Skocz do zawartości
Forum

Kasiunda

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Kasiunda

  1. Kasiunda

    Ujastek Kraków

    Ja na Ujastku rodziłam 7 tygodni temu, więc mam świeże informacje. Ogólnie z opieki w szpitalu byłam bardzo zadowolona, faktycznie cały czas ktoś przychodzi, pyta, czy nie trzeba pomóc itp. - byłam w szoku, że to publiczna służba zdrowia, Jeśli jednak chodzi o dokarmianie to fakt. Ja nie byłam na tym punkcie tak wyczulna i teraz żałuję - dokarmianie zepsuło mi początki laktacji. Nie wiem czy przez to, ale do tej pory mam problemy. Po porodzie, mimo informacji, że w szpitalu pozwala się na 2-godzinny kontakt skóra do skóry i karmienie na sali porodowej, zabrano mi dziecko i oddano dopiero po przewiezieniu mnie na salę poporodową. Położna ścisnęła mi brodawkę, powiedziała, że pokarmu nie ma, i powinnam dziecko do piersi na trochę przystawić, ale potem podać butelkę. Ja niestety posłuchałam, przecież położna wie co mówi. Rodziłam późnym wieczorem, zaproponowano mi oddanie dziecka na noc na oddział noworodkowy, na co zgodziłam się, wyczerpana 48-godzinnym porodem. Tam znów małego nakarmiono mlekiem modyfikowanym. Potem dostałam surowy nakaz karmienia minimum co 3 godziny. Jednak po mieszance synek po 3 godzinach był najedzony i senny i wcale nie chciał ssać piersi. Kiedy powiedziałam to położnej, kazała znów podać butelkę, bo przecież nie będę go głodzić. Zaklęty krąg, w którym nie było miejsca na karmienie naturalne. Po szpitalu przez kilka dni stopniowo odchodziłam od mieszanki i teraz od kilku tygodni karmię tylko piersią, ale synek słabo przybiera na wadze a laktacja mimo wielu starań nie rozkręciła się tak jakbym chciała. Nie wiem, czy to wszystko wina złego początku, ale ja ciągle obwiniam siebie, że nie miałam wystarczająco wiedzy i determinacji, żeby sprzeciwić się dokarmianiu. Ta historia może stawia Ujastek w złym świetle, więc chciałam podkreślić, że - oprócz tego dokarmiania - byłam bardzo zadowolona zarówno z porodu, jak i opieki poporodowej. Moja rada to: bronić się przed dokarmianiem rękami i nogami i nie oddawać dziecka na noc na "noworodki" choćbyś padała ze zmęczenia, bo tam na pewno dostanie butelkę.
  2. Jak rozumiem, nie stosowaliście żadnych zabezpieczeń, a wyliczenia dni płodnych i niepłodnych nie są oparte na obserwacji śluzu i temperatury, jedynie na długości cyklu? W tej sytuacji oczywiście mogłaś zajść w ciążę. Współżyłaś w 8 i 9 dniu cyklu, biorąc pod uwagę, że wg niektórych źródeł plemnik może żyć nawet do 7 dni, zapłodnienie było prawdopodobne. Tym bardziej, że poprzedni cykl miałaś dużo krótszy, więc skąd miałaś pewność, że i w tym owulacja nie wystąpi wcześniej?
  3. Karolajna, na stronie piekielni.pl czytałam ostatnio historię podobną do Twojej, może wypróbuj u siebie? :) Albo wydrukuj i wrzuć do skrzynki tych sąsiadów. Cytuję: Historie Goszki o nerwowej sąsiadce, przypomniały mi nasze przejścia z sąsiadami. Mieszkanie rodziców mieści się na 3 piętrze, piętro niżej zamieszkiwali dziadek i babcia robiący wieczne zawody, kto będzie bardziej upierdliwy tego dnia. Ich akcje to tematy na wiele różnych historii, ale zajmę się jedną - jak rodzice na dłuższy czas ′wyleczyli′ dziadków z nadmiernej upierdliwości. O moich rodzicach mogę powiedzieć jedno - "złote człowieki". Ale jeśli ktoś usilnie szuka guza, to potrafią się zeźlić. Tak było i wtedy. Siostra była na etapie raczkowania i nieudolnych prób chodzenia. No, jak dziecko - czasem klapnie na tyłek, czy entuzjastycznie będzie biegało na kolanach po całym domu, ale wielki hałas to to nie był. Zwłaszcza, że wszędzie mamy dywany, które takie rzeczy tłumią. Ale widać za mało. Stukania i pukania od sąsiadów były na porządku dziennym. Rodzice starali się hamować mnie (wtedy jakieś 5 lat) i siostrę ile się dało, rozmawiać z sąsiadami - nic. Po jakimś czasie zaczęła przyjeżdżać policja bo "wieczne imprezy i łomot są u nas". Na szczęście panowie okazali się normalni i po nakreśleniu im sytuacji sami sprawdzali jak te "hałasy" słychać u sąsiadów. Okazało się, że praktycznie wcale. Ale to sąsiadów tylko bardziej nakręciło. Aż nadszedł dzień zemsty. Policja znudzona wezwaniami przestała przyjeżdżać już dawno. Po kolejnej awanturze rodzice dokładnie przygotowali mieszkanie - zwinęli dywany i dali dzieciom nakaz zrobienia największego hałasu jaki się da. Dzieciom to na rękę. Przewracały się taborety, ja uczyłam się chodzić w maminych drewniakach (w latach ′ był szał na to), ojciec rozbijał schabowe na podłodze (była niedziela z tego co mi wiadomo) - no istny cyrk na kółkach. Zabawa trwała calutki dzień, w międzyczasie ktoś się dobijał do drzwi, ale jak to usłyszeć przez ten hałas? A wieczorem ojciec zszedł na dół, do sąsiadów. Otworzyli mu oboje, żądni krwi. Ojciec powiedział tylko jedno: - Jeśli państwo nie wiedzieli, to TO jest hałas wymagający interwencji policji i awantur. Mam nadzieję, że teraz widzicie różnicę. Nastał długi czas spokoju...
  4. Witam, ja mam podobny problem, z tą różnicą, że mój 7-tygodniowy synek ciągle trzyma główkę na boku: kiedy leży na boczku to naturalne, jednak kiedy położę go na plecach, zaraz przekręca główkęw prawo lub lewo (częściej w prawo). Boję się, że od tego jego główka zniekształci się, jak mogę przyzwyczaić go do trzymania główki prosto?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...