardzo szybko dowiadują się o ciąży, jeszcze zanim lekarz może ją potwierdzić? To paskudne co mówiłam, ale nie zmienię zdania- jak coś się ma schrzanić to lepiej już, teraz :( Kompletowanie wyprawki to świetna sprawa, tylko poczekam z tym jeszcze :) Na razie muszę koniecznie kupić ze dwa staniki bo z miseczki D wylewa mi się biust zupełnie :P Boli mnie miednica i krzyż, ale pamiętam jak w pierwszej ciąży skarżyłam się na to lekarzowi, zdziwiona że tak szybko, to się śmiał że pomóc mi nie może i tylko coraz gorzej będzie... :) Basen pomoże ale z tym się na razie wstrzymam. Już drugi dzień śluz w normie i mam nadzieję ze tak zostanie. I to mimo biegania po mieście i zakupów. Apetyt mam dzisiaj dziki, kobiet w ciąży nie powinno się do hipermarketów wpuszczać :) Jadłam już podpłomyki z serem i cebulą, kanapki z tłustym twarożkiem, a teraz wykończyłam już drugiego ptysia takiego z różową pianką i cieszę się że więcej nie kupowała bo by jeszcze kilka weszło :) Ale po wczorajszych całodziennych i dzisiejszych porannych wymiotach trzeba nadrabiać :) Jeszcze piwem bezalkoholowym popijam, ale to już musiałam, nie wiem czy zdrowo ale śliniłam się na widok "Zimnego Lecha" :P Na buzi schudłam to nie panikuję, brzuch rośnie. Witajcie na marcówkach, dziewczyny :) To chyba pozytywna wiadomość, przekonać się że ciaża już starsza i już mniej zostało :) Kurcze, 1/4 ciąży za nami, oby tak dalej... Madzia86, moja imienniczka i tylko rok starsza ;) Widzę że pierwsze dziecko i ślub miałaś w tym wieku co ja (tyle że ja swojej pociechy nie mam). I teraz drugie :) Trzymam kciuki za nasze brzuchy.
-
Dzięki za odpowiedź :) Co do zmiany lekarza- mój jest naprawdę świetnym fachowcem z super podejściem do pacjentki, mimo że ta sama przychodnia i też na NFZ. Do niej poszłam tylko i wyłącznie dlatego że nie chciałam być ponad półtorej miesiąca bez żadnej kontroli lekarskiej. Zwykle pyskata jestem i na pewno bym nawrzucała, ale teraz potrzebowałam wyników badań, interpretacji no i zwykłego badania... Byłam tak przestraszona :( Już miałam wyjść po pierwszych wrzaskach na temat tego że "po co mi wizyta". Straciłam córeczkę przy porodzie przedwczesnym i każdy z lekarzy mnie uspokajał że będę pod stałą opieką w kolejnej ciąży, wizyty co miesiąc albo wcześniej. Mój przy pierwszej wizycie przyjął mnie bezpłatnie po godzinach pracy bo potrzebowałam zaświadczenie o ciąży, że to był sam początek kazał powtórzyć betę i wrócić po tygodniu, później kazał zrobić badania i też przyjść- niestety, termin na usg miałam 3 tyg. później i on był na urlopie. To nawet plamienie nie jest, tak jak pisałam- w sobotę zauważyłam jeden mały skrzep, też nie było świeżej krwi, później sporo śluzu podbarwionego krwią. Siedziałam jak na szpilkach, ale od tej pory nic się nie działo, śluz rozciągliwy, brązowy, jasnobrązowy, ciemnożółty i żółty, tak różnie, nigdy wyraźnej krwi nie ma, świeżej krwi ani samego plamienia/krwawienia też na szczęście nie. Dlatego nie panikuję, usg wykazało że łożysko się trzyma, szyjka zamknięta, jajniki ok, żadnych krwiaków w środku nie ma, dziś właśnie cytologię mi robili. Zostaje ewentualnie infekcja albo polip czy nadżerka szyjki, albo to że to był termin miesiączki (choć powinno już być po). Niepokojących objawów coraz mniej, ale wolałabym wiedzieć o co chodzi, infekcje w ciąży są naprawdę groźne- nieleczone. Dlatego pytałam ile na wyniki cytologii się czeka, ja mam powtarzać za niecały miesiąc krew i mocz, i przy tej pierwszej wizycie u mojego gina (2 albo 3 września) odebrać też wyniki cytologii. Jeśli coś niedobrego by się działo, jadę do kliniki na Kopernika gdzie mam świetną opiekę i gdzie nie zostawiają żadnej ciężarnej bez pomocy.
-
Byłam dziś u innej lekarki, bo mój gin. poszedł na urlop. U niego ostatnią wizytę miałam 13.07. W poniedziałek miałam usg, we wtorek robiłam badania krwi i moczu, dla mnie normalne że po badaniach mam zwykłą wizytę, za to dla pani dr. u której byłam- nie. Kobieta na dzień dobry zaczęła krzyczeć na mnie- teksty typu: "po co pani ta wizyta" "po co pani do mnie przychodzi skoro pani lekarzem jest dr. K" "co ja mam pani tutaj zrobić"... Już chciałam trzasnąć drzwiami i wyjść. Niepokoił mnie brązowy śluz który mam od jakiegoś czasu, dokładnie od soboty- usg w normie, bałam się infekcji. Pani dr. zbadała mnie bez wziernika, nawet nie patrzyła na mnie- a dodam że w pierwszej ciąży właśnie przy zwyczajnym badaniu lekarz zauważył infekcję, robił cytologię ale zanim były jej wyniki byłam wyleczona. Tu pani zawołała tylko położną do pobrania cytologii, pytałam czy wszystko w porządku to usłyszałam: na razie tak ale to taka wczesna ciąża że nic nie powiem. Znów zjechała mnie za to że mój lekarz prowadzący ponoć nic w karcie nie zapisuje (zapisywał i wyniki badań, i terminy miesiączki i porodu, i skierowanie itp.- tylko ona nie popatrzyła do karty, mimo że wszystko rozrzuciła po stole). Mimo że wiem że coś jest nie tak, bo skąd ten brązowy śluz, pani dr. to olała. Mam cukier w moczu, nie wiadomo skąd, glukoza we krwi w normie, ale badania mam powtórzyć i wyniki badań moczu, morfologii i cytologii mam odebrać ZA MIESIĄC przy wizycie u mojego gina. Na pożegnanie stwierdziła że nie wie po co mi ta wizyta, ona by rozumiała jakbym krwotok miała. Nigdy nikogo nie wyzywałam na forum, ale chyba zacznę: obiecuję że jeśli przez tą durną pindę, panią dr. M-F która siedzi z pierścionkami na palcach, bransoletkami na rękach, tłustymi włosami i wydziera się na pacjentki, a na dodatek każe im czekać 20 min. (dłużej, tyle ja czekałam) bo w godzinach pracy robi swoje prywatne badania krwi... Jeśli COKOLWIEK będzie nie tak to pani dr. będzie miała problemy. Dziewczyny, cytologią mam się martwić czy można spokojnie czekać do początku września na wyniki? Oprócz brązowego śluzu żadnych niepokojących objawów nie mam.
-
Hej, dziewczyny :) Najadłam się trochę strachu przez weekend, w sobotę przed południem poleciał mi mały skrzep, później śluz podbarwiony krwią... Bałam się jak diabli, ale bez paniki- widziałam że krew nie jest świeża, że nic mnie nie boli- wzięłam prysznic, poleżałam- było ok. Później powolutku próbowałam chodzić i zająć się sobą, dalej nic się nie działo... Do mojego gina się nie dodzwoniłam (dziś dowiedziałam się dlaczego- jest na urlopie), do kliniki w której leżałam poprzednio też już nie... Nikogo z rodziny nie miałam koło siebie, mąż dopiero z zagranicy wracał. Pojechałam taksówką do mamy, tam na spokojnie czekałyśmy na powrót chłopaków którzy przyjeżdżali z Francji :) Dalej było ok, tylko zapowiedziałam że jakby jakieś bóle, krwawienie itp. w nocy to od razu po pogotowie dzwonić. Dobrze że nie jechałam nigdzie, z lekarzami w klinice jest problem w czasie weekendu a wczoraj miałam zaplanowane usg i zobaczyłam w końcu potworka :) Z usg wychodzi mniejszy o tydzień niż z obliczeń lekarza, (za to z suwaczkiem się zgadza) ale usg nie pokazuje idealnie wymiarów, a do zapłodnienia też mogło przy dłuższym cyklu dojść później. Mam się nie martwić, byliśmy oboje i widzieliśmy jak potworek sobie pływa, serduszko mu bije- no za dużo nie pooglądałam, ale chociaż to serduszko, rączki, brzuch i główkę widać. Strasznie się cieszę :) Nie ma też najmniejszych problemów z łożyskiem które się trzyma jak powinno, szyjka macicy też jak trzeba- długa i zamknięta, jajniki w porządku- nie wiadomo skąd mogła ta krew być, może tyle tylko że jakby nie ciąża to bym okres teraz miała. Jutro wizyta u lekarza i mam nadzieję że dalej będzie ok :) Wymioty mnie męczą niesamowicie, dziś nawet po pół herbaty... Najgorzej było jak poszłam z moczem w takim pojemniczku- słoiczku na badania, a tu na drzwiach informacja że w plastikowych kubeczkach nie przyjmują, że można tylko w plastikowych wąskich fiolkach przynosić... Ble, nie wiem co za matoł to wymyślił, dobrze że apteka piętro niżej. Mi było ciężko trafić, a nie wyobrażam sobie co będę robić z dużym brzuchem, jak tej fiolki nawet nie będę widzieć. Mam przelewać ze słoiczka? Do tego tak brudna, śmierdząca toaleta że znów zaczęłam wymiotować, oczywiście żadnego papieru czy mydła, fuj... Co do wyprawki- kupię jak będę pewna że dziecko już bezpieczne jest. Duży wydatek, ale będę odkładała co miesiąc więc problemu nie będzie. A masa rzeczy jest też niepotrzebna jak dla mnie- np. elektroniczna niania, termometr do wody, na razie nawet nad wózkiem myślę- chusta będzie na pewno. Pozdrawiam wszystkie marcówki :)