-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez danka256
-
hejka rozmowy z wami bardzo mi poprawiaja nastrój;) brzuszki macie super, ja też mam trochę brzucha. nie robiłam do tej pory zdjęć, ale na pewno zrobię i tez wstawie. ale ten czas leci wiecie, az sie nie widzi a to tydzien za tygodniem do przodu. ja mam zwolnienie do 20.04 do piatku, wiec wizyta musi byc piatek, sob, pon lub wtorek. do lekarza jezdze 100km w 1 strone wiec zawsze z mezem i umawiam sie bezposrednio przed bo musze uwzglednic prace na gospodarstwie, grafik z meza pracy-zeby mial akurat wolne i czy chce na wizyte do pana doktora czy pani doktor. a zdecydowanie wole do pani- ona jak kobieta poopowiada o dzidziusiu, pokazuje wiele szczegolow. kobieta kobiete zrozumie. a pan doktor sztywno, wszystko ok bez zarzutu i koniec. niby dobrze ale ktora nie lubi poroztkliwiac sie nad swoja pociecha;) czytalam ze piszecie ze lekarze na wizytach mowia wam ze urodzicie predzej niz macie termin - to dlatego ze jest duze czy jak? mi na zadnej wizycie o terminie wiecej nie mowili, tylko na pierwszej ze na 23.08, ale teraz to im powierce dziure w brzuchu na wizycie - niech mi tez przyspiesza;) weselsza sie z wami robie, dobrze mi robi spedzanie czasu tutaj mam moze troche malo czasu ze wzgledu na prace ale staram sie raz dziennie chociaz wejsc. kocham was dziewczyny, jestescie moim natchnieniem na lepsze jutro!
-
czesc dziewczyny, dziekuje wam za slowa otuchy... moze chociaz miedzy wami znajde spokoj i zrozumienie. co do waszych wypowiedzi to jest tak. rozmawialam wczoraj z mezem o tym wszystkim i w efekcie krzyczelismy na siebie. Mysle ze maz czuje teraz taka presje na sobie ze reszta rodziny chce sie razem trzymac a ja nadal chce sie po prostu trzymac od nich na dystans - jesli cos beda chcieli to zawsze im pomoge, nigdy nie odmowilam rodzenstwu meza pomocy, ale sama nie chce na nich polegac bo pozniej zawsze wypominaja. A maz mysli ze wszystko idzie naprawic na pstrykniecie palcem. Najlepsze w tym wszystkim jest to ze nikt mnie nie przeprosil ze tak mnie nazwali juz nie wiem ile dziesiat razy, najlepiej o tym nie mowic, zamiesc pod dywan, a ja mam pewnie wszystko darowac. Uwazam ze naleza mi sie przeprosiny, ktorych nigdy nie uslysze... Troche sie dziwie mezowi ze daruje tak szybko rekoczyny i takie wyzwiska pod imieniem zony, ale nie wiem co ja bym na jego miejscu zrobila. Maz tez twierdzi ze cale te klotnie powodowal jego ojciec, a teraz jak zostala jego matka i brat to juz tak zle nie bedzie. ale mi jest w to ciezko uwierzyc. gdybym to uslyszala od nich to moglabym sie tym sugerowac, ale to sa slowa meza - do tej pory tez nad nimi nie zapanowal a jak wracalismy 2 lata temu na gospodarstwo to mowil ze bedzie lepiej, ze cos zrozumieli i tez sie nie udalo. julka001 tez najchetniej bym sie wyprowadzila chociaz na odleglosc 100km od nich, z reszta nigdy nie chcialam tam wracac, ale kocham meza i zrobilam to dla niego. widzicie niektore z was fizycznie maja problemy ale za to spokoj psychiczny, ja fizycznie nie do zajechania ale psychicznie to codziennie mam dola z tego powodu. a tak z milszych rzeczy to wspaniale czuc jak malenstwo kopie, wyjatkowe uczucie. Moj typ imienia dla dziewczynki to zdecydowanie Julia, zdrobnienie Julka a dla chlopca nie wiem jeszcze. Mam nadzieje ze bede miala córeczkę;) dzis sobie odpoczywam, jestem zmeczona bo wczoraj duzo pracowalam. pogoda deszczowa zacheca do rozmyslań. po tych wszystkich przejściach zastanawiam czy się będę dobrą mamą dla Dzidziusia? Im bliżej do końca tym te obawy narastają. Gratuluję Cassie synka! Ja bedę na wizycie za tydzień, wtedy dowiem sie na 100% czy jest córeczka. DZIĘKUJĘ WAM ZA WSPARCIE!!!!!
-
Przepraszam was dziewczyny ze pisze takie rzeczy, ale czas leci coraz dalej a mi jest coraz ciężej i potrzebuje jakiegos wsparcia. pomyslalam ze wy tez jestescie w ciazy w podobnym okresie do mnie i łatwiej mi z wami porozmawiac...
-
widzisz izzi pewnie dlatego mam takie samozaparcie w sobie, bo spotkało mnie dużo przykrych rzeczy w życiu. Wychowywałam się bez mamy od 10. roku życia. W wieku 19. lat wyszłam za mąż za wspaniałego chłopaka 3 lata starszego. Jednak teściowie mnie nigdy nie zaakceptowali, już miesiąc po ślubie wyzywali mnie od "pi... spod latarni" i jeszcze mnóstwo innych obraźliwych słów. Mieliśmy przejąć gospodarstwo po ślubie, ale w takim hałasie nie dało żyć. Mąż stanął za mną i się wyprowadziliśmy. Moj tata pomogl nam kupic kawalerkę na wsi ale zawsze własne i poszliśmy oboje do pracy na 2 lata. Przez te 2 lata rodzina męża w kółko przekonywała go żeby wrócił i udało im się, a ja z płaczem postanowiłam dac im szansę. Warunkiem było że nadal bedziemy mieszkac w naszym mieszkanku i mąż nadal miał chodzić do pracy, a na gospodarstwo bedziemy dojezdzac. No i tak znow minely 2 lata podczas ktorych pojedyncze klotnie sie zdarzaly, ale korzystalam z pomocy psychologa, który mi tłumaczyl ze to rodzina meza i kazdy z nas jest jak moneta i mamy 2 strony i mam sie skupic na tej lepszej stronie. Dokladnie 1.12.2011 zaszlam w ciąze (rodzina dowiedziala sie dopiero 2 tyg temu ze jestem w ciazy) i slyszalam od nich ze jestem su.., szma..., ze rozkladam nogi przed innymi, ze mezowi cos podsypuje. ach szkoda mowic...:( 1 stycznia pobili meza i wezwalam policje i po 2 tyg tesc wyladowal w szpitalu z wylewem na placie skroniowym, ale rozmawial normalnie, mial czucie. Wylew po 4 tyg zszedl i wtedy zmarl w szpitalu.Do szpitala kategorycznie mialam zapowiedziane od wszystkich (ojciec meza, tesciowa i rodzenstwo meza) ze nie mam przychodzic i w kolko dzwonili zeby mój mąż pojechal bo my juz z nimi nie rozmawialismy. tesc przed smiercia powiedzial zeby trzymali sie razem, oni jako 5 rodzenstwa. a ci co doszli do rodziny to co? teraz maz jest czesciowo w kropce bo wie jak nas skrzywdzili, ale z drugiej strony to rodzina. a ja uwazam ze to nie rodzina.... Wiesz i bardzo mnie bolalo to wszystko co slyszalam na swoj temat, a wiedzialam ze mam małe dzieciątko pod sercem. Ciężko być tak odepchniętym i wykluczonym, gdy jeszcze musisz codziennie tych ludzi ogladac. Teściowie uwazali ze ja jestem po to zeby pracowac i urodzic dzieci, ktorymi oni sie beda zajmowac, a decydowac o gospodarstwie ma tesc z mezem - takie myslenie mieli zaraz po slubie i mieli jeszcze teraz i podejrzewam ze tesciowa dalej tak mysli. 2.09.2012 bedziemy z mezem obchodzic 6 rocznice slubu. Fizycznie w ciazy jest ze mna wszystko ok. Gorzej z moja psychika, caly czas wracaja przykre słowa, wspomnienia. Mąż pewnie by chcial zebym o wszystkim zapomniala a ja nie potrafie. Nie potrafie sie z nimi cieszyc, bo nie docenili mnie jako Danki, teraz sa mili bo jestem w ciazy i może tesciowa ma nadzieje zajmowac sie dzieckiem. a mi to sie nie miesci w glowie zeby dotykala tego niewinnego dziecka, czesci mnie, ktora jest dla mnie tak wazna i dlaugo czekalam na to malenstwo. Powiedzcie czy jestem az taka zla... ze tak mysle. Wiem ze moge polegac tylko na sobie. jak maz jest w pracy a ja jade sama pracowac na gospodarstwo to nikt do mnie nie przyjdzie rozmawiac ani na jedzenie ( na miejscu zostala tesciowa z synem starym kawalerem). a jak jestem z mezem to krążą za nim i to mnie wkurza. Tak sie staralam zaprzyjaznic, zabieralam tesciowa na zakupy, pomagalam tesciowi jak maz byl w pracy w drobnych rzeczach, placilismy za nich wszystkie rachunki zeby mogli sobie kupowac jedzenie i paliwo i reszte wydawac na wnuki jak chcieli albo jakies imprezy. Kocham to malenstwo w moim brzuszku nie chce zeby skrzywili mu psychike tak jak mnie to zrobili. Czy zle mysle? Zazdrszcze kobietom, które maja sie z kim cieszyc ciaza, maja z kim dzielic przezycia, a ja przez te wydarzenia strasznie zamknelam sie w sobie. ale chyba w zlym miejscu o tym napisalam co?
-
czesc dziewczyny, jestem pierwszy raz na forum. tez będę miała maleństwo w sierpniu, termin mam na 23 sierpnia, prawdopodobnie dziewczynka, ale lekarz na 100% potwierdzi na nastepnej wizycie na koncu kwietnia. Ja bardzo chciałabym mieć małą Julkę. Powiekszyły mi się tylko piersi i urósł mi trochę brzuch, a wychodziłoby że skończyłam 21 tygodni. Mam gospodarstwo rolne z mężem i cały czas pracuję fizycznie. Mąż jeszcze chodzi do pracy dodatkowo także co 2 dni pracuję sama. Czuję się na ogół dobrze, nic mnie nie boli. Oczywiście zdarzają mi się gorsze dni, jakieś handry. Jestem dumna, że tak świetnie radzę sobie sama. Chciałam sie z wami podzielić swoimi doświadczeniami. Ja nie zmieniłam trybu życia, pracuje tak jak pracowałam, a dzidziuś jest idealnie rozwinięty i nic mu nie dolgega. Wożę ciężary około 30-40kg na taczce, noszę 20kg worki i naprawdę świetnie się czuję. Oczywiście czuję granice wykonywanych prac, dzidzia mi sygnalizuje ile wystarczy. Gratuluję wszystkim przyszłym mamom i życzę spokojnych kilku miesięcy do rowiązania. pozdrawiam was