Jestem w ciąży, to wielka nadzieja, ale i odpowiedzialność. Mam nadzieję, że doczekam tego cudu narodzin już niedługo, a czas który jeszcze pozostał upłynie spokojnie i bez komplikacji. Początki bywały trudne, najpierw po roku od ślubu dowiedziałam się o chorobie i koniecznej operacji ginekologicznej, po której usłyszeliśmy z mężem wyrok, że może być problem z rodzicielstwem, kolejne półtorej roku to pasmo niepowodzeń i gdy po wykonaniu wszelkich badań lekarze byli niemal bezsilni … doczekaliśmy się cudu poczęcia. Początki ciąży również nie należały do łatwych, pojawiały się plamienia oraz co gorsze krwawienia, co najgorsze to nawet w szpitalu odmówiono hospitalizacji z racji, iż dla nich trzeci miesiąc to praktycznie nie ciąża i nie przyjmują w takim stadium na patologię. Na szczęście z czasem wszystko ustąpiło i teraz już coraz bliżej rozwiązania, by za niedługi czas z mojego ciała wydostanie się na świat nowa istota. Od czasu, gdy krwawienia ustąpiły i usłyszałam radosną wieść od lekarza, że główne niebezpieczeństwo się oddaliło zmieniłam wiele swoich przyzwyczajeń. Najpierw konieczne stało się ze względu na stres i obciążenie zrezygnowanie z pracy i pójście na zwolnienie lekarskie. Zmieniłam dietę na bogatą w ryby, warzywa i owoce, zrezygnowałam z picia czarnej herbaty na rzecz kawy zbożowej oraz zaczęłam stosować suplementy witaminowe gwarantujące prawidłowy rozwój dziecka. Od dłuższego czasu większość prac domowych, zakupów (głównie ekologicznych) oraz obiady przygotowuje mój mąż i powiem, że mu fantastycznie to wychodzi (żałuję że dopiero teraz wyszedł jego kunszt kulinarny), choć czasem musi gotować podwójnie, gdyż przepada za mięsem więc musi dla siebie zrobić coś innego. Staram się jeść inaczej niż do tej pory a mianowicie często za to w mniejszej ilości, rezygnując z dodatku soli a wprowadzając więcej ziół. Unikam huśtawek nastrojów i stresu, gdy nachodzą mnie takie momenty to włączam sobie i mojemu malcowi w brzuszku muzykę relaksacyjną albo oglądam jakiś film, bądź pochłania mnie lektura książki. Mąż dzielnie mi towarzyszy, stanowi, co bardzo ważne, silne oparcie w każdej chwili, łącznie ze spełnianiem moich najróżniejszych zachcianek, aż po czułe i delikatne masaże brzucha i stóp, które uwielbiam. Czuję, że mnie, a właściwie nas bardzo kocha i dzięki temu jestem spokojna i bezpieczna. Większość czasu niestety spędzam w łóżku, ale co drugi dzień staramy się wyjść dotlenić na krótki spacer, by poprawić krążenie w nogach. Ponadto często wietrzę pokój w którym przebywam, by uniknąć bólu głowy z powodu niedotlenienia. Zrezygnowałam w większości z kosmetyków, które często używałam, zwłaszcza zawierających retinol i kwasy owocowe. Obecnie stosuję tylko delikatne hipoalergiczne, dbając zwłaszcza o higienę intymną. Zmianie uległa również sfera ubierania – porzuciłam spodnie dżinsowe oraz uciskowe skarpetki czy springi oraz zastąpiłam bieliznę ze sztucznych tkanin na lekkie przewiewne bawełniane czy lniane. No i zrezygnowałam (ze względu na zwiększone ryzyko zakażeń dróg rodnych) z długich nasiadówek w wannie na rzecz prysznicu w letniej wodzie. Dzięki temu i mąż jest zadowolony, gdyż łazienka nie jest tak długo zajęta a oszczędzony w ten sposób czas możemy przeznaczyć dla siebie. Myślę, że wszystko co najgorsze mamy już za sobą i optymistycznie i ze spokojem patrzę w najbliższą przyszłość oczekując dnia narodzin. Wierzę że ten czas upłynie bez komplikacji a owoc naszej miłości, który przyjdzie na świat wynagrodzi nam wszystko :)