Witam, jestem mezatka od ponad 2 lat, mamy coreczke 2 lata, w naszym malzenstwie nie ukladalo sie od poczatku ale zdecydowalismy sie na slub ze wzgledu na dziecko. Maz naduzywal alkoholu i palil marihuane. Maz ma niezwykla latwosc uzalezniania sie od pzeroznych spraw, gry komputerowe, alkohol, marihuana, gry na automatach. Pod wplywem uzywek zwykle byl mily jednak jak nie bylo co zapalic czy wypic zaczynal sie koszmar, ponizanie, wyzywanie, znecanie sie psychiczne. Po poltora roku malzenstwa zdecydowalam sie na koniec zwiazku i ta wiadomosc cos w nim zmienila. Przestal pic, palic "trawke", grac w gry. Skonczyly sie klotnie choc czasem potrafi mi powiedziec pod wplywem emocji jak sie zdenerwuje ze jestem nikim, nic nie warta, "w jego oczach jestem zerem", potem przeprasza i obiecuje ze sie to juz nigdy nie powtorzy. Dalam mu szanse i poki co nie jest tak jak bylo kiedys. I tutaj pojawia sie moje pytanie/dylemat czy on rzeczywiscie sie zmienil czy to tylo tak chwilowo zeby uspokoic moja czujnosc. Boje sie ze za pol roku albo rok wszystko wroci do teg co bylo, nie ufam mu a z drugiej strony nie chce rezygnowac z tego zwiazku bez podjecia wszelkich prob, zebym potem nie wypominala sobie ze nie zrobilam wszystkiego. On jest dobrym ojcem, dba o strone finansowa. Ale nie wiem czy go jeszcze kocham. Moja samoocena jest przez to malzenstwo bardzo niska, nie pracuje bo zajmuje sie corka.
Pozdrawiam