Cóż... Sam jestem tatą, który był przy porodzie. Powiem tak. Wszystko zależy od nastawienia obu osób. Nie tylko mamy - ta wiadomo przeważnie chce, by ktoś przy niej był. Ojciec, lub partner sam musi czuć, że sytuacja go nie przerośnie. Poród to nie tylko II faza. Często kobiety trafiają do szpitali w I fazie - a to ładnych parę godzin czekania w skurczach. Wówczas ktokolwiek - kto może podać ręcznik, z kim można pogadać choć chwilę, kto może poprawić poduszkę, podać wodę lub pomasować plecy - jest na wagę złota. Tu mężczyzna przydaje się świetnie. Do tego dobrze, by cały czas móc wezwać położną lub lekarza, którzy przecież na stałe nie są przy rodzących mamach - przynajmniej w I fazie. Co do kulminacji samego porodu - czyli parciu etc. Ja byłem do pełnego rozwarcia i próby urodzenia małego. Synek był jednak za duży i musiało się wszystko skończyć cesarskim cięciem. Powiem tak. Nie wyobrażam sobie być gdziekolwiek indziej wówczas, ale rozumiem facetów, którzy mają przed tym opory. Można się umówić, że np przy badaniu rozwarcia facet będzie wychodził z pokoju... To już jakiś kompromis. Nie jest niezbędny, a obie strony mogą mieć większy komfort. Nie ma co wszystkiego brać na klatę - choć większość decydujących się panów na bycie przy porodzie chce "być" cały cza Podsumowując - facet przy porodzie bardzo się przydaje, ale nie jest niezbędny. Polecam tatusiom bycie przy mamach w tym momencie. Poprzedzić to jednak musi dogłębna rozmowa o tym, czego się boimy albo jak to sobie wyobrażamy. A i apel do mam - jeśli wasz pan za Chiny ludowe nie będzie chciał być w kulminacyjnym momencie porodu - nie znaczy to że nie kocha. A oznacza to tyle, że się obawia, stresuje etc. Przegadajcie, może przestanie, ale nie zmuszać na siłę. Pożytku w takim przypadku z niego i tak nie będzie.