Wiecie...powiedział mi wczoraj jak wyjeżdzał do rodziców że przed wyjazdem będzie chciał się jeszcze zobaczyć i że nie wie czy dobrą podjął decyzję......
Dzisiaj wraca do Paryża bo od poniedziałku do pracy....nie odezwał się słowem, a ja wciąż przyklejona do okna i nadsłuchuję każdego samochodu jaki nadjeżdża...a telefon wciąż milczy!
Ta WESZ która zniszczyła nam życie mieszka tam z mężem, w Polsce mieszkają w Rzeszowie, wiem że budują razem dom... Jej mąż pracuje na zmiany więc ma suka( przepraszam) pole manewrowe! Gdybym ją dorwała to chyba bym normalnie.....
Najgorsze jest to że moja siostra jest też ochajtana z bratem mojego męża, nawet nie mam siły tam jechać i się wybeczeć....moja mama jest w szoku a tato jak zwykle pewno to odchoruje...sam im wczoraj powiedział o rozwodzie!
Brakuje mi siły na kolejny dzień.....już nie wiem co robić! Wydaje mi się że się poniżam żebrając o niego, ale naprawdę te 8 lat coś dla mnie znaczy....To wszystko co mam!
Najgorsze że dzieli nas 1700km i mam małe pole manewrowe. Pewno w tygodniu przyjdzie pozew od adwokata...Boże nie chce dożyć tego dnia!!!!!!!!!!!!!